czwartek, 22 listopada 2018

niwelowanie terenu

Z przyjaciółmi to jest tak festnie, że człowiek może się przywlec, skowyczeć po raz enty, a  oni po raz enty nie mówią "aniemówiłem", chociaż może bardzo by chcieli, ale i tak nie mówią; i jeszcze można pożyczać od nich książki. Z biblioteki też można, ale pani z biblioteki na pewno od razu powiedziałaby aniemówiłam i że trzeba było puknąć się w łeb najsampierw. 

*

Wszystkie lektury nadobowiązkowe Wisławy Szymborskiej zwracam Zinkowi wyjątkowo bez żalu, bo jakkolwiek udatne i chwackie i dowcipne i błyskotliwe  są te minifelietony o książkach, to jest ich tyle, że zaklasyfikowałam oną pozycję do mania na półce i od czasu do czasu zerkania. Może kiedyś sobie dokupię do półki, a może nie, może będę czytywała u Zinka, jak pójdzie kupić nam piwo, czyli w czasie wolnym od smarkania mu w rękaw.

*

ale już Komeda, osobiste życie jazzu pani Magdaleny Grzebałkowskiej przekonało mnie, że jest Grzebałkowska mistrzynią biografii. Najpierw Twardowski, później Beksińscy, trzecia biografia jej pióra, która czytam i jestem zachwycona układaniem informacji, konstrukcją biografii, dynamiką narracji. Barzo polecam i tę sobie na pewno dokupię.




*

Ha, a tę dostałam na stan, bo miał podwójnie: Olgi Tokarczuk Opowiadania bizarne. Całkiem fajna rzecz i  jakoś tak czuję kolejny raz w pani Tokarczuk, że się jej wkrada scifi, tym razem to już nawet nie wkrada, tylko dość otwarcie wstępuje w progi. I fajno, ja lubię scifi. Takie do podróży niezwykłostki.

*

Ze scifi, to Cudowna broń P.K. Dicka (przekład Krzysztof Sokołowski), która wykorzystuje, jeśli się nie mylę któreś z jego opowiadań. Dobry pomysł, całość za mocno rozciągnięta, jak gumka balonika naciąganego na wielkie koło, aż cieniej i może pęknąć. Ale pomysł ok, tylko chyba jednak na opowiadanie bardziej niż na powieść.

*

I jeszcze w rejonach fantastycznych miłośnikom mitologii mocno polecam dwie rzeczy Mitologię nordycką Neila Gaimana (już samo nazwisko mówi, że fajne, czyż nie?) (przekład Pauliny Braiter) oraz z tego samego kotła Mity skandynawskie Rogera L. Greena (tłum Zbigniew A. Królicki). Obie książki stanowią ładnie i spójnie uporządkowany i zbeletryzowany zbiór opowieści mitologicznych prosto z Asgardu. Poleciłabym nawet, jako wstęp do poznawania sag i mitów skandynawskich, tak zanim się człowiek wgryzie w  teksty i opracowania bliższe etnografii.

* i na koniec też polecam 3 tomy Bartłomieja Grzegorza Sali: Legendy zamków świętokrzyskich, Legendy zamków karpackich i Legendy zamków sudeckich. Każdy z wziętych na tapetę zamków posiada obrazek, rys historyczny i zbiór podań oraz legend z tym zamkiem związanych, tak więc fajna rzecz dla miłośników bajania oraz turystyki pieszej, oślej lub zmotoryzowanej.

o, to tyle na razie doczytałam.


i wszystkiego pięknego z okazji wczorajszego dnia życzliwości, niech los się czasami kopnie w kolano, zanim potraktuje was nieżyczliwie. czego i sobie życzę. howgh!

środa, 21 listopada 2018

smycz wliczony

Właśnie przez ścianę FB przeleciała mi reklama o takiej treści
"Jajo do ząbkowania"
Pleśń bezpłatny
dołączany smycz wliczony
wewnątrz grzechotka dla dodatkowego. Odtwórz
Gładka ale twarda tekstura
Mój syn kocha swoją nową ząbkowanie
Jajo! Nie wiem co zrobilibyśmy
bez jednego... taki świetny pomysł! Dziękujemy!

więc gdyby ktoś potrzebował jaja do ząbkowania, to pleśń jest bezpłatny

poniedziałek, 19 listopada 2018

pierwsza pomoc w przyopadku przeciągnięcia gumy

Dzień spędzasz w robocie wsłuchując się w świergot dzieci i ponure brzęczenie rodziców, niechętne pomruki kolegów, monotonny szum potrzeb, zapotrzebowań i oczekiwań, powściągasz pragnienia wyłożenia językiem klarownym i dosadnym, co o niektórych rzeczach myślisz. W domu wsłuchujesz się w świergot rodzicielski, rozkminiasz słowa, zdania, szyk, smętne miny, oskarżycielskie spojrzenia, zmagasz się z pilnymi potrzebami i oczekiwaniami i w myśl dziatecznej powinności starasz się jak umiesz naciągnąć gumkę powstrzymującą chęć lapidarnego i dosadnego wyrażenia własnego w niektórych kwestiach zdania, potem przybywają krewni i znajomi królika, którzy posiadają własne wizje twojego życia, uszczęśliwienia cię oraz tego, co się powinno ze swoim życiem zrobić, świergoczą, trajkoczą, titirlikają. Ze współczuciem w oczach dociekają pilnie, co u ciebie, jak tam i w ogóle co tam, a ty człowieku w myśl rodzinnie-przyjacielskiej powinności naciągasz gumkę aż zgrzyta, powstrzymując chęć wyrażenia słowem jednoznacznym, co ci w duszy gra. Powściągasz, gdyż rozumiesz, że jesteś niesprawiedliwy, kiedy gdy wszyscy się tak martwią, marzysz o tym żeby strzelić im gumką w nos, jesteś bardzo niesprawiedliwy chcąc łupnąć pięścią w stół, zepchnąć ze schodów, posiekać na kotlet lub choćby posolić i opieprzyć tych, którzy mają swoje racje, punkt widzenia i nie chcą twego zła,a  jedynie twojego dobra oraz dobra nas wszystkich, bo przecież dobro twe jest w dobru nas wszystkich niezbędnym, kluczowym elementem.

Pierwsza pomoc przedmedyczna w takich przypadkach nie polega na organizowaniu spotkań rodzinnych, wyjazdów i przyjęć niespodzianek. Umilaniu czasu troszczeniem się, odgadywaniem pragnień, wspólnym wykonywaniem prac w celu pomocy w myśl, że praca wspólna przynosi ukojenie i zbliża. Pierwsza pomoc w takich przypadkach polega na zostawieniu człowieka w absolutnym spokoju, ciszy i powściągnięciu chęci dowiedzenia się co mu w duszy gra, gdyż taki człowiek niepozostawiony w spokoju i ciszy w końcu może  jednak odpowiedzieć.

wtorek, 13 listopada 2018

Miłośc z Biedronki

Czasami z wielkiej miłości należy i trzeba zrezygnować. Trzeba puścić ją wolno, żeby mogła swobodnie wybierać, czy nas chce, czy nie chce. Często nie chce, ale chyba też na tym polega kochanie, że chociaż wiesz i czujesz od początku, że nie zechce, to i tak trzeba ją puścić wolno z szacunku do niej, w jej własne imię. Bo na miłości miłości wymusić nie sposób.

Ponieważ mnie akurat miłość nie zechciała, wiedziona wewnętrznym kompasem, w sklepie powszechnie znanym jako Biedra, odciągana przez Zinka od koszyka z książkami, jeszcze zdążyłam chwycić Miłość i inne nieszczęścia Oliviera Bourdeaut w przekładzie Katarzyny Marczewskiej spodziewając się znaleźć w niej kompana, który mi już tym razem dobitnie powie, że miłość to nieszczęśliwy i feralny zbieg okoliczności życiowych. A tu nie, zupełnie niespodziewanie, w dość brzydkich okładkach, całkiem ładna, napisana lekko, z nutką baśni, historia życia ze schizofrenią i piękna tego życia powstającego dzięki magii miłości, czasem dość obłędnej. Formuła książki nieco przypomina mi film  Roberto Benigniego "Życie jest piękne"
I ładnie, bo pomimo tego, że nie mam do niej szczęścia, to wierzę w miłość i już.

"Ojciec powiedział mi kiedyś, że zanim się urodziłem, trudnił się polowaniem na muchy za pomocą harpuna. Pokazał mi maleńki harpun i rozgniecioną muchę.
- Rzuciłem to, bo praca była ciężka i bardzo kiepsko płacili - stwierdził, chowając swoje dawne narzędzie pracy do szkatułki pokrytej laką.-
Teraz otwieram warsztaty samochodowe. Trzeba się przy tym napracować, ale płacą dobrze.".

(Miłość i inne nieszczęścia, Olivier Bourdeaut, tłum K.Marczewska)

*

Od Miłości i innych nieszczęść byłam już odciągana nie ze względu na tytuł, a dlatego, że wcześniej wrzuciłam do koszyka inne okładki i stałam się np posiadaczką I tomu Dzikusów - Francuskie wesele Sabri Louatah'a w przekładzie Beaty Geppert. Książka pełna gwaru i niepokoju związanego z wyborami prezydenckimi we Francji, w których kandyduje mający spore szanse imigrant z Algierii, a także harmidru związanego z algierskim weselem. Zycie imigrantów, ich codzienne sprawy, charaktery, poglądy oplatują się wokół tych dwóch wydarzeń. Oprócz miłości, codziennych spraw, w świecie młodego Karima pojawiają się problemy i niebezpieczeństwa. Książka tyleż niepokojąca, co wciągająca, więc zakupię pozostałe trzy części.

*

Nabyłam tam jeszcze Kolekcję nietypowych zdarzeń Toma Hanksa (tłum Patryk Gołębiowski), barzo miłe,a niektóre dobre, opowiadania z przewijającym się motywem maszyny do pisania. I fajnie.

*
Resume: Jedyna miłość na którą mnie stać to ta z Biedry

*
a później obejrzałam sobie w końcu Blade Runnera 2045 i o



Żegoty, listopad 2018


poniedziałek, 12 listopada 2018

zapiski znalezione pod głową rzymskiego legionisty

 Korzystając z trzech dni wolnego, zachorowałam, bo jak można lepiej wykorzystać czas, no przecież! Wczoraj przeleżałam plackiem, dziś nadrobię trochę zaległości.

Tydzień temu, gdy tylko hordy Hunów i złowrogich Wandalów opuściły przybytek mój, porzucając domostwo i gumno w stanie smętnego pobojowiska, trąciłam stopą dopalające się krokwie, ponuro dymiące zgliszcza i z dzikim okrzykiem juhu! pokłusowałam do legowiska między telewizorem a fotelem mamci, w którym to leżu sypiam od jakiegoś czasu, po czem  barykadując się nagromadzonymi tomami, z obłędem w oczach i pianą na ustach, tonąc w oparach kisnącej kapusty*, oddałam kompletnie aspołecznej czynności, jaką jest czytanie..

*kto kisił kapustę w domu, ten zrozumie czar

Najpierw przyjemna wyelce pozycja Richarda Feynmana (tego od wykładów z fizyki), Pan raczy żartować panie Feynman, opracowana przez Edwarda Hutchingsa, przełożona przez Tomasza Bieronia. Zbiór opowiastek, anegdotek i historyjek charakteryzujących znakomitego acz dość kontrowersyjnego fizyka. Sam autor tychże gawęd przedstawia nam się jako trefniś oraz szutnik zawołany, jednak wyłazi spod tego obraz człowieka ogarniętego potrzebą poznawania, niestrudzonego badacza stawiającego nieszablonowe pytania i pilnego poszukiwacza odpowiedzi. Niektóre opowiastki są pewnie mocno rozciągnięte, ale sam też Feynman z autoironią karci się co jakiś czas za egocentryzm, młodzieńczą butę i zarozumialstwo. Zastanawiałam się w trakcie czytania, jak to by było spotkać Richarda Feynmana, bo to, co wygląda świetnie i wesoło na kartach książki, z daleka, mogłoby się przecież okazać w życiu stuknięciem z rozpędzoną lokomotywą i to już wcale niekoniecznie zawsze jest do śmiechu, jeśli się nie jest masą równoważną, a i nawet jak się jest, to ten, też nie do śmiechu raczej. Zresztą i tak nie znam angielskiego, więc po kij rozważać, ale gdybym znała...
Miłośnicy fizyki znajdą w tej książce, podejrzewam, przyjemność. Moja kumpela niemiłosniczka poinformowała mnie, że ona w ogóle się nie śmiała, a ja z kolei chichotałam momentami w głos, a poczucie humoru mamy podobne, zatem to może o fizykę właśnie idzie.

"Kolację jadłem codziennie ubrany w akademicką togę. Pierwszego wieczoru byłem śmiertelnie przerażony, ponieważ nie znosiłem wszelkiej celebry. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że togi mają jedną wielką zaletę. Jeśli dopiero co grałeś w tenisa, mogłeś pobiec do pokoju, wziąć togę i włożyć ją na siebie jak leci. Nie musiałeś tracić czasu na przebieranie się czy prysznic. Togi skrywały nagie ramiona, podkoszulki, najgorsze łachmany. Ponadto istniał przepis, że tog się nie pierze, więc pierwszoroczniaka można było łatwo odróżnić od drugoroczniaka, od trzecioroczniaka, od kloszarda! Tog nie prało się i nie zaszywało w nich dziur, więc pierwszoroczniacy nosili ładne, stosunkowo czyste togi, lecz gdy dotrwałeś do trzeciego roku, wyglądało to, jakbyś miał na ramionach coś w rodzaju tektury, do której przyklejone są strzępy materiału."

Pan raczy żartować panie Feynman, Richard Feynman (tłum T.Bieroń)

*

Później poleciały Jakuba Zieliny Wierzenia prasłowian, które to dość zwarte opracowanie przyjaźnie i myślę, że  w miarę sensownie zgarnia wierzenia słowiańskie do kupy, systematyzuje je i nieboleśnie nam przybliża. Dobra rzecz, żeby nie zapiłować czytacza naukowym językiem, gmatwaniną wierzeń, mitów i rytów.
Coraz częściej widzę tę chęć badaczy mitologii słowiańskiej, żeby uczynić jakąś jedność z poszarpanych skrawków, to marzenie mania czegoś na kształt mitologii greckiej, żeby dajmy na to, jakaś statystyczna lewandowska ze wsi warmijskiej mogła bez rwania włosia na brodzie oraz szarpania pazurów do krwi naumieć się jakiegoś choćby mgliście narysowanego korzenia tkwiącego w świadomości mitycznej.

*

Ponieważ w końcu zakupiłam brakującą mi na półce część Różoukrzyżowania, ciumnęłam Sexusa Henryego Millera (tłum Lesław Ludwig). Ciumnęłam z ochotą i tak z rozbiegu tego,  lecąc z pyskiem pełnym śliny już w połowie się zmęczyłam.  Tak po prostu, zaniemogłam utrudzona dłużyzną pomnażanych (p)opisów seksualnych z nakładanymi na nie albo odwrotnie, wynurzeniami natury filozoficznej gnającej momentami w mistycyzm. To, co jakoś uwiodło mnie na studiach (ach ta dziewczęca niewinność) teraz zamęczyło mnie, może nie do cna, bo przecież są świetne fragmenty, ale tak połowy to pozbyłabym się bez żalu.

*
 Mój przyjaciel Zinek nie przepada za Muminkami, ja zaś je wielbię, kocham miłoscią niesłabnącą, a to, co wyszło z literatury, dotknęło mnie i oplątało we wczesnym dziecięctwie, rośnie, rozwija się i zmienia razem ze mną, jak magiczna sieć. Po Muminkach przyszedł czas na kolejne książki Jansson. Ostatnio nabyłam Uczciwą oszustkę, Tove Jansson (tłum Halina Thylwe)
Dobrzeczytająca się opowieść o prawdziwym i nieprawdziwym, przyczynach i skutkach, szczerej nieszczerości i nieszczerej szczerości. 
Surowa, wilcza kobieta Katri chce wkraść się w łaski miłej i przyjaznej ludziom mieszkanki "Króliczego domu", Anny, ilustratorki książek dla dzieci. Zeby  dowiedzieć się po co,  proponuję zajrzeć między kartki, bo rzecz napisana po janssonowsku z tą jej mroczną, magiczną aurą, która wisi w powietrzu Zimy w Dolinie Muminków, czy w Komecie nad Doliną...

*

nach nach i już stosik książek oczekujących na notatkę się trochę zmniejszył, jestem wielka oraz przepracowita!

święty Jan w paździerrniku 2018, żegoty

czwartek, 1 listopada 2018

wyładowania stratygraficzne, czyli ze sprzętactwa rzeczy robaczywie roboczych

Szybki notatek ze spiętrzenia biurkowego

Isaac Bashevis Singer "Seans i inne opowiadania", "Śmierć Matuzalema i inne opowiadania', tłum Maria Olejniczak-Skarsgard; Jak to Singer (młoda damo nie zaczynaj zdania od jak) (młoda?),  miesza świat duchów w świat żywy, pociąga za płaszcze znużonych przechodniów, do czyśćca wejściem nieformalnym:

*"Gdy zapalono kryształowe żyrandole, w ich świetle twarz Maksa Steina przybrała żółty odcień, a włosy zbielały. Poprawił krawat i powiedział:
- po co łazić na deszczu i nabawić się przeziębienia? Nie mamy zon ani dzieci. Ponieważ chcesz zostać pisarzem, mogę ci opowiedzieć więcej historii niż Szeherezada opowiedziała swojemu sułtanowi. Sam bym je napisał, ale od pióra wolę pędzel. Poza tym wielu bohaterów tych opowieści jeszcze żyje i zapewne by siebie rozpoznali. Niepotrzebne mi skandale. Doszedłem do następującego wniosku: w życiu nie ma żadnych reguł. Piękne kobiety wiodą samotne życie, aż posiwieją i zwiędną. Brzydule zaś łapią bogatych mężów i mają jeszcze kochanków. Przez wiele lat byłem przekonany, że kobieta może uciec albo od męża, albo od kochanka, ale nie ucieknie od obu. Myliłem się. Gdy zobaczyłem, że właśnie tak się stało, uprzytomniłem sobie, że człowiek niczego nie może być pewny."

(I.B Singer, Przyjaciel domu (Śmierć Matuzalema i inne opowiadania), tłum Maria Olejniczak-Skarsgard)

*dedykowane moim pięknym przyjaciółkom, jako wsparcie bibliograficzne  w naszym  ciągnącym się leniwie dyskursie

*

Szachinszach Ryszarda Kapuścińskiego nie poprawia humoru, co jest krwa blaszana w tym naszym rodzaju, co za gen au.


z smsu: "Drogi Zinku, skoro już niejako jako sekretarz twój czytam Twoje książki i Ci je opowiadam, powinnam mieć możliwość po ludzku zaginania im oślich rogów i smarowania ołówkiem notatek, a tak to te piekielne skrawki papieru..."

odpowiedź Ziny:  [okrzyk bólu]