Mam specyficzny rodzaj klaustrofobii, nie lękam się zamknięcia, małej przestrzeni, ciasnych ubrań, lekam się niemożności uwolnienia. i tak pierścionek na palcu nie przeszkadza mi dopóki lekko schodzi, bransoletka, póki można ją odpiąć, obranie, póki suwak się nie zacina, uścisk reki, dopóki nikt nie przytrzyma mi jej na siłę, pudełko, póki wiem, że w każdej chwili mogę z niego wyjść, bycie we własnym ciele, póki nie przypałęta się do mnie myśl, że nie mogę opuścić własnej skóry (bardzo ciężkie odczucie wpychające aż w stan lękowy)
O klaustrofobię przyprawiają mnie też przedmioty i mimo, że jestem molem książkowym, gromadzące się wokół mnie książki. To z tego powodu mam w domu dwie biblioteki poza miejscem codziennego pobytu. A jako, że miejsce codziennego bytu ściąga ku sobie książki, moje biurko, półki, podłoga, koszyki, zawierają sedymentujące tomy i w pewnym momencie zaczynam świrować. No i własnie świruję, więc szybko zrzucę przynajmniej część myśli/notek z tych, które przeczytałam, żeby zmniejszyć spiętrzenie biurkowe.
Dwie używające tego samego pomysłu książki, zbiegiem z okoliczności obie francuskich autorów
Łagodnie, wsobnie, niemal onirycznie poprowadzona Uległość Michela Houellebecqua (tłum. Beata Geppert) wprowadza nas niepostrzeżenie w inną rzeczywistość. Ta bierze się ze zwycięstwa Bractwa Muzułmańskiego we francuskich wyborach, co owocuje na pozór łagodnymi, ale diametralnymi zmianami. I nikt ani piśnie i wszystko jest inne. Bohater książki, akademicki wykładowca, znużony, nieco otępiały, sfrustrowany przeprawia nas w łodzi swojej głowy przez wymyśloną odautorsko możliwość. I jak powoli odpadający ze ściany tynk odpadają słabo trzymające się już płytki zachodniej kultury. I to już. Jesteśmy na drugim brzegu.
*
Druga książka,a w zasadzie cykl, to Dzikusy Sabri Loutaha (tłum. B.Geppert takoż). O pierwszym tomie już wspominałam, tu tom drugi - Upiór nawiedził Europę, więc przypomnę tylko, że w tym cyklu wybory prezydenckie wygrywa liberalny Muzułmanin, zaś historia dzieje się dzięki i wewnątrz algierskiej rodziny, której to oczami widzimy świat, jego konstrukcję i dekonstrukcję, jego mechanizmy, a także przeżywamy najróżniejsze ludzkie stany. Ta książka pokazuje temat raczej socjologicznie, ale jest i sensacja, jest kryminał, jest melodramat i jest obyczaj.
Obie polecam.
*
Kierując się li i jedynie tytułem i okładką, nabyłam książkę Melanie Benjamin, Łabędzie z Piątej Alei w przekładzie Jacka Żuławnika. Tutaj kanwą historii jest wyimek z życia socjety lat pięćdziesiątych z punktem centralnym Trumanem Capote. Barzo przyjemne, dość wciągające czytadło na zmęczone dni, kiedy na pewno, ale to na pewno nie sięgnie człek po Heideggera.
*
A na A.Norton, muszę osobny post.
O, no i proszę, już zmniejszam kupkę o trzy grzbieciki i już może nie idealnie, ale lepiej, na pewno lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz