idą chłody. już są, znaczy się panie tego, w pruskich murach ziumb, więc czas na rajtuzy, włóczkowe chusty i termosy z herbatą. i książczyny. kiedy byłam na studiach fascynowała mnie brzydota Bukowskiego, dobrze
skrojona i wyraźna. dopiero teraz czuję ten obezwładniający smutek i to
właśnie on, a nie świetnie zapisana brzydota, robi z Bukowskiego
dobrego pisarza. ostatnio "Z szynką raz" (Ch. Bukowski)
*
zamówiłam sobie wreszcie własną książeczkę mojego dzieciństwa O czym szumią wierzby, Kenetha Grahame'a. chyba nie trzeba o niej wiele gadać, prawdopodobnie wszyscy znają ją doskonale i albo kochają bez zastrzeżeń, albo odrzucają. zdaje mi się, że to taki typ opowieści. służę cycatą:
"- Rozumiem to, dobrze rozumiem - rzekł Szczur uspokajająco. - Nie trzeba było tu przychodzić, Kreciku. Źle zrobiłeś. Szczerze pragnąłem oszczędzić ci tego. My, mieszkańcy brzegu rzeki, prawie nie zapuszczamy się samotnie do puszczy. Jeżeli już koniecznie musimy tam pójść, to zawsze w towarzystwie, wówczas zwykle wszystko idzie pomyślnie, a poza tym należy znać zaklęcia, o których my wiemy, a ty ich jeszcze nie znasz. Mam na myśli hasła, znaki i skuteczne powiedzonka, i zioła, które trzeba mieć w kieszeni, i wiersze, które trzeba powtarzać, i fortele, i sztuczki.
Wszystko to są rzeczy proste, ale musi się o nich wiedzieć, gdy się jest małym zwierzątkiem, inaczej wpada się w tarapaty."
(Keneth Grahame, O czym szumią wierzby, tłum. Maria Godlewska)
*
"I kiedy wasi uczeni przybędą tutaj, powiemy im: Świat jest kulą: im dalej płyniecie, tym blizej jesteście domu"
(Terry Pratchett, Nacja, tłum. Jerzy Kozłowski)
Wielbię autora, a jakoś nieufnie odnosiłam się do tej książeczki przeszukując półki księgarniane. dopiero Kiksy klawiatury namówiły mnie do zajrzenia i strasznie się cieszę. Bardzo pratchettowska, a jednocześnie luzuje nieco ten mocno nakręcony przekąs Świata Dysku (żeby nie było, uwielbiam), jest bliżej opowiadactwa z nieśmiertelnym humorem autorskim i bardzo smętną refleksją nad naszym światem, ale też i z nadzieją. Świat po Wielkiej Fali zaczyna się na nowo, świat modelowy, mikroskopijny, wyciągający na światło rzeczy dobre i okruszający otulinę z tych gorszejszych. Świat w którym zderzają się cechy nieprzystające, a jednocześnie mają tyle miejsca, by się ze sobą układać. No i jest miłość, bo jakżeby jej miało nie być? Za takim światem można by tęsknić.
"Mau podniósł palec ostrzegawczo. Tylko na tyle było go stać. Różowe świnie zmęczenia tratowały jego myśli." (T.Pratchett, Nacja)
*
Model świata zrobiony na niewielkiej choć bezkresnej niemal przestrzeni mamy w Wyznaniach łgarza, Philipa K. Dicka (tłum. Tomasz Jabłoński). Machinacje, manipulacje, chaos faktów, osadów i przypuszczeń płynie zda się leniwie w czasie i historii grupy ludzi z rolniczej miejscowości gdzieś pod San Francisco. Przywary mogą być tu zaletami, zalety okazują się wadliwe, a uwikłani w siebie (cokolwiek to oznacza) bohaterowie nie czują możliwości wyjścia, ogarniają istnienie drzwi, a jednak z jakiegoś powodu nie korzystają z nich coraz mocniej oplatając się pajęczyną "łgarstwa", które też wcale łgarstwem być nie musi. Dobra i mocna rzecz, jak to u Dicka, ale ja jestem wobec niego bezbronna, uważam, że to genialny s- twórca.
*
No i z wielką przyjemnością powtórzyłam sobie "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" Strugackich (tłum. Irena Piotrowska) (bo mi skapnęło w spadku po siostrze). Rzutka rzecz, zawadiacko napisana, zawsze ciut kojarzy mi się z Bułhakowem, ciut z Wojtyszki "Sekretem wróżki", a trochę Pagaczewski "Gospoda pod Upiorkiem", acz nie skojarzenia są tu ważne, tylko zmagania ze światem rzeczywistym pod płaszczykiem nierzeczywistej fizyki w radosnym Związku Radzieckim, co nadaje dodatkowego smaku.
*
a, i Miłosza ostatnio znów czytam, czuję go już inaczej niż kiedyś, jakbym nareszcie złapała brzeg tego horyzontu.
Miłosz, wiara i nadzieja! Jedną z rzeczy, za które Cię lubię, jest niezapominanie nigdy o tłumaczach, gdy piszesz o dziełach zagramanicznych. Szaconek!
OdpowiedzUsuńno kurew, wszak to oni współtworzą jakość dla nieznających pogańskich języków : )
Usuń