niedziela, 5 września 2021

Niedzieląc włosa

 A gdyby tak zdarzył się cud i jutro otwierając oczy, ujrzałabym okna nieskazitelnie przeczyste? Jakby to było ach! Tymczasem nie tylko radosne cuda zdarzają się w minimalnym stopniu i okazyjnie, ale w miejsce na cud oczekujące, pojawiają się jakieś pokraczne antypody, na przykład taki, że niechcący dyrekcja usunęła mi konto nauczyciela z dziennika i całe dwa lata ciężkiej pracy nad obudową dydaktyczną trafił szlag, a zatem linki, prezentacje, tablice multimedialne, karty pracy, ćwiczenia wirtualne, zagadnienia z pytaniami kontrolnymi dla uczniów dopisane do każdej jednostki lekcyjnej, zedytowane autorsko rozkłady, beztrosko dryfują sobie teraz w chmurze i zaprawdę, powiadam wam, że chociaż spece od bezpieczeństwa w sieci głoszą, że nic w sieci nie ginie, że wszystko tam zostaje, to oczywiście dotyczy to wszystkiego tego, co chcielibyśmy w sieci zagubić, natomiast odzyskanie pieprzonego konta nauczyciela, okazuje się tą rzeczą nie być. Gdyby ktoś zatem znalazł dryfujące w cyberprzestrzeni strzępki długich godzin mojej  pracy przed kompem, niech westchnie nade mną, bo ja mam ochotę rozpędzić się i zrobić w ścianę nie tylko baranka, ale bardziej woła piżmowego.
No ale rozpacz i tak nie uratuje tej sytuacji, więc mój organizm chytrze podmienił mi to uczucie na odczucie mdłości, kiedy mam wejść na nowe konto w dzienniku elektronicznym i wyszukać dziewicze programy, by je przypiąć do dziewiczego konta. Jutro zmuszę się w robocie, bo w łikend zrobiłam cztery podejścia i za każdym razem ręka opadała mi na podłogę, a wół piżmowy przebierał racicami.

Całkiem kompatybilna z tymże moim stanem ducha jest książka Zielone sari  maurytyjskiej pisarki Anandy Devi przełożona przez Krzysztofa Jarosza i przez niego opatrzona zajmującym posłowiem. Książka mocna, brutalna tym szczególnym rodzajem naturalizmu, który zdaje się być poetycko uskrzydlony. Książka, której pastelowa okładka po przeczytaniu treści, nabiera zupełnie innego odcienia. Książka o naturze przemocy tak skomplikowanej, że jest się targanym współczuciem nie tylko dla ofiar, ale także dla kata. Książka opowiedziana przez sprawcę, przez jego lęki, niepokoje i uczucia, przez wypaczoną miłość. Trzy kobiety, trzy pokolenia i on, historia ludzkiego niezaspokojonego pożądania, nie tego seksualnego, ale pożądania szczęścia w takim kształcie, jakim je sobie wyśniło. Zdecydowanie książka trzyma przy kartkach aż do rana, choć bardzo chce się ją już opuścić.  Znakomita jest jednak ta Devi, dlatego już napoczęłam jej kolejną rzecz.

I już przez wrzesień zbliża się sadząc susy Wielki Zatrważający Remont Łazienki, więc staram się teraz naczytać na zapas, bo później wchłoną mnie jak stułbia, kafle, wanny na lwich łapach i inne ekstrawagancje. A jeszcze jesienne owocobrania, a jeszcze te okna cholerne...

Ale na razie niedziela!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz