Nadal nas zasypuje, ale cieszy bo i lubię zimę i widzę zasoby wody dla gleby, więc niech sypie. Odszukuję schody tylko kilka razy w ciągu dnia, bo nikomu i tak nie chce się wyściubiać nosa na śnieżycę, a więc rano dla wujka i kota, około południa dla pani listonosz, popołudniem dla wujka i kotów podwórzowych oraz dla pani Teresy, która przybywa na scrabble, a później czasem wieczorem, żeby nie przymarzło do cna. Zabytkowe drzwi mają takie wypaczenia, że z korytarza zwykle wyrzucam zaspę, kolejne należy wynieść ze strychu. Dziś utkałam drzwi główne folią bąbelkową i dzięki temu wzrosła temperatura również w moim pokoju, zwykle otwartym na korytarz. Do 18 stopni Zdawać by się mogło, że to takie mankamenty, ale ja traktuję te rzeczy jako część mojego świata, zżyłam się z nimi, szanuję je i w szczególny sposób lubię. Ten świat czasem ludzie bardzo chcą ponaprawiać, połatać, zdrutować, wymienić mu części na nowsze, lepsze, paradniejsze i wtedy się mocno nie rozumiemy, bo ja cenię sobie ten mój niedoskonały świat, nawet z wynikającym z jego powodu katarem, ale i magią*.
Ale ojdiridi, za to w wakacje robię rewolucję i wielki przewrót łazienkowy, olala, będzie wanna na lwich łapkach i takietam.
A w łikend było rodzinnie, gościsto i jarmarcznie, tak
*pamięta ktoś tę książkę fantasy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz