patrzę na rzeczy które tworzą inni - obrazy, wiersze, zapiski, fotografie, rzeźbę, lalki, cokolwiek;
i za każdym razem, przyglądając się pięknu, czuję niechęć do własnego.
pojawia się najpierw w środku (jak kulka szklana), poczucie dotknięcia, które powoli pęcznieje owijając się kokonem uczucia piękna. wokół coraz to większej sfery wymgławia się delikatne uczucie zazdrości, tężeje i na końcu pęka to wszystko z trzaskiem, ochlapując wszystkie spłodzone przeze mnie maszkary, trupy, nieruchawe powidoki myśli.
mam do wyboru - nie patrzeć, nie patrzeć na cudze, bo rośnie wtedy we mnie ochota nie robić, nie malować, nie pisać. albo malować, pisać, działać jak inni, jak ci, którym uwierzyłam i którzy mnie swoim zachwycili i zachwycają, próbować przedrzeć się ich sposobem, nie dlatego, że osiągnęli coś, a dlatego, że czuję ich pracę pięknie, czuję jako piękno. moje własne historyjki napawają mnie zniechęceniem, bolą jakąś martwością twarzy i serca.
mam też inną możliwość- płakać, jeść żwir, wytarzać się na potłuczonym szkle, własnej, roztrzaskanej sfery i na nowo próbować podnosić zetlałe szmatki umysłu, własnych poczuć, badać im puls, przesuwać palcami przez ich zmierzwione włosy, by nareszcie znowu poczuć jako własne. kochać pomimo uczucia niedoskonałości, kochać ze świadomością niewielkości i nieważności, próbować się przez to wszystko przedrzeć i gdzieś tam, w dalekiej mgle jutra, stanąć na szczycie uczucia, że się coś własnego uchronić udało i stało się duże i właściwe.
powoli rzeczy wracają do swych miejsc. oswajają. wbudowuję dotykany świat, by go nieść bez bólu. bez zawiści. z własną, sobie tylko właściwą nieporadnością
percepcja anioła
3 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz