Rys sytuacji: wczoraj kompletnie zablokowało mnie na jakiekolwiek pomysły dotyczące ostatniej do przygotowania, zdalnej lekcji. Ale tak zabetonowało mnie, że ani rusz. Grzebałam tylko smętnie nóżką w fb i obracałam w głowie mantrę - lewandoska idzie noc, weź się za tę lekcję.
No i w ramach grzebania nóżką gwarzyłam sobie z tow. Radwańskim o tem. Wreszcie mówię buntowniczo- a nic (inaczej mu napisałam) , nie robię dziś (w zasadzie to chyba rzekłam- p..lę nie robię!), jutro mam na później to coś wymyślę.
Rzeczywiście nad ranem wybudziła mnie wena (co oznacza, że mózg mi chyba jednak ciągle szumiał) i radosna opisuję ok godzin rannych tow. Radwańskiemu, jaki to wspaniały pomysł mam z Wybrzeżem Słowińskim i kilogramami mąki i srylionami innych innych rzeczy i że będziemy robić makiety.
Oto odpowiedź ojca
Janusz:
jako rodzic który wczoraj WRESZCIE SPRZĄTNĄŁ KUCHNIĘ
byłbym zachwycony więc całe moje sprzątanie trafił jasny siusiak
(pauza)
wracasz po robocie do kuchni a tam Pojezierze Słowińskie
*
szastprast pozamiatane : ]
tak, że przepraszam was rodzice klasy piątej za uwentualne ("prusimy czytać jak uwoce warzywa") Wybrzeże Słowińskie w Waszym domu
*
zdalna lekcja w fazie "posprzątane" wygląda tak:
*
I chwalę się, że nowy obraz Daniela Gromackiego już jest u mnie, na razie gromadzę wszystkie na tej ścianie, ale to się zmieni. To się zmieni po remoncie, a remont yyyyy... oj tam oj tam, to się zmieni. kiedyś.
Jak w filmach przygodowych czekam na wiosnę, kiedy promień światła trafi na ten obraz, chcę zobaczyć, co się w nim stanie, bo właściwy kąt padania promienia na to miejsce jest właśnie wiosenno-letni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz