Z Ósmym świat bywa mocno splątany. Meteoryt, który mi wysłał, a właściwie meteorytowe kolczyki, nosi teraz poczta polska, a w ubiegłym tygodniu dotarł do mnie bożonarodzeniowy prezent ślicznie owinięty papierem w mikołaje, no to musze się pochwalić. Żebyście nie myśleli, w środku nie było prochów Klimta, jeno uroczy serwisik dla dwojga, tak więc jeśli ktoś na herbatkę z odstawionym paluszkiem, to zapraszam
A ja powtarzam sobie po kolei Pratchetta i pomimo wściekłego zmęczenia istoty szarej, chichoczę w mankiet i odczytuję co smakowitsze kawałki koczującemu w trybie roboczym domostwa, bratu. No i, czyż nie będziecie ze mnie dumni, już jedną trzecią ogrodu uwolniłam spod jarzma chwastów, posadziłam kwiaty, a kwietna łąka kiełkuje w domostwie i w sadzie szkolnym, który prowadzę. Czyż nie jestem ze wszechmiar obowiązkowa? Obowiązkowością samą jestem ja! A kiedyś jak pójdę spać, to nie wstanę tydzień, bagatela, tydzień, miesiąc spać ja będę! Tymczasem hoduję z dzieciakami w szkole pomidory, prowadzę ogrody, projekty, dwie pracownie, trzymam rękę na pulsie domostwa i udomawiam dziką kocurkę. A na szkolnym trawniku, w zakamarku podwórza mieszka zając. Widujemy go codziennie z okna. Zaś w Żegotach aż trzeszczy od bocianów, jakże lubię ten wiosenny bajzel!