niedziela, 27 września 2020

Co jest wyciem do księżyca...

"- Ach, ten list. Przyznaję, że zadałem ci parę ciosów, nie dając szansy na zrobienie uniku. Wszystko to brzmiało ostrzej niż zamierzałem. Byłem zły z powodu reklamy, która cuchnęła tym starym syndromem zbawiania świata, ale nie chciałem mrozić naszych uczuć...

- Wyciem do księżyca?

- Co z nim?

- Według ciebie, tym właśnie była nasza miłość?

- Miłość zawsze jest tylko tym. Miłość to nie klawesynowy koncert w arystokratycznym salonie. I jest pewne, jak jasna cholera, że miłość to nie Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Laetryl, irlandzki totalizator i dyskoteka na wrotkach. Miłość jest bardzo prywatna i bardzo prymitywna, trochę cuchnie i trochę przeraża. Myślę o karcie Księżyca z talii tarota: jakiś wielki, dziwny skorupiak w błyszczącej zbroi z powykręcanymi kleszczami wychodzi z wody, a nad nią dzikie psy wyją do księżyca w pełni. Jeśli pominąć serduszka i kwiatki, miłość jest właśnie tak obłąkana. Gdy chcesz ją udomowić, wysublimować, przerobić jej kraby na gołębice i kazać im śpiewać sopranem, kończy się to zawsze rozlewem krwi. Parodią. Jest cała masa ładnych dźwięków opisujących "lubienie", lecz miłość jest jak wycie. Przykro mi z powodu tego listu. Napisałem do ciebie jeszcze raz, delikatniej, lecz zanim trafił mi się listonosz, ty wygalopowałaś z Seattle na najlepszym wielbłądzie sułtana. Może nie powinienem cię winić... ale mogę cierpieć.

 (Tom Robbins, Martwa natura z dzięciołem, przeł. Jerzy Polak)


Ach, upolowałam tego Robbinsa za jedyne 4zł + przesyłka! Niewiarygodne, zważywszy, że polowałam paręnaście ładnych latek i taki fart! Drżąc cała w środku pospiesznie wpisywałam mail do siostry, żeby mi nabyła na Allegro, żeby ktoś nie dostał w swoje łapy, bo Robbinsa upolować trudno, a jest po co.
Kocham każdą jego książkę, która przeczytałam, jego patrzenie na świat przez magiczne szkiełko ożywiające rzeczy, poruszające z ogromnym żartem dusze bohaterów, wytwarzające czary. Chyba wszyscy znają disneyowski znak firmowy z wróżką (Blaszanym Dzwoneczkiem chyba nawet), za której różdżką podąża magiczny pył. Tak właśnie pisze Robbins, za jego słowami skrzy się i wiruje smuga pyłu, podnosi się, rozprzestrzenia, zaczyna wdzierać w zakamarki rzeczywistości iście disneyowsko, acz wnika głęboko, wydobywa z rdzenia dotykanych spraw niesamowite tony, wrażliwe miejsca,  baśniowość włókna, którą być może przeczuwamy, ale na co dzień jej nie widzimy,  nerw główny. 
Robbins patrzy jednocześnie czule i pragmatycznie, choć ten jego pragmatyzm jest zarazem grą, w której ja, czytacz, chcę zawsze zajrzeć pod dywan, czy aby na pewno nie kryje się tam złoty pył. Martwa natura z dzięciołem tak właśnie bada sedno miłości

"Czy księżyc ma jakiś cel? - zapytała Zaczarowanego Księcia.
Zaczarowany Książę udał, że zadała głupie pytanie. Być może tak było w istocie. Na to samo pytanie Remington SL3 udzielił następującej odpowiedzi:
Albert Camus napisał, że jedynym poważnym pytaniem jest kwestia - zabić się czy też nie.
Tom Robbins napisał, że jedynym poważnym pytaniem jest kwestia, czy czas ma początek i koniec.
Camus bez wątpienia  wstał lewa nogą, a Robbins zapomniał nastawić budzik.
Jest tylko jedno poważne pytanie. Oto ono:
Kto wie jak zatrzymać miłość?
Odpowiedz mi na to, a ja powiem ci, czy masz się zabić, czy nie.
Odpowiedz mi na to, a ja ukoję twój umysł targany wątpliwościami na temat początku i końca czasu.
Odpowiedz mi na to, a ja objaśnię ci cel księżyca."

 (Tom Robbins, Martwa natura z dzięciołem, przeł. Jerzy Polak)

 

Wiele przynosi ukojenia Robbins, że ten świat być może pomimo bycia najponurniejszym, nie jest najgorszym ze światów, że miłość jest, że zdarza się, że potrafi być piękna pomimo całej swojej straszności. No i jest ta możliwość, że nawet jeśli nie ma się farta, zawsze można zanurkować w tę książkę.  Wszystkich namawiam mocno do czytania Robbinsa, ale przebóg, nie kupujcie wszystkich jego książek, które się pojawią, bo są jeszcze dwie przetłumaczone na polski, których nie mam  i  na nie poluję, więc nie wolno mi tego uczynić, ze ktoś znajdzie przede mną, chyba, że znajdzie je dla mnie. Tada


 

*

W Żegotach jest taki klon, który należy do Oólnego Systemu Aurowego i jak widać na załączonym obrazku, jesień załadowana jest już w 3/4

Ponadto przed sklepem od kilku dni tkwi tak nowa i lśniąca cysterna, że mam nieodpartą ochotę ją polizać (trzymajcie mnie bogowie, bo widok  oblizującej o 7 rano samochód wpłynąłby niezbyt pozytywnie na mój pedagogiczny wizerunek). (Dobra, o którejkolwiek godzinie też wpłynąłby niezbyt fortunnie)




No i poza tym praca, praca, praca i takie tam...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz