niedziela, 26 maja 2019

konfesyjnie

Definicja
(Ch. Bukowski)

miłość to tylko przednie światła w
nocy tną mgłę

miłość to tylko kapsel od piwa
nadepnięty w drodze
do łazienki

miłość to klucz do mieszkania
zgubiony po pijaku

miłość dzieje się przez jeden dzień w
roku
przez jeden rok na dziesięć

(...)


Miłość wyzwala we mnie jakieś przeogromne pokłady łagodności, niestety kosztem rozsądku. Dostanie  łopatą po nosie w dziedzinie miłość na początku naprawdę bardzo boli, później już mniej,  a plusem tegoż jest natychmiastowe zwrócenie rozsądku i na nosie blizna. Kiedy wraca rozsądek, budzą się demony, a zamiast różowych świnek tańczących na miękkiej szmaragdowej murawie, mamy zwykłe utytłane błociem prosięta tratujące ogródek. I bardzo dobrze, bo ze zwykłymi świniami, jako z dziada pradziada wieśniaczka,  radzę sobie jednak lepiej. Kolejna karta we mnie zamknięta, kolejne zrobienie z siebie idiotki dokonane, kolejny powrót przez mokradło zakończony, jestem w domu. Klasyka komedii romantycznych mówi, ze powinnam teraz wyjechać na wieś, zacząć hodować kozy i napisać książkę. Pierwsze mam spełnione, wyobrażam sobie siebie, jak zmagam się z upartym stworzeniem wpierdalającym wszystko co się nie rusza włączając moje nowe pantofle, a książkę? O i tu jest fajna i ładna rzecz, bo dostałam propozycje wydania tomiku, co mi bardzo pochlebia, z tym, że strasznie u mnie ciężko z tegoż tomiku złożeniem, zwłaszcza pod koniec szkolnego roku, który nagle przyspieszył. Tak więc biję się z myślami chciałabym ale... i do końca czerwca albo się uda, albo się nie uda. 

Z ostatnio zgryzionych rzeczy, to nabyty w godzince oczekiwania na koncert w filharmonii (barzo piękny zresztą), tomik-zbiór tematyczny Bukowskiego "O miłości", a ponieważ a) barzo lubię Bukowskiego (ech ta skłonność do draniuszy), b) nieskromnie mówiąc, mam nosa do dobrych rzeczy (oprócz życia uczuciowego j.w.) więc ten zbiór też barzo udatne rzeczy zawiera, co nawet mi kumpel Schap przyznał był, któren nie barzo za poezją Bukowskiego przepada, a któremu wyimki odczytałam teflonicznie.

Świetna rzecz Szczepana Twardocha, zbiór felietonów, opowiadań "Jak nie zostałem poetą", trochę krygowania się, trochę prób bycia Eco, przebijające stałe dotykanie ego, jak tkliwego zęba, żeby sprawdzić, czy dalej jest i nadal boli, ale to wszystko sygnalnie, nienachalnie, ze smakiem. Zbiór błyskotliwych myśli iskrzy erudycją, dowcipny akurat w miarę, ważki w poruszanych problemach i dziedzinach głos, tak więc z pełną odpowiedzialnością i zaangażowaniem polecam.

Od Ja-kubka (Jakub Sajkowski), któren wracając z Chin przywiózł mię książkę (nie po chińsku wszakże napisaną, tylko zdaje się z krosing buka, normalnie po polsku) Pu Yi "Byłem ostatnim cesarzem Chin". Uczucia miałam mieszane, kiedy nagle z zapisków biografiocznych, zaczęła kiełkować maoistyczna propaganda. Najpierw mnie to odepchnęło, ale później, przyznam się wciągnęło do końca. Sama nie wiem, co sądzić o tej książce, której przeczytałam jedynie tom II (Kubuś, a dzie pierwszy?!), zostawiam ją sobie w głowie do przepracowania i omówienia z ja-kubkiem.

Skończyłam też Eco pięknie jak zawsze zrobioną "Historię krain i miejsc legendarnych", do tych wydań Eco nie muszę chyba zachęcać, bo cudownie ilustrowane z bardzo dobrymi jakościowo reprodukcjami, no i wiadome, co Eco, to Eco 

Przeczytałam przez ten czas niebycia na blogu tez sporo innych rzeczy, ale ze względu na zjawiony stan depresyjnym, który nie pozwalał mi był opuszczać łózka za wyjątkiem twardych obowiązków, jak mama, karmienie zwierząt i praca, to nie mam jakichś szczególnych zdań w sobie na temat tego, co czytałam. Zresztą i tak więcej spałam. Właściwie oprócz w.w. obowiązków, spałam cały czas. A Któregoś dnia się obudziłam i rzekłam, do siebie że pora wstać.

A tutaj wruszka zembuszka z mojej szafy
Foto: Zinek