Internet nie zna pojęcia małomówności. Albo "mówisz" i jesteś, albo cię znika i zapomina. Net nie akceptuje milczków, wycofania, cichego kąta, obowiązująca formuła to komentuj i bądź komentowany. Zatem, aby nie zostać wykopaną poza wirtualną rzeczywistość, która w jakiś tam sposób zapuściła swoje nitkowate macki w jestestwie mym, piszę post alarmowy. np o tym, dlaczego ociągam się z dziennikiem podróżnym, gdy tymczasem już za tydzień wylatuję w nową podróż, czy raczej podróżkę, z której się bardzo cieszę, bo z przyjaciółmi, bo oddech od krainy rzeczywistości codziennej, bo znowu otoczy mnie italska sztuka.
A co pod kiecą? Pod kiecą panika, że jestem zupełnie nieprzygotowana do pakowania, nie mam pomysłu, co i jak upchnąć, ba nawet czasu na ten pomysł nie mam. Czcigodny Los podwyzższa mi poprzeczkę pakowacza narzucając kolejne sprytne zadanie, jednakże pociesza mnie nieco zdanie wypowiedziane przez Radę: "A, najwyżej jak przyjadę do ciebie, to się przepakuję" i już sobie myślę, że co dwie to nie jedna, więc zawsze możemy wspierając się wzajem, przepakować się obie.
W szkole zapieprz, bo koniec semestru, bo galopujące przygotowania do choinki i spektaklu choinkowego skonstruowanego w panice i pocie czoła, żeby się wyrobić w ciągu dwóch tygodni./ realnie oznacza to wpadnięcie na pomysł, przeforsowanie go, znalezienie muzy, napisanie skrinpleja, wybranie artystów i wytrwałe ich poganianie, próby na każdej możliwej przerwie i michałkowej lekcji, robiąc jednocześnie dekoracje i odpytując ostatnie ciemięgi, które właśnie zorientowały się, że chciałyby "prosz pani na wyżej". .
Później kurs galopkiem do dom, gdzie czeka picassowska mateczka połamana z prawej strony od góry do dołu , unieruchomiona, otoczona tysiącem spraw bolesnych, spraw uciskających, fiolkami leków, flakonikami kosmetyków, stertą kocyków, poduszek i poduszeczek. Błogosławieństwo z posiadania rodzeństwa, bo dzięki temu, że drogocenna moja siostra wzięła tzw "opiekę nad rodzicem" u siebie w szkole, ja mogę codziennie z raźną (maskująca niewyspanie) miną podążyć do pracy z pieśnią przymarzającą do ust, jak ledwie ćmiący się pet,.
Koty, kury, kocyki, pranka, gary, papiery, piosenki "Fasolek" hulające po moich snach, tektura, kurz w pokoju. Alleluja! I nie to, że ja narzekam. Tak naprawdę to w całym tym mętliku znajduję jakąś satysfakcję z przełamywania problemów, z radzenia sobie z rzeczami i rozciągania czasu, jak gumki do majtek, żeby sobie poczytać na ten przykład "Borgiów" Roberto Gervaso z naprzemiennie zzakupionymi gdzieś w locie dwoma numerami Charakterów.
A jak sobie pomyślę, jaką maliną będzie wylądowanie w boskim Milano, udanie się na pierwsze polądowaniowe piwo z przyjaciółmi, pierwszy wdech włoskiej sztuki...
mniau!
Na psa wierszyk zasłyszany od wujka Gienka:
W pracy nigdy nie podskakuj
siedź na dupie i przytakuj.
Tak doczekasz starczej renty
nigdy w dupę nie kopnięty
któren bardzo udatnie pokazuje, ze albo się wyciąga łeb ryzykując oberwanie belką stropową, albo się nie wyciąga. ciekawe jest zawieszenie ostatniego zdania "nigdy w dupę nie kopnięty", które może znaczyć zarówno pozytywy uniknięcia bólu, jak i negatywy pozbawienia się poznania.
a gdyby ktoś chciał koniecznie wiedzieć, maruda jedna, co to jest faramuszka, to np tut
niewypowiedziane
5 dni temu
A gdzie kot załatwił sobie Pozwolenie Na Leżenie Na Stole? Bo nasze też by chciały i pytają? :) (Pozdrawiam pod wąsem)
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia, my do tej pory sądziliśmy, że ma gwarantowane konstytucyjnie :|
OdpowiedzUsuń"A, najwyżej jak przyjadę do ciebie, to się przepakuję" - tylko żeby się przepakować to muszę się najpierw spakować - pocieszające jest to, że będę jechała samochodem, więc do przepakowania mogę zabrać dużo ;)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałam dzisiaj o drobnostce. Szerokiej drogi
OdpowiedzUsuńRado, dasz radę! :D
OdpowiedzUsuńZofijanno, cieszę się i dziękuję :)