poniedziałek, 27 stycznia 2025

Саламатсызбы 6

 23 sierpnia (piątek)

Och, miejsce dla mnie, rano kosta aż swędzi skóra, gnam prosto w chłodne ramiona Yssyk-Kul, bo co za różnica, brać lodowaty prysznic w szopie, czy zanurzyć się w jeziorze. To znaczy, różnica jest, jezioro o poranku jest cudownie spokojne, blado niebieskie z opalizującą szafirową poświatą, zaś w szopie widzisz deski, więc sami rozumiecie. 

Aj dobra, zarzekałam się, ze nie wsiądę na konia po tej wspinaczce w Ałtyn Araschan, a nie tylko wsiadam, a też jadę kurna, jadę wzdłuż brzegu jeziora. Oczywiście, że poprosiłam o najbardziej leciwą i spokojną chabetę, acz taką dostała koleżanka z grupy, która jeździ konno od lat i płakaliśmy ze śmiechu jak próbuje zmusić swojego konia do kłusu pokrzykując coraz zajadlej - czu, czu, czu! Ona była wściekła, ale my, pomimo naszego życzliwego współczucia i sympatii, nie mogliśmy się na ten obrazek opanować, no bo wyobraźcie sobie kłusującego z wiatrem we włosach jeźdźca, coraz mocniej zachęcającego konia by przeszedł w galop, a później niech wasz wzrok podaży w dół, tam, gdzie nieruchomo pod tym jeźdźcem stoi koń. Kamiennie, spokojnie, jak posąg. Amen.




Okoliczności cudowne, płaska rozległa dolina powyżej trzech tysięcy, srebrne jezioro, stada pasących się koni i bydła, zero innych ludzi, psy biegnące z nami rozganiają stada, abyśmy mogli przejechać, zaganiają krnąbrne jałówki i źrebaki, które się nadto oddaliły od swoich, dookoła nas wiatr, słońce i szczyty gór. I jedno mauzoleum poległych dawnych bohaterów. Nasze konie wyluzowane, jeden z nich wpada na pomysł żeby się wykąpać w płytkiej wodzie, na szczęście jego partnerka w porę zeskakuje z grzbietu tym samym unikając przymusowej razem z nim kąpieli.





Interesująca jest instytucja obwoźnego sklepu, który dostarcza pasterzom mydła i powidła, stary samochód wyładowany kołdrami, narzędziami rolniczymi i innymi utensyliami objeżdża doliny takie jak ta raz na jeden-dwa tygodnie, pasterze zamawiają, co im potrzeba i odbierają za czas jakiś. I tak do września, we wrześniu jurtowiska są zwijane, pakowane i pasterze wraz ze stadami schodzą do doliny. W październiku drogi tutaj, w górze, są już zasypane śniegiem. Dzieci idą do szkoły, zwierzęta do obór i stajni, a ludzie sprzątają swoje domy opuszczone przez lato.

Jemy obiad, snujemy się wśród tej niezwykłej górskiej ciszy, gadamy, kąpiemy w jeziorze, a przed kolacją wyruszamy na spacer po okolicznych garbach pomniejszych szczytów. Rozmawiamy o rzeczach, naszych ludzieńkowych żywotach, podskórnie czujemy już, że to koniec naszego spotkania, pod podszewką myśli płynie nostalgia, chce się brać garściami to uczucie górskie, napchać kieszenie, napchać policzki, żeby dłużej.






A później to już kolacja, kumys i gwiaździste nad nami niebo i sen gwiaździsty.


24 sierpnia (sobota)

Pożegnalna kąpiel w jeziorze, pożegnanie z górami, wracamy do Biszkeku i jest mi niewysłowienie tęskno, za krótko, jeszcze się nie nachłonęłam, nie nasiąkłam, ukradkiem ocieram łzę.



W Biszkeku uroczysta pożegnalna kolacja, występ muzyczny w którym artyści opowiadają historię samymi ruchami dłoni na instrumentach. Te dłonie płyną jak białe łabędzie, zaczarowują mnie do cna. 

A później to jest tylko smutne pożegnanie i noc.


25 sierpnia (niedziela)

wylot do Polski

7 komentarzy:

  1. Ze względu na miłość do zwierząt, nie zrobiłabym tego koniowi - nie wsiadłabym na niego, żeby mu się te cienkie nóżki nie połamały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ze względu na podobny mój monit zapewniono mnie, że nie takie numery ho ho ho :D

      Usuń
  2. Jak ja lubię taką przestrzeń, ona taka duszaszczipatielnaja. Konie omijam z daleka. Uczyłam się kiedyś na nich jeździć, ale jak się pogryzły, powiedziałam never. Nawet stareńka, spokojna chabetka nie przekonałaby mnie. Jednak rozumiem, że na tych stepach i pagórach trzeba na koniach i już. Piękną miałaś wycieczkę, i co "pod powiekami" zostało to Twoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. paaani, bojam się koni od czasu podzieciństwa (nie wiem czemu, bo w dziecięctwie toż ja ze wsi, na oklep kobyłami, na wozach, w kuligach, , na pastwiskach z pieczarkami, zawsze konie byli, a później bęc i nagle obawa. ale wsiadłam, nie umarłam tam na wspinaniu się, tym bardzi nie umarłam na płaskim, to akurat nawet było przyjemne, tylko stres, kiedy pilnowałam, żeby nie wpadł w jakieś dołki w tych podbagnionych terenach

      Usuń
    2. a przestrzeń i ja taką kocham, chyba trafiłyśmy swój na swe! :D

      Usuń
  3. Zazdroszczę takiej wycieczki! Super :) PS: nie ma co wybierać chabety na podstawie wieku :P Zdarza się, że te leciwe mają więcej wigoru od młodziaków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tak myślę, wybierali nasi przewodnicy kirgiscy :D

      Usuń