poniedziałek, 11 marca 2013

Poranek nie dla dzieci

Pierwsza kurwa poleciała o godzinie szóstej, kiedy to powitała mnie niespodzianka w kształcie wielkiej kałuży lodowatej wody na korytarzu. W wodę wdepnęłam będąc w samych skarpetach, bo przecież nie opłaca się rano zakładać kapci, kiedy się ma na dole gumowce. Niespodzianka miała ciąg dalszy w postaci przymarzniętych do futryny drzwi wejściowych, na które spożytkowałam kurwę kolejną. Otworzyć jeszcze metodą zapercia się w ścianę i szarpania dało, ale już zamknąć to nie. Z kolejnymi kurwami na ustach spędziłam więc godzinę w nastostopniowym podmuchu śnieżnym o znaku minus, kując lód wokół drzwi i posypjąc rany solą. Mówiłam, że w piżamie? Chodzę do kur w piżamie, oszczędzając na czasie i atłasie, bo w  końcu czymże się różni piżama od dresu, jeśli się rozważy walory izolacyjne? Właściwie tylko wzorkiem, gdyż nie posiadam pastelowego dresu w tonacji róż.
Po odkuciu rzeczonego włazu (w  trakcie udało mi się jeszcze połamać szczotkę, na którą zużyłam jeszcze jedną kurwę) dokonałam przekopu do kurnika. Repertuar nieco zmieniłam idąc do szkoły, bo płytki snieg (w końcu przecież dopiero od wczoraj pada) okazał się sypką trzydziestocentymetrową w najpłytszym miejscu zaspą, która z pieśnią na zaspowych ustach wpłynęła mi dziarsko do wiosennych, zamszowych półbutów, ja pierdolę, mruczałamw  mankiet podnosząc nogi jak bocian, no ja pierdolę, rzuciłam w mglistą przestrzeń, skąd zapieprzały prosto we mnie tumany kolejnego mroźnego jak sam skurwesyn puchu.
Po powrocie z pracy, już nieco spokojniej poprawiłam wykonaną rano transzeję i nieco mniej spokojnie zaliczyłam glebę na lodzie bytującym pod puszystym, suchym i wesolutkim jak biały pudel, śniegiem. A żesz kurwa mać! Wypaliłam w  niebo, bo niosłam kubełek z wodą, która chętnie zasiliła ów podstępny podśnieżny lód. A zdawało mi się przez chwilę, że wiosna ku nam jakby szła, jakby swawoliła na łąkach i jakby nieco śpiewała.
No więc wiosny na razie niet,  mróz skuł mordy sikorom, żurawie, co już jakiś czas temu przyleciały prawdopodobnie stoją po pas w zaspach, w moim pokoju obecnie zalega 15 stopni z trudem uchuchanego ciepła, w które zaangażowane są wszystkie halogeny i parę świeczek plus jeden kot (gdyż drugi akurat wiosnę czuje i strzępi uszy gdzieś w obronie czci niewieściej i pasiastych  genów), a ja? A ja mam taki oto obrazek dziarsko kroczącej sikory bogatki z ćwiczenia do przyrody, w którym go wykonała jedna z moich uczennic. I jest to moja ulubiona, zamaszysta sikora, będąca alegorią chwili obecnej ze wszystkimi jej psycho-etologiczymi aspektami. :]



4 komentarze:

  1. Uwielbiam kurwy. Są uniwersalne - i do latania, i do kucia. Żółte sikory też uwielbiam.
    A w Biedronce kupiłem kilka lat temu piżamę o nazwie: dres męski sportowy. Do dzisiaj używam - i do spania, i do latania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, ja też czuję do nich feblik :D

      mam świetną sukienkę, która nadaje się na wyjścia, gręw piłkę, długa i trudną podróż jakimś paskudnym środkiem lokomocji i do spania. ponadto wchodzi niemal na wszystkich w rodzinie, taka czuła! ;D

      Usuń
  2. "Chodzę do kur w piżamie" - w nadchodzącym sezonie do kur będziemy chodzić w jedwabnych bluzkach, przewiązanych złocistą szarfą. Kolory zgaszone, fasony proste.(w dziale moda i uroda).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. olala, muszę przefasonować szafę, cholera :|

      Usuń