Zgodnie z odpowiedzią, jaką dałam Diabłu z buraczkuch piętro niżej, za chwilę idę na piwo, więc nie czytam, ale szybko coś skrobnę, bo obiecałam sobie, a nie miałam czasu, gdyż nadal służę w chorągwi podczas bitwy o szkołę i mam łeb napchany przepisami, ustawami, strategiami, benzoesanami sodowymi i takimi tam, że już nawet misiurki nie da rady naciągnąć. A czasem jeżdżę też do filharmonii, więc nie mogę wtedy pisać, chyba, że dyskretnie zsuwając się z fotela na podłogę, ale wtedy nie widzę mojego ukochanego pana Piotra Sułkowskiego, dyrektora i dyrygenta, więc nie piszę. Zresztą i tak nie mam internatu w komórce. Laptopa tez nie mam. Za to w torebce mam srylion innych rzeczy z elektrycką taśmą izolacyjną włącznie (siostra: no ale taśma izolacyjna to nie wiem po co ci! ja: gdyż zdarzyło mi się kilka razy w życiu, że trzeba było izolować i nie było czym). Ale o czym to ja...
"- Popatrz - odezwał się mężczyzna. - Udzielę ci rady. Widzisz tę szubienicę? Siedmiu ludzi poślubiło tam córkę powroźnika, a teraz uczą się latać."
(O chłopcu, co ruszył w świat, by poznać strach. Baśnie braci Grimm, Philip Pullman)
Otóż polecywuję zdecydowanym wyrazem twarzy, ruchem ręki oraz słowem pisanym, Baśnie Braci Grimm w opracowaniu Philipa Pullmana, a przełożone przez Tomasza Wyżyńskiego.
Polecywuję ze względu na pullmanowski wstep i komentarze. To jedno z najzwięźlejszych studiów baśni w ogóle, jakie znam. Konkretne, błyskotliwe, z poczuciem humoru. Baśnie, które (oczywista) większość zna, przynajmniej tych kilka klasycznych. I jaka ładna okładka! Przyznaję sobie medal z ziemniaka, że odepchnęłam w Empiku tę podstępną myśl: "musisz oszczędzać..." i zatkawszy uszy rzepą, nabyłam.
"W baśni nie istnieje psychologia. Bohaterowie mają ubogie życie wewnętrzne, a ich motywy są jasne i oczywiste. Dobrzy ludzie są dobrzy, a źli- źli. (...) W baśniach nie ma niuansów i tajemnic ludzkiej psychiki, szeptów pamięci, niezrozumiałych impulsów wywołanych żalem, wątpliwościami lub pożądaniem, które tak często stają się tematem powieści współczesnej. Można wręcz powiedzieć, że bohaterowie baśni nie są tak naprawdę świadomi."
"Baśń ulega ciągłym zmianom, nie ma ustalonej ostatecznej wersji. Trzymanie się jednej wersji lub jednego przekładu to "zamykanie rudzika w klatce". Jeśli ty, czytelniku, będziesz chciał opowiedzieć jedną z baśni zawartych w tej książce, mam nadzieję, że potraktujesz ją swobodnie, nie przywiązując nadmiernej wagi do wierności. Masz prawo wprowadzać inne szczegóły niż te, które przekazałem za różnymi narratorami lub sam wymyśliłem. W istocie masz nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek nadać tej historii swoje piętno. Baśń nie jest tekstem."
i na koniec:
"Duchy baśni są gotowe służyć każdemu, kto posiada pierścień, kto opowiada historię. Na zarzuty, że to nonsens - że aby opowiedzieć baśń, potrzebna jest tylko ludzka wyobraźnia, odpowiadam: "Oczywiście, właśnie w ten sposób działa moja wyobraźnia". Jednak możemy dać tym baśniom wszystko, na co nas stać, i odkryć, że to jeszcze za mało. Podejrzewam, że najlepsze z nich mają cechę, którą wielki pianista Arthur Schnabel przypisał sonatom Mozarta: są zbyt łatwe dla dzieci i zbyt trudne dla dorosłych."
(fragmenty Wstępu do Baśni Braci Grimm, Philip Pullman, przeł. T.Wyżyński)
przyjemnością pomieszaną z dumą napawa mnie to, że niemal wszystkie baśnie i zbiory baśni przytaczane w komentarzach, posiadam w swoim zbiorze, co oznacza, ze mój pracowicie od 10 roku życia ciułany zbiorek, zaczyna mieć rozsądną wagę.
*
a na drugie felietony Umberto Eco, czyli Jak podróżować z łososiem w przekładzie Krzysztofa Żaboklickiego. Kilka z nich Eco wykorzystał w Temacie na pierwszą stronę, o którym wzmiankowałam (?) . Felietony świetne, celne, zabawne, aktualne, ironiczne, jak to u Eco. Powtórzę się, że jest to jeden z nielicznych erudytów, który mnie nie wkurwia. nad niektórymi z felietonów chichotałam w głos i koniecznie potrzebujecie tego zbioru w swojej biblioteczce (o domowej biblioteczce też jest felieton). Oczywiście zbieg z okoliczności nakazał Eku, Ekowi, Ekoju? podjąć w swym felietonie myśl, którą wysnułam parę dni temu układając buty w szafie i och, znowu nici z oryginalności i sławy.
"Ponieważ przyszłość narodu indiańskiego wydaje się już przesądzona, pragnący awansu społecznego młody Indianin ma tylko jedno wyjście: zagrać w westernie. Podajemy zatem kilka zasadniczych wskazówek, dzięki którym młody Indianin tak będzie wykonywał różne pokojowe i wojenne czynności, że zasłuży na miano "Indianina z westernu" przyczyniając się w ten sposób do rozwiązania problemu endemicznego niedoboru pracy nękającego jemu podobnych
(...)
13. Mimo braku strzemion wtykać jakimś sposobem stopę w uprząż, aby trafionego kulą koń mógł długo za sobą ciągnąć.
(...)
18. Wdrapując się podczas bitwy na obwarowanie, należy to czynić pojedynczo. Pokazywać powoli najpierw broń, potem głowę, wynurzając się w takim momencie, by biała kobieta mogła zasygnalizować obecność napastnika strzelcowi wyborowemu. Nie padać do wnętrza fortu, lecz do tyłu, na zewnątrz.
(...)
25. W razie napadu na indiańską wioskę wysypać się w nieładzie z namiotów i biegać w różnych kierunkach, usiłując odzyskać broń złożoną przedtem w miejscach, do których trudno dotrzeć"
(Jak grać Indianina (z Jak podróżować ze śledziem) Umberto Eco, przeł. K. Żaboklicki)
*
a ze smutnych rzeczy, to oszpecono mi krajobraz za oknem (drzewa na pięknym starym cmentarzu). Pomimo mojej walki, starań, rozmów próśb, nie zatrzyma się czegoś, dla czego nawet nie mam akceptowalnego towarzysko imienia.
Grimmowe basnie to ja najbardziej lubie z ilustracjami pana, co sie zwie Shaun Tan. Wlasciwie to rzezby porobil i je sfotografowal. Rezultat jest przepiekny!
OdpowiedzUsuńhttps://www.amazon.de/Singing-Bones-Shaun-Tan/dp/0545946123
(a z tymi drzewami to ostatnio istny pomór, ludzie stracili rozum chyba juz zupelnie)
ja w ogóle to lubię książki Shauna Tana, bardzo!
OdpowiedzUsuńJa tez!!! :D
UsuńNO!
Usuń