niedziela, 19 października 2025

powrót trawy marnotrawnej

 Dacie wiarę, że zgubiłam wszystkie notatki do postów? Bo to nie jest, że nie myślałam, myślałam intensywnie, ale jako, że w tym roku uczę sześciu (paranoja jakaś) przedmiotów, a są to, bo może ktoś zapyta - biologia, fizyka, geografia, przyroda, plastyka i muzyka, rozpiętość i obfitość tematu nie sprzyjała bloganiu. No więc myślałam w tle i zostawiałam zrzuty z ekranu mózgu na kartkach, które walały się tu i ówdzie, przewracały w papierach, plątały pod nogami. I dziś, kiedy naczyniwszy sobie szklanicę rumianku, westchnąwszy głęboko usiadłam do pisania postu, wszystkie notatki zniknęły. Pyk, nie ma. Pytacie, jak to możliwe? Otóż na to, jak i na wiele innych nurtujących ludzkość pytań, nie znam odpowiedzi. Sposiłkuję się zatem moim postem na FB i opowiem wam w ramach przeprosin, jak było mi źle. Znaczy, nie, nie jest mi źle, że coś tam, coś tam, tylko z konkretnego powodu było mi źle. Otóż ujrzawszy potęgę swoją w pełnej krasie zapłakałam i uległam sugestii inteligentnych dopasowań (które też to widziały) i wykupiłam sobie promo apkę do schudzania. Apka ta ma mnie schudnąć w jakieś 12 tygodni do stanu pożądanego, czyli ulubionej spódnicy, która czeka w szafie nadal jeszcze odkładana na tak zwanę "schudnę". No więc apka mnie usiłuje schudnąć i ja systematycznie wyczyniam to, co ona mi każe, ale niedawno odkryłam, że tam, w tej apce są jeszcze zakładki i ona dodatkowo każe mi nie jeść. To znaczy jeść, jeść jak najbardziej, ale rzeczy, które ja nawet nie wiem co to jest, a  co mówić o poszukiwaniu, kupowaniu, preparacji (te sześć przedmiotów, wiecie). No to skoro ja nie wiem, co to jest, to pomyślałam, że jeden kij, zliczę sobie kalorie i po prostu będę jadła po swojemu. Dnia następnego wróciłam ze szkoły, zjadłam obiad, podliczyłam spożyte do tego momentu kalorie i okazało się, że został mi już tylko talon na 100kCal, a to dopiero czternasta była. I tak siadłam i myślałam, co na kolację, skórka chleba, trzy orzechy, plaster jabłka... ?


A tu moja kumpela z klasy LO, i zwiedzałyśmy, i byłyśmy na absolutnie cudnym zjeździe jubileuszowym, i w ogóle było fajnie! (W tych chwilach, kiedy nie pracowałam i nie spałam przed filmem)

*

Mam też kilka książek, po czytaniu i napisze o nich, tymczasem, żeby nie przedłużać polecę pozycje Gawędy o sztuce,  W kręgu sztuki Wybór gawęd, Jeszcze o sztuce pani Bożeny Fabiani. Pani Bożena Fabiani jest historykiem sztuki (może pamiętacie jej program z radiowej dwójki) i rewelacyjną gawędziarą. Opowieści o sztuce i wielkich artystach w jej wydaniu, to istne Życie na Gorąco.

Przeczytałam też trylogię Diany Wynne Jones, Ruchomy zamek Hauru, Zamek w chmurach i Dom Wielu Dróg (przekład Danuta Górska). Ruchomy zamek odkryłam dzięki nieocenionemu Studiu Gibhli i jako animacja jest świetny, ale w wersji książkowej to już jest majstersztyk. Dwa razy więcej humoru, Hauru ma mocniej skryty romantyzm, a wyciągniętą próżność w taki przecudownie ciepły sposób, ze i tak nie można go nie pokochać. Dwie pozostałe części przenoszą nas w inne przestrzenie opowieści, Jones sięga po wschodnie baśnie, następnie łączy jednym posunięciem świat Hauru z naszym. Wspaniałe są, będziecie chichotać w duchu!


*

a to z moją klasą przygotowaliśmy na akademię DEN (nauczyciele w postaci muppetów)