Poranek, najbezpieczniejsza pora dnia, wszystko jeszcze przed nami, niewydarzone. A więc może to o to chodzi, że lubię te świtania, kiedy koty znowu śpią po kocim pierwszym śniadaniu i mama śpi jeszcze przed owsianką, i u wujostwa zero poruszeń, i u sąsiadki. Wszystko mam pod kontrolą, kury rozlazłe po nocy leniwie spadają z grzędy do koryta, a słońce o tej porze kryje przydymioną pyzę w mgłach. Mam wszystko pod kontrolą, to jedyna chwila, kiedy wydarzone za mną, a jeszcze nic się nie stało i sen przewleka srebrną nitkę przez uszy śpiącego domostwa. Głębokie i lekkie posapywania upewniają mnie, że oto jeszcze panuje czas niemierzenia się, niebrania za barki z rzeczywistością. Świty są niemal wolne od mojej odpowiedzialności za wszechświat, a za chwilę już trzeba będzie rozniecać słońce, wyciągać trawy za kołnierz, szukać misek na smutek, na ból, na odchodzenie, zapisywać rachunki na ścianach, rozliczać koszty istnienia.
W piątek do domu przywlekłam spuchnięte migdałki i zatoki, to oczywiste, że kiedy przede mną wolne, to organizm zasypia gruszki w popiele i zamiast harcować, składa się, a po pobieżnej inwentaryzacji stwierdza, że to już by było na tyle, w kwestii dziury na pokładzie B oraz uszkodzeń kadłuba. No i wychodzi tak, że jest cudowna pogoda, a ja nie mam w sobie ani jednego łożyska kulkowego zdolnego mnie potoczyć. Pracownia fizyczna na rzecz istoty miękkiej.
No nie. Pierwszy raz spotykam się z takim podejściem do poranków. W moim wydaniu to najgorsza pora doby, kiedy to:
OdpowiedzUsuń- muszę zerwać się o jakiejś pogańskiej porze do pracy i być permanentnie niewyspaną,
- wracam do rzeczywistości,
- przede mną jest cały dzień, w którym cholera wie, co może się zdarzyć.
dlatego różnimy się tak pięknie :D
UsuńJakie to ładne: kury leniwie spadają do koryta, pyza i kołnierz słońca.
OdpowiedzUsuńa spaść się chce ;D
Usuń