czwartek, 11 marca 2010

o tym co istnieje

"(...)
- Gdybym się tu teraz rozpuścił - rozważał głos dobiegający zza kłębów pary - gdybym spłynął ściekami do Pacyfiku, znikłoby też wszystko, co dzisiaj widziałaś. Ty też byś znikła, ta część ciebie, która związała się Bóg wie po co z moim małym światkiem. Pozostałoby tylko to, czego Wharfinger nie wymyślił. Squamuglia i Faggio, jeżeli w ogóle istniały.
Może też system pocztowy Thurn i Taxis. Kolekcjonerzy znaczków mówią, że niegdyś taki był. Może także tamte drugi. Przeciwnik. Ale to tylko ślady, skamieliny, bezwartościowe, martwe kamienie. Mogłabyś się we mnie zakochać, naciągać na rozmowy mojego terapeutę, wsadzić mi pod łóżko magnetofon i podsłuchiwać, co mówię stamtąd, gdzie przebywam we śnie. Chcesz tak zrobić? Możesz zebrać w ten sposób poszlaki i ukuć hipotezę albo dziesięć hipotez, które wyjaśnią, dlaczego pojawiają się mordercy, czemu są w czarnych kostiumach... Możesz w ten sposób zmarnować całę życie i nigdy nie dotknąć prawdy. Wharfinger dał nam tylko słowa i historyjkę. Ja dałem im życie, ot co!"

(T.Pynchon "49idzie pod młotek")

*
podobną myśl miałam tu i starałam się jej dotknąć i wyjąć na zewnątrz w takiej formule

drogi, drogi, drogi...
*

"(...)
Edypa siedziała na ziemi, ziębiąc sobie tyłek i zastanawiała się, czy sprawdziły się słowa, które Driblette wypowiedział od prysznicem, i czy wraz z nim nie znikła jakaś część jej samej. Być może nadal będzie teraz napinać psychiczne mięśnie, których już nie ma, napinać je myślami zdradzonymi przez fantom jaźni, jak kalekę zdradza fantom brakującej kończyny. Być może kiedyś uda jej się zastąpić brakującą część siebie protezą, sukienką w odpowiednim kolorze, zdaniem z listu, nowym mężczyzną. "

i dalej z pewnego rodzaju wyjaśnieniem. ciekawą myślą

"Usiłowała dosięgnąć tego, co w nieprawdopodobny sposób trwało jeszcze dwa metry pod ziemią, zakodowane w bryle białka iw ciąż opierające się rozkładowi. Dosięgnąć owej upartej ciszy, która zbiera się może właśnie do ostatecznego wybuchu, skoku przez warstwy ziemi, by ledwie migocząc, resztką sił zachowując chwilową, skrzydlatą postać, wstąpić w nowego właściciela albo na zawsze rozpłynąć się w ciemnościach"

i tutaj jest w jakiś sposób ta moja myśl, którą wciąż na nowo rozważam - o tym, co jest, cały pełny zasób wszystkiego (na ułatwienie napiszę 'wiedzy', ale to nie jest dla mnie 'wiedza' w przyjętym w ścisłym tego słowa rozumieniu). przestrzeń w której jest wszystko i z której korzystamy i do której oddajemy. stąd 'drogowość' mogłaby w pewien sposób pasować do tego pynchonowskiego


**


i jeszcze jedna bardzo ciekawa myśl, która jest również w mojej glowie. trochę wstydliwie traktowana, bardziej w postaci dopuszczalnego przeczucia, niż przeczucia pełnego

"Podtrzymując starca, zorientowała się już, że cierpi on na "dt". Za tymi inicjałami kryła się nowa metafora, delirium tremens, drżąca skiba odkładana przez lemiesz umysłu. Święty, dzięki któremu woda płonie w oliwnych lampach, jasnowidz, którego sekundowa zwłoka z odpowiedzią jest oddechem Boga, paranoik, dla którego wszystko układa się w groźne lub radosne kręgi wokół jego własnego pulsu, marzyciel, którego słowne zabawy drążą zatęchłe sztolnie i tunele prawdy, wszyscy oni działają w specjalnej zgodzie ze słowem, czy tym, co służy za słowo, i odgradzają, chronią nas przed nim. Akt tworzenia metafory jest sięgnięciem po prawdę lub kłamstwo, w zależności od tego, gdzie się jest: bezpiecznym, wewnątrz, czy też zagubionym, na zewnątrz."

(T. Pynchon "49 idzie pod młotek")


***

Robbins jednak jest podobny do Pynchona. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz