Musisz mieć runy, jeśli chcesz uchronić swoje statki przed morską topielą. Na dziobnicy musisz je wyryć i na rękojeści steru. A także na wiosłach przy pomocy ognia. Gdy będziesz miał runy wyjdziesz zdrowy i cały z najgwałtowniejszych fal błękitnych i najgorszych fal pienistych
(Volsunga saga)
chociaż moją osobistą runą jest Isa - lód, odruchowo wybieram sznurek z nanizaną Raidho - podróż
*
Z szarości poranka (cóż za zbieg okoliczności, deszczowego!) wynurza się sylweta wyspy. Islandia, serce podskakuje mi i śpiewa. Aura jest na czapkę i rękawiczki, na ciepłe ciuchy, na superhipernieprzemakalne ubranka. Moja myśl o fatalnym spakowaniu się jest w pełni rozkwitu, ale co tam, przeżyłam w różnych warunkach, przeżyję i tu!
Lądujemy w Seyðisfjōrdur i patrzymy z lekkim oszołomieniem deszczowi w twarz. W Egils Staðir wymieniamy pieniądze na korony islandzkie i robimy zakupy żywnościowe. Z niepokojem przyglądam się napisom na produktach mięsnych, bo na Islandii jedzą koninę, a ja koniny nie jem, zresztą w ogóle mało mięsa jem, więc kupuję znacznie bezpieczniejszy mam nadzieję dżem.
Jedziemy dalej, krajobraz za oknem przypomina późną zimę - czy ja mam ze sobą rzeczy na późną zimę? Podskakuje w mojej głowie. Lodowce, śnieg, skały, rzeki, szarość, ach rozkoszna Islandio!
Na początek miejsce, które nazywamy sobie na własny użytek Księżycem, bo nie mamy pojęcia jaka jest jego prawdziwa nazwa. A nazwy islandzkie dostarczą nam w tej podróży wiele uciechy i rozpaczy, kiedy to pochyleni nad mapami, będziemy próbować rozszyfrowywać zapisane fonetycznie w autokarze, tajemnicze nasze kody.
W dolinie rzeki Jökulsá á Fjöllum przepiękne wodospady - potężny Dettifoss huczący pośród skalnego rumoszu olśniewa,
podchodzimy kawałek na północ do wodospadu Selfoss, który mniej potężny niż poprzedni, robi jednak niesamowite wrażenie, bo woda spływa z progu skały nie w poprzek, a wzdłuż rzeki i piękny to widok.
Smyku i Swarek
oraz wielki dowód zaufania, czyli ja i SWAREK! (gwoli szczerości, lornetka ta to jest coś!)
Zupełnie nie rozumiem opisu w przewodniku - "przygnębiające wrażenie", ponurość tutejszego krajobrazu nie jest przygnębiająca, raczej powiedziałabym, że jest cholernie szczera w swojej surowości. Dla mnie to takie miejsce, gdzie zagląda się w głąb siebie, bez oczarowań papuzią barwą świata. Od zawsze kocham skały, chłonę ich odcienie, znajduję barwy w szarości, słucham muzyki wody i cieszę się tu niewielką liczbą istnień człowieczych. Skrawek świata jeszcze nie zadeptany do cna, jeszcze nie "usprawniony" wygodnicką ręką cywilizacji.
Idę i myślę o wierszu Szymborskiej, ten wiersz zresztą często do mnie przychodzi
Wisława Szymborska
Rozmowa z kamieniem
Pukam do drzwi kamienia.
- To ja wpuść mnie.Chcę wejść do Twojego wnętrza,
Rozejrzeć się dokoła,
Nabrać ciebie jak tchu.
- Odejdź- mówi kamień.-
Jestem szczelnie zamknięty.Nawet rozbite na części
Będziemy szczelnie zamknięte.
Nawet starte na piasek
Nie wpuścimy nikogo.
- To ja,wpuść mnie
przychodzę z ciekawości czystej.
Życie jest dla mnie jedyną okazją.
Zamierzam przejść się po Twoim placu,
A potem jeszcze zwiedzić liść i kroplę wody.
Niewiele czasu na to wszystko mam.
Moja śmiertelność powinna Cię wzruszyć.
i z konieczności muszę zachować powagę.
Odejdź stąd.
Nie mam mięśni śmiechu.
-To ja wpuść mnie.
Słyszałam, że są w Tobie wielkie puste sale,
Nie oglądane, piękne nadaremnie,
Głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.
Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.
ale w nich miejsca nie ma.
Piękne, być może, ale poza gustem
Twoich ubogich zmysłów.
Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.
Całą powierzchnią zwracam się ku Tobie,
A całym wnętrzem leżę odwrócony.
-To ja, wpuść mnie.
Nie szukam w Tobie przytułku na wieczność.
Nie jestem nieszczęśliwa.
Nie jestem bezdomna.
Mój świat jest wart powrotu.
Wejdę i wyjdę z pustymi rękami.
A na dowód, że byłam prawdziwie obecna,
Nie przedstawię niczego prócz słów,
Którym nikt nie da wiary.
brak ci zmysłu udziału.
Żaden zmysł nie zastąpi Ci zmysłu udziału.
Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenia
Nie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.
Nie wejdziesz, masz zaledwie zamysł tego zmysłu,
Ledwie jego zawiązek,wyobraźnię.
-To ja wpuść mnie.
Nie mogę czekać dwóch tysięcy wieków
Na wejście pod Twój dach.
-Jeżeli mi nie wierzysz- mówi kamień-
zwróć się do liścia, powie to,co ja.
Do kropli wody, powie to, co liść.
Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.
Śmiech mnie rozpiera, śmiech,olbrzymi śmiech,
Którym śmiać się nie umiem.
-To ja wpuść mnie.
-Nie mam drzwi- mówi kamień.
Pomiędzy wodospadami idzie się wspaniale, szarzejące światło, rdzawe i szare skały pomiędzy którymi znalazły sobie wygodne miejsce tysiące dębików ośmiopłatkowych, oraz prawdopodobnie chamedfne północna. Rzeka. Mogłabym wędrować wzdłuż tej rzeki cały dzień, a tu już trzeba lecieć dalej. Zahaczamy jeszcze o wodospad Hafragilsfoss i opuszczamy kanion Jökulsárgljúfur.
W pobliżu Namafjall odwiedzamy miejsce gdzie możliwy jest bliski kontakt z piekłem, Hverir - wyziewy siarkowe (a jak siarkowodór to smród zgniłych jaj) ze znajdujących się tam solfatar wyglądających jak kociołki, w których czarownice warzą trujące błoto. Po pewnym czasie nos przywyka do zapachu parującej treści i można oddać się prawdziwej kontemplacji tego śmierdzącego i pięknego miejsca (coś mi tu Baudelairem zalatuje). Barwy niesamowite, widok nieziemski, smród iście popisowy.
Zjeżdżamy do turbazy w pobliżu Reykiahlið położonej na długim jęzorze lawy. Mieszkamy więc na lawie, wieczorem z Bożenką i Justyną, która właśnie otrzymała tytuł Barona, zaś ja automatycznie stałam się Janem (kamerdynerem), wędrujemy wzdłuż jęzora do zastygłego lawospadu.
Na wzgórzu nad lawospadem jest jakoś kojąco, dobrze, siadamy na kamieniu i chłoniemy spokój.
Oprócz rozwojowego "zamałociepłychubrań", pojawia się też myśl "zestawmoichubrańjestkontrowersyjny"
w dali jezioro Myvatn
Tymczasem Smyku obłożony surowymi nakazami leżenia w łóżku, próbuje pokonać rozwijającą się klątwę nawałników burzowych, czyli "przeziąb od siedzenia na mokrych kamieniach". Na te okoliczność cytat z prawdopodobnie każdej mamy: "Nie siadaj na kamieniu, bo dostaniesz wilka!" (Zresztą te magiczne słowa wypowiedziała też Gosia Naleśniczka do swojego Naleśnikowego męża Wojtka, ha!
*
05.017.13 (piątek) Islandia
W zaraniu wieków ani piasku nie było, ni morza, ni fal chłodnych, ziemi jeszcze nie było, ani ieba w górze, otchłań była ziejącqa i trawy nigdzie nie było
(Edda Starsza, przeł. A.Ługowski)
Po śniadaniu wędrujemy na "hołde", czyli Hverfell , niewysoki wygasły wulkan z materiału piroklastycznego, co się pięknie i mądrze nazywa, a wygląda jak zwykły żużel. Ładnie wygląda, wulkanicznie bardzo.
Wędrujemy koroną krateru i schodzimy do Dimmuborgir (Czarnej Twierdzy/ Czarnego Miasta), która jest dawnym lawowym jeziorem zakrzepłym w fantastyczne formy i kształty. Nie mogę się opędzić od myśli o plakacie blackmetalowej kapeli, z której wizerunku ryliśmy na stancji, a której wypacykowany wygląd ma się do surowego i czystego piękna tego miejsca, jak pięść do nosa.
Tu jemy chrobotka reniferowego, powód? Bo jedzą go renifery i bo Małgoś zaczęła, no to przecież nie można inaczej, jemy i mamy pełne pyski chrobotka, co nie jest doznaniem z listy Top Trendy Doznań Millenium
A tu Radko , z sobie właściwą gracją, objaśnia zawiłości zdaje się powstawania tuneli lawowych. Objaśnienia Radka z zaangażowaniem całej radkowości, to fantastyczny spektakl.
W dolinie na pewno mieszkają trolle, nie może być inaczej, jest to miejsce dla nich stworzone, dla nich i pokrewnych im istot, duchów, elfów i ukrytych ludzi, którzy podobno ongiś zostali schowani przez pramatkę Ewę przed Bogiem. A stało się tak dlatego, że Bóg zaskoczył Ewę swoją wizytą i nie zdążyła ona umyć wszystkich dzieci, więc tę niemytą część ukryła i tak już muszą być ukryci po wsze czasy.
Mimo, że nie spotykamy żadnego z czarodziejskich mieszkańców Dimmuborgir (ale kto wie, może i spotykamy, obserwowani przez ciekawskie oczy), miejsce to naelektryzowane jest magią i nasycone energią staruszki Ziemi. Lawa układa się w bramy, łuki, tunele, tworzy nawet naturalną skalną świątynię czyli jaskinię Kirkjan (Kościół), aż niewiarygodne, że to wszystko tak samo, bez dłuta, bez kielni.
Ładnie ujęła rzecz o Islandii Zofia Drapella w swoim opracowaniu "Mity i legendy morskie", a zrobiła to tak: "(...) obie
Eddy, a szczególnie Edda Starsza są głównym źródłem poznania dawnych
skandynawskich wierzeń. Bogowie, o których mówią, to ujmując najszerzej
bogowie starogermańscy, ale pieśni te powstały w Islandii i
przedstawiony w nich obraz początku świata jest groźny i okrutny -
doskonale oddaje surowość i posępność ówczesnego islandzkiego
krajobrazu. Być może nawet, że te pokryte lodem góry, trzęsienia ziemi i
czynne do dzisiejszego dnia wulkany są kluczem do zrozumienia "światów"
zamieszkałych przez złośliwych olbrzymów szronowych i złowrogich
olbrzymów ognistych.".
A tu karcę moje modelki, bo nie chcą stać równo
Opuszczamy Czarne Miasto i zjeżdżamy nad Myvatn w poszukiwaniu sierpców - są,
później obchodzimy małe jeziorko w pobliżu Skutustadir wypatrując nurów lodowców - są, pikne poznaczone czarno-białym wzorem, a później w bystrzynach rzeki Laxa polujemy z lornetkami na kaczki kamieniuszki.
Kaldera Krafli. Znów wędrujemy przez pole, pod którym prawdopodobnie piekło prowadzi działalność gospodarczą. Leirhnjúkur, ze szczelin skalnych unoszą się opary, ostrokanciaste bloki lawy (pozdrawiam moje spodnie rozcięte na siedzeniu), dziury, bruzdy, jaskinie.
Obszar nadal aktywny sejsmicznie z marsjańskim rdzawym i popielatym krajobrazem. Zastanawiam się dlaczego tak bardzo mnie to pociąga, na pewno uwodzi potęga energii zmagazynowanej w głębi planety, na pewno piękno struktur skały, jej barwa, faktura, smak, zapach. Odruchowo zbieram okruchy lawy i obracam w dłoni, a później pakuję do kieszeni. Kieszeń pęcznieje, czy da się zabrać do plecaka Islandię? A kiedy nikt nie widzi dotykam lawy językiem. Ziemisty, żelazisty smak, szorstkość.
A tu prosz, dwa zdjęcia, na których nie wyglądamy jak pracownicy przetwórni ryb! (*przyp powyjazdowy - "Tak nie wyglądają ludzie, którzy są na wycieczce, tylko pracownicy przetwórni ryb" (baronowska znajoma) )
W oddali żarzy się pomarańczowa czapeczka Jana
Na koniec Radek darowuje nam w prezencie "wisienkę na torcie", czyli krater Viti ("Piekło") powstały podczas erupcji wulkanu Krafla w latach 1724-1729, obecnie wypełniony częściowo lazurowo-mleczną wodą.
Pogoda pod zdechłym Azorkiem, ale wkrótce nastroje powędrują w górę, bo pędzimy na kolację do schroniska,a później hulaj dusza w termach. Na głowy pada deszcz, zacina wiatr,a my moczymy kupry w mleczno-niebieskiej gorącej wodzie. Znużenie ucieka z ciał, uśmiechy jeden po drugim, jak rybki, wypływają na nasze mordki, mięśnie rozluźniają się, a ciało ogarnia przyjemna błogość. Tutaj poznajemy demonstrowany przez naszego nieocenionego Radka styl pływacki - kryty koń.
Ps: Należy dodać, że nasza najbliższa mini-drużyna się powiększyła, odtąd jest w niej też Swarovski i Bundeswera. Swarovski to smykowa (rafałowa)wa lornetka, Bundeswera to ogół sprzętu gromadzonego przez Smyka. Oczywista sprawa robimy sobie z Baronem (Justyną) garść żarcików w związku z powyższym.
Tak Asienko dobrze sie czyta co piszesz, kiedys jak zapytano Bjork skad spieewa tak jak spiewa Bjork odpowiedziala ze ktos kto wychowal sie na islandii wie dlaczego tak a nie inaczej, ty i zywiol czy przyroda, heto jak u nas na warmii;) gratulacje blog jest porywajacy i zniwalajacy w szcegolach jak zawsze nie moge sie oderwac, Agnieszka
OdpowiedzUsuńdzięki Agni (wisz, ze agni to wedyjskie ogniste bóstwo? :)) )
Usuńno z Warmii to na Islandie już rzut beretem, czułam się tam, jak u siebie :D