Idąc za ciosem, z tegoż samego źródła (poprzedni post) wypożyczona Żona piekarza Marcela Pagnol. z półki zdjął mi ją obrazek Sempe'go, a wiadomo, że na obrazki Sempe'go się reaguje zdejmowaniem z półki. Barzo sympatyczny obrazek i książka sympatyczna. jest to opowiastka w stylu szekspirowskim, gdzie co prawda nie sowa, a Aurelia i nie córką tylko żoną była piekarza. Co o niej powiadali, to już w środku. Ja od się dodam, że bardzo klasycznie poprowadzona historyjka, bez zaskakujących zwrotów akcji, rzecz jasna w formie dramatu, a kiedy ja czytałam, wyświetlały mi się oprócz szekspirowskich wystawień, włoskie i francuskie komedie. tak trochę czułostkowo, trochę małomiasteczkowo, ale wszak rzecz małego miasteczka dotyczy i czasem dobrze się przespacerować po spokojnej prowansalskiej opowiastce podczas letniego popołudnia. No i chleba dotyczy, a ja uwielbiam chleb.
"O tak, między nami. A właśnie, pomiędzy nami, powinno się zakazać mówienia po włosku, a zwłaszcza ŚPIEWANIA po włosku. Bo powiem księdzu, że mężczyźni NIGDY nie rozumieją po włosku, a kobiety ZAWSZE. Wie ksiądz, o co chodzi?"
Marcel Pagnol, Żona piekarza, przeł. Krzysztof Chodacki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz