Śniły mi się dziś góry Sierra Nevada zimą (co prawda, położone były na wschodnim wybrzeżu Ameryki Południowej, gdzieś w okolicy równika, ale kto by się tam oglądał na geograficzne szczegóły snów). Były piękne i z tego poczucia piękna w środku płakałam tak, że nie mogłam się zatrzymać. Nad nimi szalała zorza polarna w zieleniach (kolejny szczegół typowo południowy). Góry rozświetlały się tą zielenią i ciemnymi błękitami, a ich śnieżno-skaliste zarysy wprawiały mnie w coraz silniejsze poczucie, że takiego piękna nie da się niczym ogarnąć ani opisać.
Drugi sen był oczywiście o wodzie, już swojsko, jeziorowo, słonecznie, z połyskiem zielonej fali i słonecznymi zajączkami. z trzciną i pomostem schodzącym łagodnie do wody
niewypowiedziane
5 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz