piątek, 5 marca 2010

sanatoryjny niewypał

"Sanatorium pod klepsydrą", na którym byłam w teatrze Jaracza wczoraj, nie tylko było nudne, ale też nie miało antraktu!
(prawdopodobnie dlatego właśnie.)
sądzę, że z tych 20 osób, które były na sali, przynajmniej dziesięć by zwiało, dwie na pewno. W trakcie spektaklu, Jacek przechylił się przez poręcz i załkał cicho - nie ma, nie ma antraktu, zaś ja w tym czasie wizualizowałam sobie dobrze obsuszonego kabanosa.
i nie rzecz, zdaje się, w braku skupienia. słowo Schulza, wydaje mi się po prostu nieprzekładalne w taki sposób, jaki zaproponowała nam autorka spektaklu i aktorzy (odniosłam wrażenie, że sami nie bardzo wierzyli w dobroć onego czynu).
szulcowskie słowo jest gęste, ma kilka warstw nośnych, metafizykę obrazu i może trzeba ogromnego skupienia, siły wyrazu aktorskiego, ogromnej pracy, i, nie chciałabym obrazić aktorów, których przecież bardzo lubię i cenię, ale niezwykłego kunsztu, żeby przełożyć sanatorium na deski właśnie w taki sposób. jeśli zaś tego nie dostaje, raczej wolałabym próbę pokazania szulcowskiej księgi taką, jaką ją zrozumiała autorka spektaklu, nie zaś przerzucanie słowo przez krawędź sceny, jak masą zmielonego mięsa udekorowaną fellińskim poczuciem theatrum
i było zrządzenim opatrzności, że miesiąc temu bilety, które mieliśmy na ów spektakl zmarnowały się, bo nie poszliśmy. spokojnie można było zmarnować i te, acz mądr polak po szkodzie.
winę ponoszę ja, jako, że Schulz, to jeden z moich ukochanych pisarzy, zatem byłam bardzo stanowcza, żeby pójść. uparłam się, no to mam!

*

ciągotka do rzeczonego

*

za to na pociechę mrrrau. mam bilety na spektakle spotkaniowe
zęby w scianę z głodu, ale warto. jeszcze się nie zawiodłam tymi spotkaniami, a dopiero pierwszy raz rozzuchwaliliśmy się finansowo aż tak, jak w tym roku
;)

2 komentarze:

  1. ahahaha, nie do tego sanatorium się wybraliście, widocznie to 'pod klepsydrą' leczy inne schorzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. chiba tak - rzeczywiście rozciągnęło czas. do niemozliwości ;]

    OdpowiedzUsuń