śniadanie jak zwykle przepyszne, zamówiony transport opóźnia się, więc siedzimy i gapimy się na góry. Wreszcie jest - osobowy transport spółkowy z francuską rodzinką, oni już załadowani, a my w bagażniku przerobionym na siedzisko. - pozycja "na origami". No i tak gruchotani z prawa na lewo i z lewa na prawo, szutrowymi drogami wspinamy się aż na same szczyty, by za parę godzin zjechać do Szkodry. Widoki po drodze obłędne, niestety ekstrawagancka pozycja w bagażniku utrudnia mi podziwianie, nie mówiąc o robieniu zdjęć.
Upał piekło bez nieba, w hostelu brud że ohohoho, idziemy posnuć się po Szkodrze, wszamać, wydać ostatnie leki, wypić drinka nad szkoderskimi dachami i spać.
w szkoderskich lodach, kupa wszystkiego!
cienia się tu nie szuka, cień trzeba stworzyć!
Jedną z rzeczy, która urzeka w Albanii jest to, co chyba i nasza Polska kiedyś miała, sporo wystających spod szarości i biedy, radości, sztuki, optymizmu. Co prawda Szkodra jest już odpasiona w głównym wyrazie, ale nie zturystyczniła się jeszcze na tyle, nie zzachodziła, żeby przestały się pojawiać te drobne kwiatki uśmiechu
de facto...
i Matka Teresa
a tu ostatni alkohol nad dachami Albanii
*
05 sierpnia 2019 (niedziela)
Jedziemy do Ulcinj, z drogi pamiętam jakieś senne majaki, a w Ucinj wściekło się piekło, czyli nadal upał, tym razem pomnóż przez 2. Docieramy do naszego guesthousu na górze, w lasku sosnowym, z przesympatycznym właścicielem Janko, z klimatyzacją i widokiem na starówkę i morze.
Trochę otdycha i idziemy w miacho.
Byłyśmy z Aniet ongi w Ucinj (jakieś dziesięć lat nazad?) i teraz nie sposób poznać miasteczka, ni cholery nie znajdujemy miejsc, w których byłyśmy, no, oprócz starówki, bo ta jest w tym samym miejscu i zegarowej wieżyczki. Rybacka mieścinka otoczona wianuszkiem gajów oliwnych, z cupnietymi na brzegu knajpeczkami rybnymi, w których dziwowano się na nas turystów, z pustymi plażami, teraz zamieniła się w Sopot. Tylko brudniejszy, ciaśniejszy i z cieplejszym morzem.
Pijemy piwko w jednej, później jemy pyszną rybę w innej knajpie na starym, burżujsko, a co! Właściciel rozrzewnia się nami i zaprzyjaźnia natychmiast, opowiada nam swoje życie i żegna się później jakby żegnał rodzinę.
Wieczorem wreszcie mogę zamoczyć kuper w morzu, acz w towarzystwie sryliona moczących kupry innych turystów, a później wracamy i lu lu .
*
06. sierpnia 2019 (poniedziałek)
Gnamy do Podgoruicy, by tam, na lotnisku czekać pół dnia (opóźnienie lotu) na wielki finał. amen.
Ps: Podgoricy tez nie poznajemy, ale też niespecjalnie ją widziałyśmy i poprzednio i teraz.
a tu ekscentryczny strój podróżny złożony z ostatków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz