czwartek, 2 czerwca 2016

Drospohila melanogaster

Moja ulubiona, czereśniowa pora. Nabrzmiewam, pęcznieję od soku, pluję pestkami na wszystkie strony handrycząc się pod drzewem z ptasim tałatajstwem. Zachód, w górze śliwkowe chmury, gładkie powietrze- takie, które nie wpada, a wślizguje się do płuc i owija każdy nerw złotym swiatłem. W takich momentach czuję się światłem wypełniona. Światłem swoim, wewnętrznym, spokojnym.
I to na takie miejsca i czas jest książeczka Aszkenazego - "Wędrówki za zapachem śliwek"

"Pitrysek i Pipina natychmiast umilkli. Tylko koniak zwany "Marysią", szumiał im do snu, przelewając swoje gronowe fale z jednego brzegu butelki na drugi.
"Marysia" nienawidziła Kajaputa, była bowiem dziewczyną o jasnym i szczerym charakterze i cierpła na widok czarnoksiężników, filozofów, kościelnych, fałszerzy pieniędzy i w ogóle tych wszystkich, co to psują dobry trunek i dobry nastrój."


(Ludwik Aszkenazy, Wędrówki za zapachem śliwek, przeł E.Bryll i W.Rutkiewicz)

2 komentarze:

  1. Dlaczego "handryczyć się", ale "chandra"? Życie jest pełne zagadek.
    Uwielbiam czereśnie. Właściwie mogłabym się żywić czereśniami i oliwkami. I pistacjami oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Madlenko to tak ku uspokojeniu:
    http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/handryczyc-sie;9635.html

    OdpowiedzUsuń