Lubię wszystkie pory roku wyglądające jak pory roku, ale najwięcej dziwnego ssania w dołku i rozlewającego się w brzuchu niezwykłego uczucia dostarcza mi jesień. Dziś, po dokonaniu rytuałów dnia wolnego, to jest pranń i sprzątanń oraz fontanń, spędziłam leniwy (leciwy?) wieczór w ogrodzie; ze szmirowatą książką, podejrzanym drinkiem nabytym w naszym sklepie i wyrazem błogości na pysku. Światło było miękkie, oleiste, powietrze balsamiczne i gładkie, drink dziwaczny w smaku i zupełnie trujący w kolorze, a jego elektrycznie czerwony brat bliźniak, którego właśnie spożywam, jest jeszcze okropniejszy tadaaa!
Rano było tak i przyznam się, że nie od razu oczywista zabrałam się za domowe ablucje. najpierw długo walałam się w łóżku z książką, później na porannej huśtawce z herbatą i książką, a dopiero później przypomniałam sobie o obowiązkach.
a czytałam sobie
A to moje miejsce w pracy w piątek
a to ja macham wam z zakrzaka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz