sobota, 20 lutego 2016

napisać do czech

z rozsypującego się irytująco stosu książek, które chwilowo nie mieszczą się na półki wylosowałam ostatnio Krakatit, Karela Čapka. mam od jakiegoś czasu problem z pisaniem o czymkolwiek oprócz "wskazówek do dalszej pracy", czego wymaga mój resort i tak się migam przed blobowaniem i mam mnóstwo tych,  apopleksów, że nieudatnie, że niedowcipnie, że nawet nie ładnie. ale sobie dziś w spacerolandii na przekór wiatrowi i złemu, jakże złemu biometowi, zmyśliłam, że kij z tym i cokolwiek sobie zapiszę, żeby nie zapomnieć ortografii.

okruchy z czytania Krakatita:

1. genialny chemik Prokop, obsesjonat energii w materii i co za tym idzie czciciel wybuchów - w połowie książki miałam obawę, czy do końca dotrwa w strategicznym kawałku pozwalającym mu ukończyć historię, bo niemal przy każdym odruchu gmerania w szkle laboratoryjnym, coś mu urywało.

*

"Kiedyś pod wieczór doktor grzebał właśnie właśnie w jakiejś spulchnionej grządce w ogrodzie. Nagle domem wstrząsnął straszny huk i z brzękiem posypały się szyby z okien. Doktor wpadł do domu i na korytarzu zderzył się z przerażoną Anusią.
- Co się stało?!
- Nie wiem - wykrztusiła z trudem dziewczyna. - To w gabinecie...
Doktor pobiegł do gabinetu i ujrzał Prokopa na czworakach, zbierającego z podłogi papiery i skorupy.
- Co pan tu robił?! - wrzasnął doktor.
- Nic - rzekł Prokop i podniósł się z miną winowajcy. - Pekła mi próbówka.
- Ale co u wszystkich diabłów... - piorunował doktor i nagle urwał.
Z lewej ręki Prokopa ciurkiem ściekała krew.
- Co to, palec panu urwało?
- Po prostu zadraśnięcie - tłumaczył się Prokop, chowając lewą dłoń za siebie.
- Niech no pan pokaże! - krzyknął doktor i pociągnął Prokopa do okna.
Pół palca zwisało na kawałku skóry."

*

2. w trakcie książki ón bohater co rusz rzuca się z okrzykiem jupi w poczucie zakochania, ale to chyba zrozumiałe, bo jest brzydalem i to pewnie rekompensata za karę w lustrze. inna sprawa, że brzydota jest zwykle pociągająca, zatem na cześć niewieścią narzekać nie może

3. udatne narrativum, momentami łapała mnie moja klaustrofobia zgodnie z perypatecjami bohatera, w połowie książki nadąsałam się, że zadzwonił do mnie kolega.

4. końcówka w pierwszym smaku nieco zbyt oderwana i oniryczna nagle ni stąd ni zowąd, ale po przegryzieniu  doceniam, choć wolałabym zakończenie warte dowcipnego i dość absurdalnego środka. ale możliwe, że właśnie jest warte, tylko ja swoim małym rozumkiem jeszcze tego nie ogarniam

*
"Pada drobny, zimny i przykry deszcz. Co teraz? Szybko rozważył sytuację. Przyszło mu na myśl, żeby urządzić sobie wodną twierdzę na jeziorze. Ale stamtąd nie widać zamku. Nagle powziąwszy jakąś decyzję, zaczął biec w stronę domku odźwiernego. Holz za nim. Wpadli do środka w chwili, kiedy staruszek odźwierny siedział właśnie przy obiedzie. Nie mógł zupełnie zrozumieć, dlaczego "gwałtem i pod groźbą śmierci" wypędzają go stąd. Pokręcił głową i poszedł poskarżyć się na zamek.
Prokop był nadzwyczaj zadowolony ze zdobytej pozycji. Dokładnie zamknął okratowaną bramę parku i z wilczym apetytem dokończył obiadu staruszka.. Następnie zgromadził wszystko, co tylko w domku przypominało jakieś chemikalia: węgiel, cukier, sól, klej, zeschniętą farbę olejną i inne tego rodzaju skarby, i zastanawiał się, co z tego da się zrobić.
Holz tymczasem albo czuwał, albo też zamieniał okna w strzelnice, co - biorąc pod uwagę jego cztery ostre sześciomilimetrowe naboje - było lekką przesadą.
Na piecu kuchennym urządził sobie Prokop laboratorium; śmierdziało stamtąd okropnie, w końcu otrzymał jednak jakiś ciężki materiał wybuchowy.
Strona nieprzyjacielska nie przystąpiła do ataku. Nie chciano, widać, aby doszło do skandalu w obecności dostojnego gościa.
Prokop łamał sobie głowę, w jaki sposób wygłodzić zamek. Przeciął wprawdzie druty telefoniczne, ale pozostały jeszcze trzy bramy, nie licząc drogi z wału zahurskiego do fabryki. Wyrzekł się więc - choć niechętnie- planu oblężenia zamku ze wszystkich stron.
Padało bez przerwy. Okno księżniczki otworzyło się i jasna figurka zaczęła kreślić ręką w powietrzu ogromne litery. Prokop nie był w stanie ich odczytać, mimo to jednak wyszedł przed domek i również wypisywał w powietrzu jakieś słowa otuchy, wymachując rękami niczym wiatrak.
Pod wieczór przybiegł do powstańców dr Krafft. Porwany szlachetnym zapałem, zapomniał wziąć ze sobą jakąkolwiek broń, tak, że była to raczej pomoc moralna.
Wieczorem przyczłapał Paul z koszykiem, w którym przyniósł wspaniałą zimną kolację oraz moc czerwonego wina i szampana. Twierdził, że nikt go z tym nie przysyłał.
Niemniej jednak Prokop kazał mu koniecznie - nie mówiąc komu- powtórzyć, że "dziękuje i że się nie podda".
Podczas bohaterskiej wieczerzy dr Krafft po raz pierwszy zdecydował się napić wina, najpewniej, by dowieść swego męstwa. następstwem tego była u niego błoga niemota lunatyka, podczas gdy Holz i Prokop zaczęli gromko wyśpiewywać wojenne pieśni. Każdy z nich śpiewał w innym języku i każdy co innego, ale z daleka, przy wtórze szumu deszczu zlewało się to w jeden potężny śpiew, groźny i ponury. Ktoś w zamku otworzył nawet okno, żeby posłuchać. Potem ten ktoś spróbował akompaniować im na fortepianie, ale wyszła z tego Eroica, a w końcu bezładne bębnienie w klawisze. 
Kiedy światła w zamku pogasły, Holz zabarykadował drzwi i trzej bohaterowie spokojnie zasnęli.
Zbudziło ich dopiero walenie do drzwi. Był to Paul, który rano przyniósł im trzy kawy, rozlewając je troskliwie po tacy."

(Krakatit, Karel Čapek, przeł. Emilia Witwicka)

*Paul - lokaj służący na zamku
Holz - strażnik Prokopa, przydzielony mu przez "Zamek"







5. szkoda, że nie mogę dobrać się do filmu, bo nie mam chomikuja, ale poproszę przyjaciela, zatem co się odwlecze to sam w  nie wpada. 

tu kawałek
https://www.youtube.com/watch?v=RQvZaeNKn2w

a jest jeszcze remake-  "Ciemne słońce"

środa, 3 lutego 2016

corok toprorok

instrumentem miesiąca lutego, jest obój gdyż idzie luty - obój, buty.
szczęśliwa liczba - 0
sławni lucianie: Lutosławski, Lutczyn i Luter


horoskop na rok:

Ponieważ wtyczeń zaowocował rozlicznymi imprezami, czas teraz na struty. Na szczęście już zmażec  pozwoli nam otrzeć łzy i obmyć się z win oraz związanego z ich rozpamiętywaniem wina. A potem to już będzie świecień i nowe nad horyzontem możliwości. Uważać jednak trzeba, bo nic nie trwa wiecznie i zaraz po nim  następuje miesiąc bye, a po nim niestety chlipiec i cierpień. Nauczki wyniesione z pierwszej połowy roku pozwolą nam przeżyć grzesień spokojnie i w miarę pogodnie, ale pełnego oczyszczenia doznamy dopiero w ździerniku. Tutaj na polu uczuciowym ulga, jednak finanse zlecą w dół (uważajmy zwłaszcza na klifach). W tym też miesiącu należy poważnie zabezpieczyć się przed glistopadem i brudniem.

niepokolei w przedziale wiekowym dla palących mosty

Utytłana i sponiewierana łikendem dotarłam do stacji Olsztyn, co potwierdził mi pekap oznajmiając, że: "Stacja Olsztyn, pociąg kończy bieg". 
Pociąg w żywocie może dokonać rzeczy wielkich i wspaniałych albo też skopać rzycie i kwiatki na nich zasadzić w dodatku smętne i rachityczne- jedno i drugie zaliczyłam, z tym, że to drugie bardziej. Nurkując zatem w czeluść przejścia podziemnego, myślałam do siebie za przykładem starożytnych: "podróżny, strzeż się pociągu!". Zrewidowałam przy okazji swoje dotychczasowe relacje i wyszło mi, że ich koleje raczej nie nastrajają optymistycznie, że wlokły się dość samowolnie bocznymi torami i częściej bywały o ile nie drezyną, to tanimi liniami kolejowymi, bardziej niż "Twoimi Liniami Kolejowymi", a w dodatku jedno i drugie jeden kij, bo samo nazwanie pociągu "pośpiesznym Rybakiem" chyba jeszcze nigdy niczego nie ułowiło.