niedziela, 1 czerwca 2014

niepokój bez sufitu

jakiś czas temu, wystraszyło mnie poczucie, że bloga czytają ludzie. na początku nie czytał go nikt, później kilka osób z najbliższego kręgu, teraz obcy (pardon za wrażo brzmiące słowo). w zwiazku z tym przestrachem nagle nielota utraciła część ze swoich funkcji, bo jak każdy grzeczny blog, miała być częściowo autoterapią i wziernikiem doumysłowym, gdzie (biorąc też pod uwagę, że to mój sufit) dzieją się rzeczy dziwaczne, głupie i częstokroć wstydliwe, to znaczy takie, których się sama przed sobą wstydzę. 

a przetrenowałam, obnażenie własnych słabości wkłada niejednokrotnie oręż do rąk tym, którzy niekoniecznie chcą naszej krzywdy, ale czasem po prostu tą bronią machają, tnąc nam firanki i obicie pluszowe kanapy, a czasem to i palec utną aż po łokieć z tego zapału. więc wystrachałam się tych obnażeń i teraz mi brakuje. okazało się, że brakuje dziś przy okoliczności szukania dowodu na zaistniałą możliwość jakiejś tam wojny wewnętrznej. czytałam ci ja sobie posty stare, starszawe, sprzed lat kilku i myślałam, jak to ładnie, tak móc pisać prosto i odważnie, jak do siebie, jak do ściany. teraz najpierw rozglądam się trwożliwie wkoło, czy kto nie widzi, później owijam siatką maskującą dla pewności dopychając krzakami i jeszcze sadzę na wierzchu paprotkę. organizuję trupę cyganów i wędrownego kuglarza, żeby zrobić cyrk obok i żeby nie musieć tłumaczyć się z takiego, a nie innego stanu umysłu, mazgajstwa, nieporadności, strachu, miłości, głupoty i tego wszystkiego, co wypływa mi tu na wirtualne karcięta. 

ostatnimi czasy gęsto muszę tłumaczyć się z tego w życiu, co mi idzie z trudem, no bo jak objaśnić, dlaczego nie daję na forum X zapytania, dzie najbliżej mnie mogę naprawić aparat, tylko proszę kolegę, żeby mi go do naprawy zabrał na drugi koniecpolski (hrabia), co w tym momencie wydaje mi się fantastycznym pomysłem, bo prosty i kolega zna się bardzo dobrze na aparatach, zresztą na wielu innych rzeczach tez zna się bardzo dobrze. 
no i... dlaczego nie dajesz? zapytacie Państwo, no i ja nie wiem. tłumaczenie skończyło się setną kłótnią, moim rykiem, kiedy przyparta do muru naprędce wymyśliłam wytłumaczenie akceptowalne przez strony - wstydzę się. oczywista to nie jest prawda, bo nie o wstyd idzie, a raczej o zawstydzeniowe poczucie, że nie będę umiała wyjaśnić, a  także, że mam lęk przed ... no właśnie przed czym? przed formalnościami, urzędami, przed lekarzami mam lęk, przed bankiem, zmianą rachunku oszczędnościowego... oczywista wszystko to robię (oprócz chodzenia do lekarzy, wyjąwszy stomatologa na którego fotel siadam po głupim jasiu i z siostrą moją rodzoną w roli przysłowiowego trzymacza za rękę), ale... ale za każdym razem, kiedy mam to zrobić, przedzieram się przez zasieki w mojej głowie, gąszcz blokad, pułapki wybuchowe, chitrze rozmieszczone zapadnie "bonie" i takie tam. ostatni szaniec, jaki muszę pokonać to trawnik pod miejscem docelowym, bo wierzcie lub nie, zawsze na tym trawniku ogarnia mnie taka senność, że przyrzekam, muszę przyśpieszyć kroku, inaczej położyłabym się w środku miasta i zasnęła. 

no więc wiję się w objaśnianiu tego, ale to rzadko jest rozumiane, co z kolei rozumiem doskonale, bo gdyby mi kto takie dyrdymały opowiadał, pewnie też szarpałabym go za uszy żądając prawdziwego sensownego objaśnienia. no to objaśniłam, że "wstydzę się" i już. i teraz z kolei mam przesrane, bo wyszłam na ofermę. i idiotkę. i dziecinadę. i niekumatą istotę, która nie orientuje się czy jedzie Interregio, czy TLK (phi, wychodzę z założenia, że mam jechać po prostu tym dobrym pociągiem, gdyż złe pociągi idą do piekła, a niektóre  do Bydgoszczy, a w Bydgoszczy jeszczem nie była). w każdym razie rzecz stała się niejako anegdotyczna i to nie jest czuła i zabawna anegdota, raczej połajanka z przykładem. o

no i tak sobie pomyślałam, ze napisze o tym, bo inaczej zamęczę moich przyjaciół jęcząc im w mankiet i chlipaniem mocząc ich zamszowe buty. w ramach odciążenia. przywracam funkcję autoterapeutyczną temu blobu,a  ponieważ umieściłam ostrzeżenie przy wejściu dotyczące pełnoletności, dodam jeszcze - i chuj !

*

A właśnie przed chwilą przyszedł mi świetny argument objaśniający - dlaczego nie przebywam na rodzinnych  pogaduchach, dlaczego nie spędzam całych dni z mamą w kuchni. otóż powiem wszystkim, że pisze książkę, czym zaskarbię sobie wielki szacunek i prawdopodobny spokój, a na pewno wyrozumiałość. bo książki w moim domu to skarb, a jak kto jeszcze książkę pisze ho ho ho...

a jak wiadomo, książki pisze się latami oraz ołówkiem (bo tusz się rozmazuje pod wpływem wilgoci)

*

i żeby nie było, bo usłyszałam ongi zarzut schlebiania sobie tym dziwactwem. wcale nie jestem jakoś dumna z powodu, ze mój umysł działa innymi trybami, nie rajcuje mnie jakoś specjalnie, ze w oczach ludzi jestem dziwakiem, wręcz przeciwnie, cholernie utrudnia mi to komunikację i wymaga w pip energii i stawania na uszach, żeby odpowiednie dać rzeczy słowo. i najczęściej popełniam grzech zaniechania, opadają mi łapy i już mi się nie chce. a później jest mi w wyniku tego cholernie smutno, ze nie próbowałam, że nie umiem objaśnić, że nie zrobiłam w kwestii porozumienia wszystkiego, co możliwe, tylko naprędce wymyśliłam jakieś hasło, które rzuca na mnie jeszcze dziwaczniejsze i czasem to nawet podłe światło, a w podłym świetle wygląda się niewyraźnie. i brzydko. a która baba chce brzydko?



Ps,a  tu z Wikipedii bardzo ciekawa konkluzja:

"Jej sława rosła i zwróciła uwagę zamożnego kolekcjonera skamieniałości Thomasa Bircha. Poruszony ubóstwem Mary i jej rodziny wystawił na sprzedaż swoją kolekcję, a dochód z niej (ok. 400 funtów) dał Mary. Dzięki temu Anning mogła kontynuować poszukiwania, a jej brat został tapicerem."

11 komentarzy:

  1. Pisz, pisz, Wuszko, a sława Twoja będzie rosła i zwróci uwagę jakiegoś zamożnego, który Cię dodatkowo ubogaci :)
    No i oczywista, nie skrzywdź czasem NIELOTKI, nie spraw by zmieniła się w NIEBYTKĘ ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emerytke! ; D

      yyyy, żadnej uwagi, żadnego ubogacania, żadnych zamożnych, ubogich, w duchu i bez ducha, łojezu, nie życz mi źle!

      Usuń
  2. Rozumiem i chcę kontynuować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sunie po języku "ichuj", ale chyba nie wypada, gdyż słowa mają swoje kondolencje i adnotacje ;D
      dzięki, Emi za twoje napataczanie u nielota, jesteś mię światłem na tem najgłupszym ze światów, ze swemi obrazkami i tekstami, no i nie mogę nie wspomnieć, że są też kury...
      :D

      Usuń
  3. Pani szanowna się nie martwi, znam te stan cokolwiek. Jak się trzeba przełamywać, żeby wyjść i w ogóle działać. A nie da się nie działać, bo działać trzeba. Takie trochę jakby się człowiek w sobie zaplątał i to jest podwójnie irytujące - raz, że poczucie zaplątania, dwa, że poczucie, że zaplątanie jest tylko jakąś tam projekcją w mózgu.

    Się trzymaj, kierowniczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. istnieje na to rozwiązanie, co prawda bardziej z doskoku, ale zawsze - idę spać albo leżę głową na biurku. cześć rzeczy w tym czasie huknie, inna część się rozsypie, świat zmieni się o pół stopnia, płyta północnoamerykańska i euroazjatycka rozsuną się o kolejny ułamek milimetra, motyl w Amazonii pierdolnie skrzydełkami o powietrze i jak się podnoszę to niektórych rzeczy już robić nie trzeba. : ]

      Usuń
  4. Pisz, moja Ty siostro, kochana dziwaczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. phi! nie jestem dziwaczką, z mojej strony rzecz wygląda następująco - większość ludzi jest porąbana, chcą np sprzątać w sobotę rano, kiedy następuje święty czas czytania w łożku, upierają się, ze pranie wiszące w deszczu, kiedy się nie ma ochoty po nie pójść, na pewno zejdzie z tego świata i będzie wielka ponura katastrofa, bo się raptem zostanie bez dwóch par majtek i rozciągniętego swetra .. ; P
      i takie tam, nie mówiąc już o rzeczach poważnych : ]

      Usuń