na przekór zimie, którą lubię i któremu
to lubieniu mam zamiar dać wyraz wkrótce (ach te pobożne zamiary i
nadzieje vel namiary i złodzieje), no więc może nie na przekór, a nad
wyraz z szacunkiem do zimy, wyhodowałam sobie z pestki mango. i choć
zajęło mi to trzy lata, nie że to jedno mango, tylko tyle czasu zajęły
mi przygotowywania (trening wysokościowy, siłowy, wytrzymałościowy,
próby ze sprzętem, szukanie sponsorów, układanie psów zaprzęgowych do
snu i takie tam/ a tak naprawdę wyjęcie sryliona pestek ze sryliona
mango, wyszorowanie tychże pestek, wysuszenie tychże pestek na wiór i
zgromadzenie tychże pestek na półce w komórce), więc choć zajęło mi to
trzy lata, ku uciesze gawiedzi i tej części mej familii, która złożona
jest z podłych niedowiarków i prześmiewczych grzeszników, mango
któregoś* dnia wyrosło. nadmieniam, że wykorzystałam całkiem nowe mango i
całkiem nową zupełnie niewysuszoną, ale równie wyszorowaną pestkę.
voila!
a druga pestka już się zbiera do wystrzału.
wyhodowałam
też zupełnie od niechcenia, pogwizdując i kiwając palcem w bucie
(pogwizdywałam ustami, nie palcem, rzecz jasna) papryczkę cayenne w
doniczce u storczyka, a od lat 34 rośnie mi pięknie drzewko pomarańczowe
również z pestki wyrosłe. i kto jest wielkim ogrodnikiem, ha!?
*czyli w czasie świątecznym, błogosławione niech będą cuda i dziwy na tej sponiewieranej zębem czasu ziemi!
Ps: miałam też kiedyś ananasa wyhodowanego z kity ananasa, ale coś go wżarło w końcu.
Ps 2: sadzę imbir
gratuluje :) w naszym klimacie tylko fasola daje sie odhodowac, takze czosnek ( dla kwiatostanow ) i grejpfruty okazjonalnie
OdpowiedzUsuńo, to już całkiem spora kompania!
Usuń