to ja szyvbciorkiem, jeszcze przed pójściem do roboty, pokażę niesamowicie ciepły i zabawny fragment z "Dziennika jednego roku". taki, który pod koniec czytania, zjawia się i uśmiecha mnie dookoła głowy i w środku. uśmiech w środku cenię sobie najbardziej, bo jest najrzadszy.
"Wieczór przed odjazdem. Mieliśmy zamiar pójść właśnie spać, lecz Marfa bez słowa ustawiła stolik i umieściła na nim "kaczy niaj" - chleb z zapieczoną w środku kaczką, świeżego tajmienia oraz butelkę spirytusu. Bankiet!
Tym razem pieśni selkupskie podobały mi się i próbowałem nawet sobie pośpiewać. Pieśń selkupska jest zresztą pojęciem dość indywidualnym, toteż ciągnęliśmy, jak kto mógł - jeden do Sasa, drugi do lasa. Wykonywaliśmy utwór "Mam siedem reniferów i niczego więcjej nie potrzebuję"."
(z dziennika A.Starostina - "Dziennik jednego roku")
*
ja też śpiewam sobie pieśń o mamsiedmiureniferach,
percepcja anioła
3 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz