sobota, 31 października 2009

strach na wróble

"Pan Wielkiej Błogosławionej Ziemi polecił zapytać przybysza o imię, lecz nie dostał odpowiedzi. Żaden zaś z towarzyszących Panu Duchów nie wiedział, kto się ku nim zbliża. Dopiero wszędobylska ropucha poradziła im, by zapytali o to stracha na wróble.
Obaj ci informatorzy zaskakują nas; na czym może się opierać wiedza ropuchy i stracha na wróble? Ropuchy były zapewne rozplenione do tego stopnia, że zdawały się być w każdym miejscu i przyglądać się wszystkiemu: a więc uchodziły za mądre. Strach na wróble natomiast został do pewnego stopnia zdefiniowany z interesującego nas punktu widzenia: duch ten, choć się nie porusza na nogach, zna wszystkie pod słońcem sprawy. Jako zywo przypomina to ascetę, zwolennika medytacji, który dochodzi do wiedzy o świecie dzięki iluminacji.
Nazwano go sohodo, co, być może, znaczy "unikający upodobnienia się, akomodacji", a zatem "nie przystosowany", gdyż nie bywa podobny do innych, jest dziwny, odmienny.
Japończyków tylko razi jego wygląd - u nas on przeraża, czyli straszy: to tylko różnica stopnia. Stało to sobie na polu ryżowym - niektórzy badacze mniemają, że pierwotnie w charakterze kukły reprezentującej duchy opiekuńcze zbiorów, a dopiero z czasem zdegradowane do roli strażnika pól - i miało czas na rozważania. Od beznadziejnego, smętnego wystawania na deszczu i spiekocie przezwano go też Kuebiko - Strapiony Młodzian (choć np Philippi woli tu przekład "rozpadajacy się książe",a i polskie "strach" ma się łączyć ze "stradać",a więc byłoby to "coś niekompletnego, postrzępionego, oskubanego, rozlatujacego się"; słowem wygląda to kusząco, ale pozostaniemy przy skojarzeniu strapiony=zamyślony).
Strapiony Młodzian rzeczywiście wiedział..."

(Kotański - Japońskie opowieści o bogach)

*

ta historia przypomina mi o tym, że rzeczy w różnych zakątkach, dotykają w podobny sposób. i to w przestrzeni czasu.

ugryść

śniła mi się lekcja matematyki. już wychodziliśmy - ja i chłopiec . nauczycielka pokazywała nam jeszcze, jak rozwiązać zadanie. napisała na tablicy w liczniku ułamka słowo "ugryść" - dokładnie w takiej formie. spojrzeliśmy z chłopcem na siebie i uśmiechnęliśmy się. było w tym głębokie odczucie porozumienia. ładny sen, właśnie ze względu na ten moment. obudziłam się z tym uczuciem w środku.

piątek, 30 października 2009

for Um

rylionowa adnotacja "może nie jest idealne, ale mi się podoba"
no, kurewmać, jakby autor dawał rzeczy, które się autoru nie podobują

czwartek, 29 października 2009

"nic dwa razy się nie zdarza"

myślę sobie, tak sobie myślę i myślę i kurcze, a gdyby się zdarzało? ile rzeczy więcej dalibyśmy radę spieprzyć, poprawiając swoje błędy?


*

przypis z dnia 10.01,10:

"Jedynym doskonałym fragmentem życia człowieka jest zawsze to, że nie może znać swej przyszłości. Jest to tylko zamglony obraz pragnień, marzeń. Co jest przyczyną, że ten chłopiec z Lejdy chce być malarzem? Zapewne sposób widzenia świata. W Lejdzie i Amsterdamie Rembrandt widział już sztychy, miedzioryty. Nie zwrócił na nie uwagi. To nic.
Będzie nie tylko wielkim mistrzem malarstwa. Będzie większym sztycharzem niż był Durer - i nie prześcignie go w tym Francisco Goya"

(J.Cepik "Samotny o zmierzchu")

sen o zimie

dziś śniło mi się, że jestem wysoko w górach. góry były ogromne, mroźne. wściekłe zimno, lodowaty, huraganowy wiatr, lawiny i chmury. wokół dźwięcząca samotność, choć było też tam kilka osób. czułam, ze to ostatnie miejsce, w jakim jestem, że już dalej nigdzie nie pójdę i że stamtąd nie wrócę. nie czułam strachu, tylko zimno. jedyna chęć, jaką miałam, to taka, żeby nie zmarznąć jeszcze bardziej, choć jednocześnie wiedziałam, ze to pragnienie jest bezcelowa, bo nie ma powrotu.
kto wie, może spełni się wreszcie moje marzenie o Himalajach.

bezsenność i owieczki

ostatnimi czasy, znów sprawia mi trudność zasypianie. podobno dobre jest liczenie owieczek.
zgodnie z instrukcją aniety, owieczki muszą koniecznie przeskoczyć przez płotek, nie można ich więc liczyć, ani zbyt pośpiesznie, ani pochopnie. leżąc bezsennie, udoskonaliłam metodę i zawiesiłam owieczkom linkę nad dolinką. po tej lince miały one przechodzić i być owieczkami policzonymi. w trakcie liczenia okazało się, że każda owieczka przechodzi inaczej, a to na dwóch nogach, a to tańcząc figury kozaka, a to głową w dół. po 15, zaczęły pojawiać się owieczki akrobatki, na rowerze, na łyżwach, owca w łódeczce, owieczka ze skakanką, a także w ubraniu wieczorowym, owieczka idąca tyłem oraz taka, która grabiła linkę za sobą.
nie usnęłam. musiałam porzucić liczenie owieczek, bo kolejne, przychodzące znienacka i oczywiście bez żadnego planu, owieczki, wyprawiały już takie niestworzone rzeczy i ubierały się w tak fantazyjne kostiumy, że dalibuk, chichotałam w głos. co gorsza, nie miałam pojęcia, jaka owieczka pojawi się następna, żeby przekroczyć linkę, wiec one generowały się zupełnie przypadkowo.
liczenie owieczek nie jest dobrą metodą na moje zasypianie. cholera, jestem skazana na bezsenność.

środa, 28 października 2009

znaczenie

wszystko ma znaczenie
nawet jeśli nie można przywołać ciągów słów

wtorek, 27 października 2009

duże dziewczynki nie tęsknią

akurat

magia dat

Jean-Michel Basquiat umarł 12 sierpnia. pamiętam datę, bo to dzień moich urodzin. chociaż zakrawa to na myślenie magiczne, jest coś pociągającego w podobieństwach dat, choćby się przed tym bronić. jakieś dziwne uczucie porozumienia w tle. to nie jest porozumienie w ścisłym znaczeniu tego słowa, raczej wrażenie nieosamotnienia. ledwo uchwytne, budujące pajęczą linę odgradzającą od przepaści. niezwykłe uczucie.

niedziela, 25 października 2009

Zabawkowy

ze względu na obecny brak dostępu do autorskich rezerw ciepła, Lala i Ceratowy czekają.

Potop

"Okazało się, ze (Mąż Zsyłający Opady) nie był zadowolony z decyzji rodzica, a przeto płakał i zawodził zapamiętale przez tak długi czas, że aż mu broda zdążyła urosnąć do pasa. Wydaje się, ze może to być mitycznym opisem jakiejś klęski żywiołowej w rodzaju potopu, gdyż "łzy" spadające z powłoki powietrznej otulającej ziemię, a uosabianej przez Męża Zsyłającego Opady, były oczywiście długotrwałymi ulewami, choć nie mówi się w tekście o powstałych z tego powodu klęskach. Zapewne nadmiary wody spadające na wyspy dość szybko znalazły ujście do oceanu. Dla wyspiarzy prawdziwa klęska nastąpiła dopiero w momencie, gdy Mąż Zsyłający Opady wypłakał wszystkie łzy, to znaczy, gdy po obfitości deszczy nastała długotrwała posucha. Tekst mówi, ze pokryte zielenią góry zamieniły się w gołoborza, a rzeki i oceany wyschły do cna. A więc w Japonii mamy do czynienia z jakimś antypotopem"

(
W. Kotański - Japońskie opowieści o bogach)

*

w pewien sposób chyba rozumiem dlaczego. Wschód wciąż dotyka dwóch skrajności, któe się dopełniają. Kiedy jedna (którakolwiek z nich) wygrywa w całości, brakuje drugiej - przychodzi klęska

Brus

kamień szlifierski do ostrzenia narzędzi metalowych; toczydło, osełka

Safo

Czytuję sobie wiersze Safony. Przychodzi taka chwila, gdy przerażające staje się dla mnie to, że tak mało się zmienia. Wewnątrz. Choć przecież zmienia się ogromnie i cały czas. A jednak tak niewiele dzieli nas od tych ludzi. A może w ogóle nic.

*

Ogromną przyjemność sprawia mi czytanie jej wierszy
w oryginale. To nic, że nie znam greckiego i że nieprawidłowo wymawiam słowa. Samo ich czytanie i wymawianie sprawia mi przyjemność. To podróż w krainę dźwięku i ideogramu.
Nie potrafię jeszcze wyjaśnić, na czym to odczucie polega, ale jest. Mocne i rozpoznawalne, wśród innych odczuć.

*

Bardzo mi w czytaniu Safony pomaga słowo o niej, przedłożone przez Nikosa Chadzinikolau - tłumacza. Czuć w tym, co napisał, szczególny szacunek, umiłowanie i ciepłą ufność, jaką ją obdarzył. A może to ona go obdarzyła.

O imieniu

"imię (na) uważano zapewne za istotny składnik danej istoty (bóstwa, człowieka, obiektu), przy czym ie usiłowano doszukiwać się się rozgraniczenia między nazwą, a przedmiotem z nią związanym. Nazwanie czegoś było równoznaczne z przyzywaniem, czyli wywołaniem tego "czegoś". Stąd każdemu imieniu, wręcz każdemu wyrazowi przypisywano "świętą moc kształtowania" - kotodama (przekłada się to mniej zręcznie jako "duch wypowiedzi, moc słowa", gdyż koto znaczy "wypowiedź, słowo", lecz etymologicznie wolno koto wiązać z kata - "forma, kształt, model", tym bardziej, ze zachowały się dalsze znaczenia koto- "wydarzenia, fakty, rzeczy", czyli "to, co ma formę"). Była to moc cudowna, a jednocześnie niebezpieczna, bo znajomość imienia dawała człowiekowi władzę nad samym przedmiotem: można było go wywołać i wydawać mu polecenia"

(W.Kotański - Japońskie opowieści o bogach)

*1
*2

*

A, cieszę się, że przebrnęłam przez pierwszą połowę tej książki. Okazało się, że dla wytrwałych, druga połowa jest nagrodą. Juhuuu!!

Kosmos

Od jakiegoś czasu oglądam sobie prace artysty, którego nazwiska nawet, szczerze mówiąc, nie znam, bo jest to jeden z anonimowych chudożników internetowych.
Ponieważ internet daje tez świetną możliwość bezpośredniej reakcji i kontaktu z dziełem i samym artystą, dane mi było przyjrzeć się, czy też odczuć po raz kolejny, ten pociągający mnie kosmos ludzkiego umysłu. To, że w jego pracach, to jedno - owo odczucie jest stabilne, spokojnie ewoluujące, rozprzestrzeniające się coraz bardziej w jakichś warstwach coraz głębszego porozumienia, natomiast uderzyło mnie coś innego. Jak błysk mnie uderzyło, usiekło i pozamiatało mną podłogę.
Otóż człowiek, który robi TAKIE prace, pisze mi:
"Pozdrawiam cieplutko"

piątek, 23 października 2009

O przyjaźni

O przyjaźni ludzi, którzy nie są przyjaciółmi. Rozłożył mnie na łopatki, ludzkim pięknem -Pana Viga i matki Amwrosji.

"Klasztor. Pan Vig i zakonnica"

czuję się w środku pełniejsza, dzięki takim filmom.

środa, 21 października 2009

Meduzy

Obejrzałam film "Meduzy". Dziwny. Piękny. Niesamowity.
Nie mam komu o nim opowiedzieć

środa, 14 października 2009

o mechanizmach

"Istnieje, jak twierdzą niektórzy, nieskończona liczba wszechświatów aby wszystkiemu, co może się zdarzyć, zagwarantować miejsce, by się tam zdarzyło. To oczywiście nonsens, który rozważamy wyłącznie dlatego, ze wierzymy, iż słowa są tym samym co rzeczywistość."

(T.Pratchett "Świat finansjery")

*

nie mogłam sie oprzeć, żeby nie wyjąć tego tekstu oddzielnie.
po A, bo jest ważny dla Lali i Ceratowego
po B, bo w pewien sposób pokazuje ten rozziew miedzy wyobrażeniem, a "jest", które to "jest" może być po części wyobrażeniem należącym do kogoś innego.
po C, bo gdzieś tam w środku go pojęłam i coś mi zaskoczyło w kółkach. takich kółkach mechanizmów. dotyka po- i rozumienia

Miecz bogobójca

Na zakończenie krwawej sceny bogobójstwa połączonej z odrodzeniem się bóstwa w innej postaci podano w Kojiki nazwy miecza, którym dokonano tego mistycznego mordu, będącego w istocie rzeczy misterium narodzin ryżodajnego gromu. Miecz jako reprezentant i wysłannik pełnomocny gromu (dotyczy to w zasadzie każdego miecza w Japonii, a tradycja utrzymuje się po dziś dzień, choć ograniczona obecnie do kręgów, które jeszcze miecze przechowują z różnych wzgledów) ma swoją indywidualność, którą się często podkreśla indywidualnym imieniem. Spotkamy się jeszcze z kilkoma nazwami mieczy, które będą służyć różnym bohaterom, obecnie zapoznajmy się z nazwą miecza niebios, które Izanagi w rzeczywistości reprezentuje, a więc nazwą miecza-pioruna. Amenoohabari-no-kami - Niebiański Duch Najdoskonalszego Uderzenia, Itsunoohabari-no-kami - Święty Duch Najdoskonalszego Uderzenia.
Jest to z pewnością jakby prawzór miecza, pojętego jako byt idealny, niedościgniony, pozbawiony - jak widać z treści nazw - wszelkich innych cech poza jedyną zdatnością do mistrzowskiego uderzenia

(W.Kotański "Japońskie opowieści o bogach")

*
czytam w autobusie, żeby nie móc nigdzie od niej uciec. jedynym wyjściem alternatywnym jest zaśnięcie, wiec czytam na krótkich trasach, żeby nie móc zasnąć. jest sporo dobrego, sporo, o ile nie zasypiam, co jest trudne.

niedziela, 11 października 2009

Poważne sprawki można znaleźć wszędzie, jeśli sie lubi szukać,, czyli Terry Pratchett "Świat finansjery"

"(...) - Używa pan słów i słyszałem, ze robi pan to dobrze, lecz słowa są miękkie i sprawny język może je uformować w rozmaite znaczenia. Liczby są twarde. Och, można nimi oszukiwać, ale nie da się zmienić ich natury. Trzy to trzy. Nie przekona się trójki, by była czwórką, nawet jeśli ją pan ucałuje. - Gdzieś w w hali zabrzmiał bardzo cichutki chichot, ale pan Bent wyraźnie nie usłyszał. - I niechętnie wybaczają."



"-Dlaczego taki pośpiech, panie Lipwig?
- Bo ludzie nie lubią zmian. Ale jeśli zmiana nastąpi dostatecznie szybko, przeskakują tylko z jednej normalności do drugiej."




"(...) Bent znowu usiadł. Życie z przeczuciami pani Cake bywało nieco skomplikowane, zwłaszcza teraz, kiedy stawały się rekursywne. Jendak do etosu ulicy Wiązów należało pobłażliwe traktowanie cudzych słabostek w nadziei na podobne podejście do własnych.
Lubił panią Cake, ale nie miała racji. Da się zmienić to, jaki się człowiek urodził. Gdyby nie, nie byłoby żadnej nadziei"



"Człowieczek podszedł do stołu i podniósł arkusz papieru.
Banknot lśnił purpurą i złotem. Promieniował. Wydawał się unosić nad papierem niczym maleńki latający dywan. Mówił o bogactwie, tajemniczości i tradycji...
- Zrobimy mnóstwo pieniędzy - obiecał Moist.
Oby się udało, dodał w myślach. Musimy wydrukować conajmniej 6000 000 takich, chyba ze wprowadzimy wyższe nominały.
Ale oto leżał przed nim - tak piękny, ze człowiek miał ochotę płakać, zrobić bardzo dużo takich i schować je do portfela.
- Jak się to panu udało tak szybko?
- Och, spora część to tylko geometria - odparł pan Clamp"



"-Cóż, to był męczący dzień. I jaki to ma sens? Łatwo przechytrzyć liczby. Liczby nie mogą oddać. Za to ludzie układający krzyżówki... Ci są naprawdę podstępni. Kto mógłby wiedzieć, że "pysdx" oznaczało w starożytnym Efebie rzeźbioną w kości igielnicę?
- No więc pan, sir, oczywiście - odparł Drumknott, starannie układając teczki. - A także kustosz Starożytności Efebiańskich w Królewskim Muzeum Sztuki, "Zagadkowicz" z "Pulsu" oraz panna Grace Speaker, która prowadzi sklep zoologiczny na Błonnych Schodach.
- Powinniśmy mieć na oku ten jej sklep, Drumknott. Kobieta z takim umysłem zadowala się dostarczaniem psiej karmy? Nie wydaje mi się."




"- Nie szpałem, droga pani, ale kontemplowałem. - Cribbins wstał. - Kontemplowałem upadek niewiernych i wyniesienie pobożnych. Czyż nie jeszt powiedizane, że Pierwsi będą Osztatnimi, a Osztatni Pierwszymi?
- Wie pan, wielebny, zawsze mnie to trochę niepokoiło - wyznała pani Houser. - No bo co się właściwie stanie z ludźmi, którzy nie są pierwsi, ale też nie całkiem ostatni? Wie pan, tak jakby... truchtają naprzód i starają się jak najlepiej?
Ruszyła do drzwi w sposób, który - nie tak subtelnie, jak sobie wyobrażała - zachęcał go, by jej towarzyszył.
Rzeczywiście to prawdziwa żagadka, Berenicze - zgodził się Cribbins i podążył za nią. - Święte tekszty o nich nie wszpominają, ale nie wątpię, żę... - Zmarszczył czoło. Rzadko kiedy dręczyły go zagadnienia religijne,a to wyglądało na dość trudne. Jendak zmierzył się z nim niczym rasowy teolog. - Nie wątpię, że żnajdziemy ich nadal truchtajacymi, ale być może w przeciwnym kierunku!
- Z powrotem ku Ostatnim? - zaniepokoiła się.
- Ależ droga pani, proszę pamiętać, że wtedy już będą Pierwszymi.
- No tak, o tym nie pomyślałąm. To jedyny sposób, żeby coś takiego się udało, chyba że, oczywiście, oryginalni Pierwsi zaczekają, żeby Ostatni ich dogonili.
- To byłby prawdziwy czud - przyznał Cribbins, obserwując jak zamyka za nimi drzwi."


(T.Pratchett "Świat finansjery")