Czasami z wielkiej miłości należy i trzeba zrezygnować. Trzeba puścić ją wolno, żeby mogła swobodnie wybierać, czy nas chce, czy nie chce. Często nie chce, ale chyba też na tym polega kochanie, że chociaż wiesz i czujesz od początku, że nie zechce, to i tak trzeba ją puścić wolno z szacunku do niej, w jej własne imię. Bo na miłości miłości wymusić nie sposób.
Ponieważ mnie akurat miłość nie zechciała, wiedziona wewnętrznym kompasem, w sklepie powszechnie znanym jako Biedra, odciągana przez Zinka od koszyka z książkami, jeszcze zdążyłam chwycić Miłość i inne nieszczęścia Oliviera Bourdeaut w przekładzie Katarzyny Marczewskiej spodziewając się znaleźć w niej kompana, który mi już tym razem dobitnie powie, że miłość to nieszczęśliwy i feralny zbieg okoliczności życiowych. A tu nie, zupełnie niespodziewanie, w dość brzydkich okładkach, całkiem ładna, napisana lekko, z nutką baśni, historia życia ze schizofrenią i piękna tego życia powstającego dzięki magii miłości, czasem dość obłędnej. Formuła książki nieco przypomina mi film Roberto Benigniego "Życie jest piękne"
I ładnie, bo pomimo tego, że nie mam do niej szczęścia, to wierzę w miłość i już.
"Ojciec powiedział mi kiedyś, że zanim się urodziłem, trudnił się polowaniem na muchy za pomocą harpuna. Pokazał mi maleńki harpun i rozgniecioną muchę.
- Rzuciłem to, bo praca była ciężka i bardzo kiepsko płacili - stwierdził, chowając swoje dawne narzędzie pracy do szkatułki pokrytej laką.-
Teraz otwieram warsztaty samochodowe. Trzeba się przy tym napracować, ale płacą dobrze.".
(Miłość i inne nieszczęścia, Olivier Bourdeaut, tłum K.Marczewska)
*
Od Miłości i innych nieszczęść byłam już odciągana nie ze względu na tytuł, a dlatego, że wcześniej wrzuciłam do koszyka inne okładki i stałam się np posiadaczką I tomu Dzikusów - Francuskie wesele Sabri Louatah'a w przekładzie Beaty Geppert. Książka pełna gwaru i niepokoju związanego z wyborami prezydenckimi we Francji, w których kandyduje mający spore szanse imigrant z Algierii, a także harmidru związanego z algierskim weselem. Zycie imigrantów, ich codzienne sprawy, charaktery, poglądy oplatują się wokół tych dwóch wydarzeń. Oprócz miłości, codziennych spraw, w świecie młodego Karima pojawiają się problemy i niebezpieczeństwa. Książka tyleż niepokojąca, co wciągająca, więc zakupię pozostałe trzy części.
*
Nabyłam tam jeszcze Kolekcję nietypowych zdarzeń Toma Hanksa (tłum Patryk Gołębiowski), barzo miłe,a niektóre dobre, opowiadania z przewijającym się motywem maszyny do pisania. I fajnie.
*
Resume: Jedyna miłość na którą mnie stać to ta z Biedry
*
a później obejrzałam sobie w końcu Blade Runnera 2045 i o
Żegoty, listopad 2018
Nie byl taki zly nawet, ten Blade Runner nowy. Spodziewalam sie klapy totalnej i absolutnej, sromotnej, ale sie "pozytywnie zawiodlam" moznaby rzec.
OdpowiedzUsuńTez dopiero niedawno ogladalam, ze strachu ze mi zepsuje wspomnienia ;)
ja to zazwyczaj oglądam kiedy już wszyscy poszli do domu, zestarzeli się i siedzą na emeryturze, ale nie mam na to żadnej teorii, po prostu jestem gapa oraz niechciej :D Mię też się nawet nawet, dobrze, że wybrał taką formułę dalszości
Usuń:)
UsuńNo ja wlasnie ze strachu. I teraz sie tak samo czaje na film o Fistaszkach. Jak pies do jeza, obchodze go w kólko na Netflixie ale boje sie dotknac.
A Olivier Bourdeaut porównywany jest do Borisa Viana, który podobno pisze bardzo dobrze. Czytalas Borisa Viana? Bo ja nie, ale wlasnie mam zamiar ;)
I ta Miłość i inne nieszczęścia tez.
jafne że czytałam Viana i Piana dni to naj dla mnie, wcale nie jesień w pekinie, która mie kiedyś zachwyciła na studniach, a teraz czuję przedobrzoną. A fistaszki są mmmmmmmmmmmmmmmm, filmu nie obejrzałam żadnego,a Fistaszki teraz wychodzą w rocznikach i mam na razie wszystkie oprócz pierwszego. kooocham!
UsuńBordeaut dla mnie tak w właśnie w pianie dni może być podobny do viana, uzywa innych narzędzi stylistycznych i innej formuły, ale rzeczywiście z aury podobnie