środa, 28 sierpnia 2024

Саламатсызбы 1

 12 sierpnia (poniedziałek)

Moimi urodzinami zaczyna się podróż. Wylatujemy z Wawy i przez Stambuł lądujemy w Biszkeku. Jest nas 13 osób niecierpliwie czekających na przygodę.


13 sierpnia (wtorek)

Rano trzy razy przestawiamy budzik "na później", co skutkuje niezejściem na śniadanie. No trzeba było odespać, to zrozumiałe. Wychodzimy na miasto.

Trochę Biszkeku, który jest postkomunistycznym, brzydkim miastem. Trochę przypomina mi Tiranę, ale bez jej szczególnej magii. Ot miasto szarych, zmęczonych domów i dążących w swoich codziennych sprawach ludzi. Upał. Na ogromnym bazarze Osh, kupujemy bakalie, przyprawy i o losie wycieczkowy, absolutnie genialne spodnie, to będzie hit wyjazdu.





Obiad w barze typu mleczny ze smacznym jedzeniem. Ja biorę boso łagman, czyli rodzaj naszej zapiekanki makaronowej, Justa manty - pierogi.

Spacerujemy po mieście. Tu pomnik upamiętniający rewolucjonistów, jako symbol zwycięstwa dobra nad złem.

Obiad w mlecznym barze, spacer po bulwarze...


Muzeum Historii ma ładną bryłę i wnętrze smaczne. W salach przegląd od starożytności do współczesnych czasów. Szczególnie zachwycają mnie te stare artefakty, zdobienia, ślad artystycznej duszy ludu koczowników, chętnie spędziłabym tam więcej czasu napawając się detalami, jednak to nie jest główny cel naszej podróży i trzeba się sprężać.



Przed muzeum pomnik mitycznego bohatera Manasa, którego żywot, a także żywot jego syna i wnuka, tworzą trzyczęściowy narodowy epos zawierający dzieje najdawniejsze kirgiskiego narodu. Postać będzie towarzyszyła nam na ścieżkach.

Kolacja w dużym kompleksie restauracyjnym na świeżym powietrzu. Drewniane szkielety naśladujące jurty, dwie olbrzymie tace wypełnione mięsem, pyszne warzywa. Mięso to podstawa diety Kirgizów, będzie go naprawdę dużo.



A później  nocne gadki  z Justą  i  sen


14 sierpnia (środa)

A tak, tym razem nastawiłam budzik o godzinę za wcześnie i nieco zdziwiło nas, ze jeszcze nie ma śniadania.

Ruszamy do parku narodowego Ala-Archa, taki treking aklimatyzacyjny, który wypluł mi płuca. Na 2200m.n.p.m  przewyższenie 1000m w ciągu 4km, to dla nizinianki niebywszej trzy lata w górach, spore wyzwanie.
Najpierw skała Pęknięte Serce (mamy z Justą swoje wytłumaczenie skąd taka nazwa, choć może bardziej powinno być pęknięte płuco), wchodzimy tu wspinając się dość stromo w przepięknym lesie
Później płaskowyż Tepshi Plato, którym idzie się bardzo wygodnie, przyjemnie i przez jakiś czas po prostu bez potrzeby wciągania zmurszałego cielska po stromiźnie. Rozległa łąka górska pozwala podziwiać oszałamiający widok na góry i rzekę, no i oczywiście wziąć oddech.
następnie dochodzimy do rozwidlenia drogi na odnogę prowadzącą do wodospadu Ak Sai, tam ląduje część wycieczki, ale my ruszamy dalej do bazy Racek (3300m n.p.m.) pod szczytem Uczitiel. 
Trasa jest stroma, spod butów osypują się kamienie, przechodzimy przez rumowiska skalne i ostro pniemy się pod gorę po piargach. W dole cudowna rwąca rzeka Ala-Archa, od której park bierze swoją nazwę. Wody rzeki to źródło butelkowej wody mineralnej, której nabieranie do cysterny obserwujemy w drodze powrotnej. Rzeka wypływa spod lodowca i z łoskotem toczy materiał skalny wśród wszechobecnych tu jałowców (archa).

Pogoda cudowna, krajobraz wraz z kolejnymi spazmatycznymi haustami wciska się pod skórę, w drodze do Racek mam dziesiątki mniejszych i większych zwątpień, ale Beata która sapie ze mną, zakazuje mi tego zwątpienia i bezwzględnie każe piąć się wyżej. No to pnę, zalana potem, skrzypiąc wątłymi kolanami (durnowata wzięłam tylko 1 stabilizator), chrzęszcząc na skałach, sapiąc jak lokomotywa, idę i idę. Po drodze mijają nas alpiniści z wielkimi jak góry plecakami, mijają nas górscy biegacze, mijają nas cierpliwe skarabeusze, z niektórymi gawędzimy po rosyjsku, a później jest! Docieramy do Racek i pamiątkowe foto i trzeba schodzić bo dzień zaczyna się nachylać niebezpiecznie pod ostrzejszym kątem i wśród szczytów pomrukuje burza, i kiedy po licznych zjazdach na dupie (zamorduję te buty!)udaje mi się dotrzeć do naszego busa, to nie mam siły ruszyć absolutnie żadną częścią ciała.











A później kolacja, pogaduchi do poduchi i sen.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz