poniedziałek, 14 listopada 2011

Улетай на крыльях ветра

Był jakiś olsztyński poranek, jakiś czerwoniak na ulicy Grunwaldzkiej, jacyś ludzie kiwali się sennie nad poranionymi stronicami gazet. Było radio i zrodziła się miłość od pierwszego dźwięku




Tak, od hybrydy hip-hopowej recytatywy i zjawiskowego sopranowego fragmentu opery, zaczęło się moje trwałe uczucie do borodinowskiego Kniazia Igora; wysłuchiwanego przypadkiem, wyszarpywanego fragmentami, które udawało się skądś wygrzebać, w różnych wykonaniach, z nerwami, że wciąż bombarduje się pięknymi, a jakże, Tańcami Połowieckimi, a zapomina o cudownych partiach chóru, poruszających ariach Jarosławny. Nadal nie udało mi się zdobyć płyty z całą operą, nadal za nią tęsknię.

Zatem to oczywiste, że gdy tylko Biń zaproponowała mi bilet na wrocławski spektakl Kniazia Igora w reżyserii Laco Adamika,odpowiedziałam tak, zanim jeszcze wiadomość dotarła do świadomej części mojego mózgu i skonfrontowała się z informacją o 9-godzinnym tłuczeniu się pociągiem, o potrzebie wyjechania z domu już dzień wcześniej, bo przecież w święto Żegoty odcinają od gałęzi świata i porannym niedzielnym odwróceniu porządku jazdy

Widowisko wizualnie porywające, piękna scenografia nakreślona z precyzją i smakiem, niesamowite, baśniowe światło, kostiumy, że tylko się zakochać.
Od strony muzycznej? Mezzosopran Konczakówny piękny, ślicznie zaśpiewane partie chóru, szczególnie ulgnęło mi serce w chórze żeńskim.
Bardzo udatny motyw penelopowy w oczekiwaniu Jarosławny na kniazia. Wijąca się jak wąż, materia tkana przez kniahinię w jednej ze scen, powołuje do istnienia w scenie późniejszej, tkaniny odmierzające czas i smutek w paru chwilach. Dobra i ładnie skreślona symbolika

Co na nie? Trochę brakło mi dynamiki, najbardziej chyba tej dzikości Połowców, jakiegoś ogniska zapalnego, które naciągnęłoby sprężynę emocjonalną, bo chociaż z wielką przyjemnością wiązałam znaną sobie muzykę z pięknym obrazem, to nie krzyczało mi serce, tak, jak się tego wcześniej spodziewałam. Wszystko płynęło powoli, nazbyt dostojnie, czasami nawet sennie.
Co jeszcze na nie? Nie rzecz w jakiejś pruderii, ale nie jestem zwolenniczką gołych cycków na scenie tam, gdzie serce powinno zadrżeć poruszone dłonią stwórcy, również tego, którego ikoniczne oblicze zawisło nad scenicznym światem.

Jako całość? Bardzo się cieszę, że zobaczyłam ten spektakl, na pewno nie czuję zmarnowanego czasu, wręcz przeciwnie, ogromną przyjemność, wiec hip hip hura.

*

a tu jeszcze taka enigmowata hybryda Nataszy Morozowej, której mówię - czemu nie :)

6 komentarzy:

  1. Aśku, a dlaczego tam byłaś? pytam! dlaczego już?! Jadę do Wrocka na 19-tego na Kniazia Igora !!! ;(
    nieza

    OdpowiedzUsuń
  2. byłam gdyż mię zaproszono :D

    OdpowiedzUsuń
  3. i też dlatego, ze dzięki długiemu listopadowemu łikendowi, mogłam dojechać ze swojej wysokiej wieży ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. i na cóż mi ten kniaź teraz ? ... chlip

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam, wróciłam o 2-giej w nocy, ale jeszcze dochodzę do siebie, głównie za sprawą baletu.
    Wytarmosił, wymęczył mnie emocjonalnie i estetycznie tak jak oczekiwałam :D
    Konczakówna wspaniała, ale jej ukochany - cienias, co do reszty zgadzam się z Tobą .
    smokk
    n.

    OdpowiedzUsuń