Postanowiłam otwarcie obnażyć swój problem. To jest dla mnie bardzo ważne i cholernie trudne, dlatego proszę, nie oceniajcie mnie na tej podstawie. W środku jestem takim samym człowiekiem jak Wy. Znacie to uczucie? Możliwe, że znacie. Stan świadomości swojego uzależnienia, drżące ręce, kołatanie serca, przyspieszone tętno, które pulsuje w skroniach, pełznący w górę piersi niepokój, złość, że znowu to robię. Ale też ekscytacja, że zanurkuję i będzie tam choć przez moment piękniej niż tu. A za chwilę koktajl strachu, że znowu, że nie wytrwałam w abstynencji, że po tysiąckroć walcząc z pociągiem, obiecywałam sobie już nigdy więcej, nie przeznaczyć ani grosza, że zacznę to kontrolować, odbiję się od tego dna i będę korzystać z prawdziwego życia, i tym razem uda się nie stoczyć, uda się nie upaść, że się z podniesioną głową będzie brało ten świat na trzeźwo i z rozsądkiem. Znacie ten stan? Jeśli znacie, to wiecie, jak to jest kiedy znowu sięgacie po cholerną kartę w cholernej internetowej księgarni.
Dopierom skończyła z vonnegutami - Slapstick (przeł. Maciej Fedyszak) i Galapagos (przeł. Dariusz Józefowicz) i zastanawiam się, czy to do moich zamków tak udatnie pasują klucze tego autora, czy też po prostu jest to jeden z Tych autorów. Oczywista, ze jest to jeden z Tych autorów, ale chyba tez coś jest z pierwszej tezy, bo jeszcze nie trafiłam na rzecz Kurta Vonneguta, której nie smakowałabym mlaszcząc i smarując buzię dookoła. W sobie tylko znany sposób potrafi zrobić on nawet literaturę fantastyczną tak, że (tak myślę) nie zemdli nawet tych, którzy fantastyki nie lubią, ja akurat do nich nie należę, więc tym bardziej rwę kęsy. Bo Vonnegut stawia bardzo ważkie pytania i tezy dotyczące świata, a chyba przede wszystkim człowieka, bo jest głębokim i czułym humanistą ze zdrowym rozsądkiem i zwichrowanym poczuciem nieco sarkastycznego humoru. Bo zarządza technikami, jak znakomity menago i żongluje zdaniami jak czteroręki orangutan. Czego tu nie lubić, jak powiedział Joe z serialu Przyjaciele
A w międzyczasie przegryzłam jeszcze zbiór Alefa J.L. Borgesa (przekłądy Zofii Chądzyńskiej i Andrzeja Sobola-Jurczykowskiego), którego tez cenię, ale podchodzę do niego z większym nabożeństwem, najpierw usuwając z otoczenia wszystkie świerszczyki. no dobra, niezupełnie, bo Borges też swoje umie wychichotać, tylko raczej w głębi komory, jego śmiech nie rozsypuje się po skórze
No i wsiąkłam w serial Lucyfer zrobiony na podstawie komiksu kolejnego mojego ukochanego pisarza, Neila Gaimana. W komiksie wzorcem cielesnym dla Pana Morningstara był, zdaje się, David Bovie i to całkiem pasuje mi do niego, ale w serialu Tom Ellis wcielający się w owa postać, no kurna zrobił mi dziurę w rzeczywistości i wlał się tam jak dopamina. Znakomity.
A poza tym wreszcie kupuję impasto Grześka Wołoszyna, który sechł ponad rok i wreszcie jest suchy (obraz nie Grzesiek). jeszcze tylko dosycha na nim werniks i jedzie do mnie, juhu!
Abstynencja jest niezdrowa, a z Tomem Ellisem sądzę, że większość kobiet przeszłaby na ciemną stronę mocy.
OdpowiedzUsuńoj tak, zdecydowanie, jedno i drugie! ;D
OdpowiedzUsuń