Pisać mię się nie chce, z pisania wypstrykuję się smarując pouczające, a zarazem krzepiące (taki jest wymóg) elaboraty na kartach dziecięcych fantazji ułańskich, czyli testach, kartkówkach, w zeszytach i MEN wie dzie jeszcze. Nikt tego nie czyta, a tym bardziej nie bierze do serca (nadmienia o tem zasada "srałeś dzisiaj?"* wymyślona przez moję koleżankę z pracy), ale wymóg jest taki, że nauczyciel ma smarować krzepiące i pouczające notatki czytelnym, pięknym i pouczającym pismem, to smaruję z ozorem wywalonym na brodę i własną stopą ustawioną na własnej głowie.
Z powodu smarowania po zeszytach, uczestniczę w necie rzecz jasna, gdyż komputer otwarty mam na rozścież, ale uczestniczę biernie. Aaacz czasami przychodzi chwila pełna szaleństwa, że kompulsywnie wonczam się w wir-tualn-ego życia i smaruję własne fantazje, może niezupełnie ułańskie, ale takiej np pierwszej brygady zmechanizowanej imienia Soroki.
Pisać mię się nie chce, ale innym ludziom chce się i robią to znakomicie, a nawet umią zrobić fantastyczną do tego plastykę i ja się zapytowywuję - dlaczego nie ma tak na świecie, że się wydawcy mogliby po albo i za drapać, żeby wydać taką fajną na ten przykład książeczkę, która byłaby kupiona może nie w sryliardzie egzemplarów, bo sryliard ludzi nie posiada tego absurdalnego wysokiego zamku komplementarnego do onego napisanego klucza (albo i odwrotnie), ale co piąty jaki może?
Więc czemu wychodzą dziesiątki "gotujmy z siostrą, bratem, lekarzem, moją surykatką, andżeliką z jak oni skaczą po dowowdy" albo "moje autobiografie" (sic!) napisane duchem a nawet duszkiem. I to wszystko schodzi (może tez i dlatego, że wielbiciele absurdu i piękna znajdują upodobanie w najróżniejszych świata stronach), a piękne rzeczy nie?
A twórcy dobrych, pięknych i co ważne - własnoumysłowych rzeczy muszą przegryzać się przez karton, tynki, ścianki działowe, podwieszane sufity i kłęby zetlałych skarpet, przegryzać sobie słapki, skórę, tętnicę i obróżki, by wylądować w czeluści szuflady (takie niebo dla pieknych, dobrych i własnoumysłowych rzeczy, dokąd idą, jeśli były naprawdę dobrymi rzeczami).
I myślę - dobrze, że ten net jednak trochę jest. Trochę dobrze,a trochę nie, jak ze wszystkim.
Tutaj książeczka Emi z wizjami opartymi o Nabokowa, któren jak wiadomo, był zapalonym entomologiem
a tu książeczka Emi ze sforzątkami
* metoda "srałeś dzisiaj?" polega na sprawdzeniu, czy ktokolwiek czyta te nauczycielskie wypociny, poprzez zapisanie rzeczionej formuły i obserwację reakcji. nigdy nie wypróbowałyśmy, ale pokusa jest
Ps: Kwitnie bez i zlałam gruszkówkę.
Żuję sobie właśnie zetlałą skarpetę i zauważam że mnie podlinkowali. Może lżejsza odmiana metody "srałeś dziś?", mająca by polegać na podmianie jednego słowa na jakieś bliskie podobne, żeby w razie czego można było się wymknąć oskarżeniom, np. zamiast "sumiennie" - sumiasto, "prace domowe" - ptactwo domowe itp. dawkowana w stężeniu 1%. Albo Amicisa "Serce" krzepiąco przepisywać. Z zawijasami.
OdpowiedzUsuńheeeej! Emi, udoskonalasz metodę! ale zapłacimy Ci w glebie brunatnej! : D
OdpowiedzUsuń