"Do jeszcze nienarodzonych, do wszystkich niewinnych wiązek jednorodnej nicości: strzeżcie się życia. Zaraziłem się życiem. Zapadłem na życie. Byłem wiązką jednorodnej nicości i wtedy nagle otworzyła się mała dziurka. Wlały się przez nią światło i dźwięk." (Kurt Vonnegut, Rysio Snajper, tłum. Marek Fedyszak)
Jedna z najpiękniejszych genesis, jakie przeczytałam, a mam kilka w swoim raptularzyku. Rzecz jest Vonneguta. Tak zaczyna się Rysio Snajper, opowieść o tym, jak udaje lub nie udaje nam się żyć z naszą własną miernotą. O stawaniu na palcach, żeby być wyższym, o tym jak ciężkoznoszalne jest pogodzenie ze stanem rzeczy i też o tym, czy umie się wyłuskać niezwykłość z tego, co chcielibyśmy, żeby było niezwykłe, a jest zwyczajne. Opowieść o smutku, alienacji, ostracyzmie i pozorach. O tym, jak pojedyncze wypadki nas definiują (nazwałam to ongiś zasadą spektakularności).
Zresztą sami sobie przeczytacie, tutaj chciałam tylko powiedzieć wam, jak piękną jest dla mnie ta koncepcja otwierających się i zamykających dziurek, które są tylko oknami do światła wytwarzanego dzięki istnieniu bańki świata zdefiniowanego, jako nasze realium.
Od lat wyobrażałam sobie, że jest taka przestrzeń, w której wszystko jest połączone, w której my wszyscy jesteśmy połączeni i od czasu do czasu otwiera się ścieżka, z której można czerpać, wizje, wiedzę, rozumienie, obrazy i czasem do tego mamy wspólny dostęp. Później w kompletnie dalekich stronach, trafia się na cudze ślady tego, co "wymyśliliśmy", choć wcześniej nie mieliśmy możliwości wspólnego poznania, czy inspiracji.
Vonnegut rozpylił taką przestrzeń, która jest negatywem mojego wyobrażenia, w której wszyscy jesteśmy, trwamy wzajemnie przeniknięci, nieskoncentrowani, bezsłowni, połączeni, a właściwie będący jednią. Od czasu do czasu otwiera się dziurka, która wpuszcza promień światła, potok informacji z zawieszonej w jedni bańki. Bańka jest miejscem koncentracji i krzyżowania się promieni, tylko tutaj powstaje/egzystuje coś, co nazywamy osobowością. Tylko w bańce jesteśmy zdefiniowani, czujemy się indywidualnością, czujemy w ogóle, wyodrębniamy kontury, kształty, komunikujemy się z innymi zdefiniowanymi. "Jakieś głosy zaczęły opisywać mnie i moje otoczenie. Wszystko co powiedziały, było nieodwołalne" (Vonnegut)
W tej bańce wydarza się tzw "nasz świat" i trwa dla nas do czasu, kiedy coś lub ktoś, czasem my sami, zadecyduje o zamknięciu dziurki. Wracamy, nie to złe słowo, bo nigdzie nie podróżowaliśmy, zamykamy okienko i jesteśmy nadal jednorodną nicością. Trochę to straszne, kiedy się myśli o marzeniu spotkania swoich bliskich kiedyś i gdzieś tam na wzór tej właśnie naszoświatowej bańki, a trochę to wspaniałe, bo to oznacza, że wszystko tam jest
"Miał sześć stóp wzrostu, niebieskie oczy i jasne, kręcone włosy, które niemal w całości zachował aż do chwili, gdy zamknęła się jego dziurka, gdy wreszcie pozwolono mu przestać być Otto Waltzem, gdy z powrotem stał się jeszcze jedną z wiązek jednorodnej nicości." (Kurt Vonnegut, Rysio Snajper, tłum. Marek Fedyszak)
*
Rudzik mógłby być być posłańcem tej nicości. Cudowny ptak
*
Tadaa! Cóż za motywacja, czyż nie! Oto kolejny post, no niemożliwe niemal, a jednak. Cwaniacko rozłożyłam sobie rzeczy, na kilka, zresztą sama nie lubię czytać długich i nudnych wpisów w necie, więc jeśli moje przynudzają, to niech przynajmniej będą krótkie.