tak sobie wczorej gnałam o świcie, odziana w piżamkę ze Snoopym, z aparatem w garści, po poleńkach naszych sobie gnałam mgłę łowiąc i pomiędzy jednym, a drugim szczęknięciem zębów, pomyśliwałam sobie o różnych mego żywoteńka występkach. i patrząc sobie na omotane we mgłę wzgórze życzeń zastanowiłam się, że rok cały na nie po życzenie nie zaszłam, życzenia żadnego nie miałam i takem sobie umyśliła, że życzenia żadnego nie miałam, bo dużych rzeczy strach zepsuć (patrz notatki o tym jak działa wzgórze życzeń) , a te najbliższe już mam. bo w żywociku moim szarym nadarzyli mi się cudowni ludzie, przepiękne miejsca, i świetna literatura, a nawet i cała sztuka.
a później to już spać mi się nie chciało, więc sobie spożyłam Fedona z platońskich Dialogów i oczywiście, jak zawsze nad śmiercią Sokratesa płakałam i mi Janusz Radwański obiecał, ze nowe zakończenie mi napisze, w którym Sokrat skaratekuje wszystkich i do Norwegii na porzeczki wyjedzie. Ale kiedy dziś rano zażądałam nowego zakończenia do biografii Tony'ego Halika, zdecydowanie nakazał mi przeczytanie biografii Messiego, gdzie Messi na koniec jest nadal piękny, młody i silny
reszta świntuszka tu
bardzo "wodne" te zdjęcia. prawie że podwodne. do robienia takich zdjęć trzeba się odziać w halkę i wianek z macierzanki.
OdpowiedzUsuńoj tak, i tak byłam odziana, z tym, że zamiast halki miałam czerwoną piżamkę ze Snoopym i wełniane skarpety i gumowce, a zamiast wianka miałam zamotaną na szyi chustkę bezową w groszki, ale poza tymi drobiazgami wszystko się zgadza!
OdpowiedzUsuńA nie zmarzlas Ty tam, sród tych pól i mgly zimnej, i rosy porannej, w pizamke licho jedynie odziana?!
OdpowiedzUsuńno miałam szalik!
OdpowiedzUsuńi wełniane skarpedy!
OdpowiedzUsuń