Sytuacja po drugim (po 13 dniach od pierwszego) udarze mamci;
do południa czytamy o księdzu Janie Kaczkowskim, w południe Życie na
gorąco, w wolnych chwilach i wieczorem czytam wywiady i rozmowy z
Charlesem Bukowskim, jeśli zwariuję, powiedzcie mojemu przyszłemu psychiatrze o możliwych przyczynach...
Ps: Jeśli zwariuję wyraźniej...
Ps2: Jeśli jakiś psychiatra będzie chciał w ogóle z wami o tym rozmawiać...
Ps3: Możliwe, ze to już jest wytwór mojej wyobraźni i pisze mój psychiatra....
Ps4: Albo mój kot...
a tak poważniej, to obecnie mam robotę siedzącą, czyli siedzę z mamą, a to oznacza, że ciężko mi zajrzeć na bloba i uzupełnić chociażby braki und zapisać coś o Albanii.
statystyka to okrutna nauka, która za dobre nagradza, a za złe karze,
czy jakoś tak; i tą statystyką nas medicus pozamiatał szachmat. niemniej
wobec statystyki istnieją środki zaradcze w postaci wiary, nadziei i
miłości (jeśli są na sali wierzący w nią jeszcze ludzie) i tychże
imion się trzymiemy.
mama uczy się rozumieć, rozróżniać pojęcia, mówić, stara
się uprawniać rękę mimikę, chodzenie oraz przede wszystkim stara się
usprawniać swoją cierpliwość, bo wolę walki ma, a z cierpliwością to
różnie.
na razie najlepiej wychodzą jej "kurwa mać", "skurwysyn" (to o
pewnym człeku znanym w bliższych tu kręgach) i alternatywnie "o Jezu",
żeby nie było. poza tym czasami mam wiele ubawu z nauki "tak" i
"nie",a czasami mam ochotę strzelić się zadnim kopytem w czoło.
nie
muszę chyba dodawać, ze cały czas umieram ze strachu, że coś się znowu
wydarzy i opanowywanie tego strachu muszę z kolei ćwiczyć ja.
żeby nie
zwariować. odśpiewujemy różne rzeczy, mówimy wiersze, a niedawno
podsłuchałam dobiegający z pokoju mamci hymn nasz narodowy odśpiewany z
zachowaniem bisu refrenu i oczywiście 4 zwrotki, a zatem mamcia,
jakkolwiek lewak, to silna patriotka jest.
poza tym to co było do tej
pory smaczne i dobre, teraz jest ble, jest siąkanie nosem na temat diety
z ograniczoną ilością mięsa i zdecydowany bunt na picie wody w
stosownej ilości. ale nie jest źle, no może poza przypadkiem, kiedy moja
siostra Jola usiłuje mówić do mnie przez telefon wersalikami bardzo głośno i
wyraźnie, mam nadzieję, że nie wejdzie nam to w nawyk i nie będziemy
tak mówić do ludzi na ulicy.
O rany, blog spot mi nie pokazał poprzednich wpisów i zatrzymalam się na planach Albanii!!
OdpowiedzUsuńA tu takie rzeczy... Ściskam Wuszko i strumienie energii dobrej ślę, trzymaj się mocno :*
A z tym przeklinaniem to fakt, najlepiej wychodzi, mój dziadek miał tak samo ;) I to nawet bez "o Jezu".
łitam Dyjable, toz ja nie jestem zaraz wyrywna, że trzeba czytać bieząco, zwłaszcza, że nie pisuję bieżąco, a nawet nieciurkająco :D Cieszę się, że w ogóle ktoś jeszcze przywlecze się tu czytać i skaczę wtedy z radości, zwłaszcza, jak mam znak, że tak naprawde jest i jest jakiś czytelnik (pamiętasz wystawę plakatu na dworcu lub te dłonie z poszukiwany poszukiwana /nikt mi nie uwierzy/ ;D) Mama miała pierwszy udar zaraz po moim wyjeździe do Blabanii (mam nadzienie, ze nie z tego powodu), a drugi zaraz po moi powrocie (mam nadzienie tym bardziej, że nie z tego powodu) Wot żyzń takaja
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Istoto Kolorowa. Kreatywna to Ty zawsze byłaś, a i rysunek nie był Ci obojętny. Cudna jesteś :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam... i Szarość i Kolor
Niech Wam się polepsza :*
dzięki Bińku :)
OdpowiedzUsuń