dobra, zapomniałam o blogu. znaczy nie tyle zapomniałam, co ten, no tam jakoś tam ten, a dziś wejrzenie zrobiłam i tyle do czytania na mojej liście czytelniczej, a pora późna, a robota leży i kwiczy, a za oknem sypie, a we mnie jest wiele smuciątków i jeden wielki najnowszy sprzed chwili wkurw, że mi dysk zewnętrzny nie wciąga danych, tylko je sączy leniwie i to przez kapilarę. i ja nie wiem, co jest ze mną i z urządzeniami elektro, że one tak, bo to nie tylko ten dysk.
czytam pod śniegiem jakieś opaśle wydane tomiszcza. nie powiem, zacnie się czyta, ale wydawcy mają najpewniej zmowę ze stolarzami i deweloperami (oni mi zawsze brzmią jak surrealistyczne zwierzęta polujące w nocy) (deweloperzy, nie stolarze, bo stolarze to normalnie, heblują) i okazuje się, że jedna półka, co to miała starczyć aż do następnego potopu, mieści zaledwie pięć tytułów, a resztą można obmurować sobie na przykład nie wiem, co, co tam potrzeba obmurowywać (resztą książek nie półek, tych co się nie mieszczą) (nadal książki nie półki) (półki też). pewnie łikendowo spiszczę coś o przeczytajach, a i tak mam jeszcze zaległości pod "Lodem", gdzieś nawet mam notatkę zrobioną, tylko ją zapisałam znów pod jakimś wyjatkowo trafnym nazwaniem, ze bedzie od razu wiadomo, ze to to, no i nie jest, bo wśród sryliona trafnych nazwań nic już nie jest wiadomo, o czym dobitnie mówi nam filozofia i semantyka wystosowana.
śnieży, śnieguje, sypie, duje, zima i ekstra, tylko schody odmiatam co
godzina i wywalam zaspaną zaspę z korytarza na zawieruchę, taka jestem
niecna i nieczuła, ale nie lubię, jak mi się ktoś rozpływa i maże
na bezsenność, która ostatnio zaczęła mnie nachodzić, znalazłam sposób, że sobie rozważam i wałkuję kolejne razy, moje sercowe porażki i mój mózg tak się chitrze do tego ustawia, że natychmiast odcina mi świadomość i wpadam wprost w objącia Morfeja, a ponieważ mój mózg nie może być mądrzejszy od mojego mózgu, który wie, że mój mózg chce być mądrzejszy od siebie samego, to wykorzystuję jego ucieczkowe reakcje na zbożny cel i się prawie wysypiam, ba w ferie tom trwoniła półdnie na sen, póki mnie jakiś anioł z łoża kwiatów nie zbudził.
na melancholię to ten, nie wiem, obejrzałam sezon gry o tron, którego nie oglądałam bo zapomniałam że jest.
a na półce postawiłam sobie kurę od Jakuba, któren będąc obecnie wielkim chińskim poetem (wysoki jest), zniżył się i przeszedł przez drzwi mojego domostwa i przywiózł mi kurę, znaczy koguta, bo rok jest chiński, a moja mama mówi, że pomimo niewyględnego ogona, to jest jednak kogut, bo kura nigdy nie będzie miała takiego grzebienia. moja mama męska szowinistka!
kura od Jakuba jest złota. Kogut z zielonym ogonem poniżej, to od poetów po godzinach, a ten w kwiatki to nabyty w naszym wiejskim sklepie z absokuralutnie najwspanialszym mydłem i powidłem jakie znam!
a przed moim napodwórznym kurnikiem wysiaduje rudy skrewesyn lisiura i czeka, i czeka.... a nam tylko 4 już kury zostały, o!
Ta kura która ma apartament na pierwszym piętrze chyba ma źle dobrane lektury (chociaż pewnie cokolwiek jej tam wstawić, i tak będzie kręciła nosem)
OdpowiedzUsuńbo one czytają alfabetycznie!
UsuńJezussie, jak mogłam zapomnieć!
Usuńspoooko, kazdemu się zdarza... ^^D
OdpowiedzUsuń