poniedziałek, 31 października 2011

ad augusa per angusta

Wyszperałam spomiędzy oczek sieci hodowców kaktusów sposób na wełnowce. ponieważ August Kaktus od paru lat ciężko i obłożnie, pomimo wszelkich mych starań, choruje na to diabelstwo, chwyciłam się brzytwy. Formułę przekazuję, czy podziała nie wiem, ale raz kozie śmierć
otóż
1. Oberwałam wszystkie przyrosty
2. Oczyściłam Augusta z gleby i opłukałam w wodzie bieżącej
3. Bęcnęłam Augusta na kilka minut do gorącej (ma być około 60 stopni C) wody z odrobiną płynu do naczyń
4. Doniczkę wyparzyłam
5. Wyjęłam biednego Augusta i opłukałam chłodną wodą (niezbyt zimną, żeby mu się komórki nie poniszczyły na skutek zmian turgoru)
6. Wsadziłam Augusta do doniczki, akompaniując sobie pojękiwaniem, bo wzięłam płócienne, nie skórzane rękawice
7. Wstawiłam Augusta na razie do temperatury zimowo pokojowej, zaś jutro powrócę go do pomieszczenia nieogrzewanego


Na razie wygląda biednie, to wiadomo, kto by się tam dał kąpać w gorącej wodzie, ale podobno tkanka kaktusia wytrzymuje temperaturę 60 stopni (to zrozumiałe,w końcu to pustynny sukulent), natomiast dziady wełnowce nie.
Zobaczymy. Jeszcze go w środę potraktuję insektycydem w bryk brykiecie. I czas pokaże, czy przeżyje. Na razie nieco zbladł, ale przecież zwykle blednie się w chorobie.

Z rozmów rodzinnych - O praktyce zagadki

Natykam się wieczorem na tatkę pochylonego nad herbatą, talerzem z kolacją, talerzykiem z ciastem i nad wpatrzonym w powyższe Mirkiem.
-Co tatuś robisz? pytam.
- Zastanawiam się, jak zastosować sposób na kozę, kapustę i wilka*
- I co? pytam dalej.
- No i wszystko byłoby dobrze, gdyby mi wilk sam przez rzekę nie przełaził.

*zagadka polega na obmyśleniu sposobu przewiezienia trzech obiektów przez rzekę tak, by nie dopuścić do zjedzenia żadnego, pamiętając wszakże, że można w łodzi mieć tylko jeden na raz.



A tu rzeczony wilk czeka na jesień




z wilkiem spoglądają: bonzaj Luciano, Aleksy (Epiphyllum), i Pedro (Opuntia monacantha)

niedziela, 30 października 2011

wstrząsając w ciemnościach

...wytwarzamy kawowo-czekoladową. Smak zdecydowanie męski, mimo, że, jak mówi Retes "mężczyźni nie lubią słodkich". do nalewki podajemy, zadymiony gabinet pana domu w ciemnym drewnie i z całą masą książek. do tego koniecznie rozmowa w przyćmionym świetle.
a Jakub kwituje taką nalewkę następująco
"jak pierwsza miłośc albo cuś.
albo ostatnia"
co naprawdę bardzo dobrze oddaje ten dziwny, acz pociągający smak.







A otóż receptura
KAWOWO_CZEKOLADOWA

pół laski wanilii i trzy migdały ubijamy w moździerzu.
Do słoja wrzucamy ubite przyprawy, 100g kakao + łyżeczkę świeżo zmielonej kawy i 3/4l spirytusu
Przez tydzień często wstrząsamy bacząc, by miejsce wstrząsu było zaciemnione
później zlewamy i filtrujemy
(psiokrewie jest gęste i trudno się filtruje)

Osad zalewamy 1/2 szklanki wrzątku, mieszamy porządnie i odstawiamy na czas jakiś około półgodzinki. Później filtrujemy i dodajemy do nalewki.

w 1/2 szklanki wody gotujemy 3/4kg brazowego, trzcinowego cukru. Kiedy się wyszumuje, lekko podstudzamy i dodajemy do nalewki. Zamykamy, energicznie wytrząsamy i odstawiamy na tydzień

Następnie filtrujemy (znowu należy przygotować się na opór przy filtrowaniu i ubabrane pół kuchni).

Do butelek, korkujemy i na dwa miechy w ciemne i chłodne miejsce zapędzamy nalewkę


*

A tu jeszcze kilka fotek głogowej naleweczki na serce (i przy okazji dla ducha, bo jest bardzo smaczna). Przepis podrzucałam wcześniej







Z rozmów rodzinnych - Pytania ostateczne

leżę ja se dziś w trawie. oczywista w koszulce na krótki. i robię zdjęcia
idzie mama


mama krzyczy - asia co ty robisz!

ja na to - zdjęcia!

mama - myślałam że nie żyjesz!

ja - no to idiotyczne jest pytać trupa co robi!

sobota, 29 października 2011

Z podręcznego odpierdolnika

sceneria: późnopaździernikowy wieczór, przyćmione światło, piwo Reks, trzy kobiety po dwóch, o ile to możliwe, stronach bariery wieku. rozmowa:

I otóż zostanę starą panną, mówi starsza. Dlaczego? pyta ta sprzed granicy wiekowej.
Noo, jeśli mnie pytasz, dlaczego, to odpowiadam ci - nie wiem - zamyśla się starsza. Tak naprawdę to nie wiem, wszyscy mężczyźni zostawiając mnie mówili , że jestem kobietą niezwykłą, kobietą niesamowitą, kobietą wspaniałą i nie zasługują na mnie, i że muszą odejść.
Światło zapada na zdrowiu i zapada chwilowe milczenie.
Jedna z młodych kobiet pociera palcem nasadę nosa, druga topi wzrok w puszce. Starsza marszczy czoło i ciągnie dalej; no bo skąd wiadomo, co zrobiłaś źle. Spójrz na Dramatycznego Wióra ( trzecia się ożywia) - to jeden z nielicznych mężczyzn, który powiedział jasno (kobieta numer jeden zwraca się w stronę numeru trzeciego), za co i dlaczego odchodzi.
Oj! jęknęły numery dwa i trzy, oooj, poprawił numer trzeci.
Oj, oj, zgodziła się jedynka, ale przynajmniej wiesz dokładnie za co. Możesz się spłakać, możesz się poprawić, możesz się starać to zmienić, możesz się nawet z tym nie zgodzić i dostać szału. To wszystko możesz. Co natomiast w tym fantem, że jesteś tak niezwykła, tak cudowna, że aż się na ciebie nie zasługuje? Zrób coś z tym, kiedy ktoś odchodzi ponieważ jesteś wspaniałą kobietą.
To, co? popsuć się? szepcze nieśmiało dwójka

środa, 26 października 2011

warto żyć do ostatniego obrazka

jeszcze jeden. kocham ostatni obrazek, ale oczywista sprawa wtedy, kiedy następuje po wcześniejszych



("Fistaszki zebrane 1959-1960", Ch.Schulz, tłum M.Rusinek)

poniedziałek, 24 października 2011

byłby ze mnie okropny liść...

"(...) Szczęście nie jest zabawne, a przede wszystkim nie jest powszednie. Nie bez powodu pasek ze zdaniem "szczęście to ciepły szczeniak" zrobił taką karierę. Taki pasek trafia się raz na tysiąc. Wszyscy wiemy bowiem, że proza życia to te wciąż i wciąż zabierane nam spod nogi piłki. Śmiejmy się więc z bohaterów Fistaszków, jak śmiejemy się sami z siebie, żeby mieć siłę podnieść się po kolejnej porażce i żyć dalej."

(Tomasz Minkiewicz z przedmowy do kolejnego tomu Fistaszków zebranych 1959-1960 w tłum M.Rusinka.)

*


Śliczna przedmowa pana Tomasza Minkiewicza, chyba najładniejsza z dotychczasowych, a Fistaszków to raczej zachwalać nie muszę, kiedy liznęłam pierwsze kilka stron przed samiuśkim snem, wsiąkłam na pół nocy.Znakomita pozycja. No i oczywiście Snoopy i Linus są bezkonkurencyjni. Staram się nie zachęcać do 'posiąścia' książeczki, bo znowu wyczerpie się nakład i załamka. nie mam pierwszego tomu auuu!
;P





Ja zachowywałabym się podobnie, a Wy?

;D

wtorek, 18 października 2011

leniwiec

napotkany przypadkiem podczas porannego trekkingu



poniedziałek, 17 października 2011

komunikaty

z lubimatych ogłoszeń guglowskich

pierwsze:

"musisz się zalogować żeby zobaczyć swoje rzeczy" - poniekąd to racja, bo w obliczu pierdolnika moich szaf, miałoby to i ręce i nogęce

(źródło: przeglądarka google)


drugie:

"Draco Volantus nic nie robi" co też jest słuszne, bo znając Drako, to naprawdę nic nie robi

(źródło : czat poczty gmail)


:D

niedziela, 16 października 2011

ach, co to był za chleb...

Upiekłam cegłę. Gdybym upiekła ich więcej, mogłabym wymurować niewielką obórkę. :]
Plaskatszy być już nie mógł, gdyż gdzieś musiała się w nim zmieścić mąka przecież


podpłomyk?

*


Ja (jęczę): yyy uuu eeee ałaa

Tatko: Czego jęczysz?

Ja (chlipiąc): Bo gniot.

Tatko (pocieszajacym tonem): Nie, nie jest taki gniot, wcale źle nie wyrósł...

Ja (smarkając w rękaw): Jak to źle nie wyrósł, wcale nie wyrósł!

Tatko: E nie, nie nie jest przecież tak źle, wysoki jest nawet.

Ja (załamana kroję gniota)

Tatko (przygląda się i nagle tonem z olśnienia): Aaa, to on nie leży na boku?

spod boschowego tomiszcza

chiliazm - wiara w powtórne przyjście Chrystusa

soteriologia - wiara w zbawczą rolę bóstwa, w chrześcijaństwie doktryna o odkupieniu świata przez Chrystusa

piątek, 14 października 2011

pałka strugałka

przysięgłam ołówkom miłość dozgonną . ołówek to jedna z rzeczy, która musi być i musi być zawsze pod ręką. panoszą się więc ołówki w szufladach, sterczą z doniczek, wybrzuszają okładki książek, turlają się pod łóżko, by w tajemniczy sposób wypadać z kieszeni i toreb.
mam kilka ukochanych - trójkątny stolarski z duszą Veronesa, czarny, o pięknym, ciemnym drewnie z którego jak grot strzały, wbija się w powietrze grafit; prosty, elegancki, bez zbędnego detalu,. surowy i poważny. a na drugim krańcu odczucia, ołówek zupełnie biały z szaloną na jego końcu zeberką podrygującą na sprężynce i drugi również bez koloru, długi i spłaszczony. kanciasty jak deszczułka.
wobec tych ołówków nie dziwota, że marzyła mi się piękna, stara, metalowa na korbkę, strugałka. ostra, bo wiecznie się tępią ołówki, kredki i dzięki tej strugałce nie musiałabym za każdym razem pędzić do kuchni, bo w kuchni ostrzę ołówki nożem. i taką strugałkę mam. zakupiona na allegro dzięki uczynności Retesa strugałkę ciężką, metalową, z korbką. ostrzy, jak żyleta
chętnie miałabym też pamiętaną z dzieciństwa ostrzałkę z żyletką w oprawce skórzanej o kształcie gitarowego pudła..
a póki co mam jeszcze śliczną, małą zabytkową temperówkę, która niestety jest tępa i tylko została mi jej śliczność, za to śliczność jest bezsprzeczna.




ta moja ołówkowo-strugałkowa miłość wiąże się w jpozaświadomy sposób z Brunonem Schulzem. ma taki sam smak, jak jego pisanie, podobną aurę, zajmuje to samo miejsce mojej głowy.


*

zatem na cześć tego uczucia w głowie, zdjęłam dziś z półki Schulza

"Węch jego i słuch zaostrzał się niepomiernie, i znać było po grze jego milczącej i napiętej twarzy, że za pośrednictwem tych zmysłów pozostaje on w ciągłym kontakcie z niewidzialnym światem ciemnych zakamarków, dziur mysich,zmurszałych przestrzeni pustych pod podłogą i kanałów kominowych. Wszystkie chroboty, trzaski nocne, tajne skrzypiące życie podłogi miały w nim nieomylnego i czujnego dostrzegacza, szpiega i współspiskowca. Absorbowało go to w tym stopniu, że pogrążał się zupełnie w tej niedostępnej dla nas sferze, z której nie próbował zdawać nam sprawy. Nieraz musiał strzepywać palcami i śmiać się cicho do siebie samego, gdy te wybryki niewidzialnej sfery stawały się zbyt absurdalne; porozumiewał się wówczas spojrzeniem z naszym kotem, który, również wtajemniczony w ten świat, podnosił swą cyniczną, zimną, porysowaną pręgami twarz, mrużąc z nudów i obojętności skośne szparki oczu. Zdarzało się podczas obiadu, że wśród jedzenia odkładał nagle nóż i widelec i z serwetą zawiązaną pod szyją podnosił się kocim ruchem, skradał na brzuścach palców do drzwi sąsiedniego, pustego pokoju i z największą ostrożnością zaglądał przez dziurkę od klucza. Potem wracał do stołu, jakby zawstydzony, z zakłopotanym uśmiechem, wśród mruknięć i niewyraźnych mamrotań, odnoszących się do wewnętrznego monologu, w którym był pogrążony."

(B.Schulz, Sklepy cynamonowe)


poniedziałek, 10 października 2011

sklep z pierwszym i ostatnim słowem

PIOTR I PAWEŁ - kazania skargi

"czy jestem dobrze ubrany?"

"Rozwaliłeś drzwi życia tym swoim wielkim, tępym łbem. A teraz nie można ich zamknąć"

(P.K.Dick, Płyńcie łzy moje, rzekł policjant, tłum. Z.Królicki)


Dick jak zwykle mnie nie zawiódł. Może to nie jest książka z owych jego oszałamiających, ale naszkicował fajne pytania, dotyczącą istnienia i nieistnienia, map mózgowych i związków czasoprzestrzennych między obiektami. wyraźniejszego pojawu, kiedy znika się z mapy socjo-politycznej, gdy staje się oddartym od kontekstów. czyli o miłości ;)


*

w dzisiejszym poranku zdążyłam zaledwie na długość ozora, by zobaczyć to światło trafiające w szparę między horyzontem, a pokrywą chmur.




a na łikendzie nastawiłam pigwówkę
i zmyśliłam dość udatną kompozycję naparu złożoną z melisy, głogu, pokrzywy i suszonej gruszki. mrah
i po załadunku drewna nabyłam zakwasów w mięśniach, których istnienia się nie spodziewałam

niedziela, 9 października 2011

kocie poranki

polegają na tym, że czułość i wielka szara miłość w paski wcale nie musi być największą poranną przyjemnością świata. zaczyna się mokrym, prosto z błota, skakaniem po człowieku. człowiek chowa się cały z głową pod kołdrę, zaczyna się więc odkopywanie człowieka spod kołdry. następnie przechodzimy do obcałowywania, wpychania włochatego pyska do człowieczych ust, podbijania głowy, tulenia się. jeśli to nie pomaga, następuje gryzienie we wszystkie wystające części ciała. to jest ten etap który naprawdę trzeba brać poważnie, bo w dalszych atrakcjach zostaje już tylko złośliwe nasikanie do butów lub oznaczenie torby do pracy. więc człowiek wstaje. idzie półprzytomnie do kociej puszki, potykając się o pasiastość kluczącą między stopami . nakłada kociąkonserwę do miseczki, przy akompaniamencie rozdzierających jęków i dwóch szarych łap macających po blacie szafki. wręcza kocią miseczkę pasiastej mordzie, pędem wraca do łóżka, żeby jeszcze dospać do budzika, a tam... już jest. w miarę syty szary i pasiasty. więc człowiek odsuwając zjawisko, zajmuje swoją niszę sypialną, pasiak zaś zajmuje miejsce na człowieczym brzuchu w pozycji umożliwiającej baczne obserwowanie człowieczych oczu- zbudzi się czy nie. i jest czujnie, każde drgnienie powiek, każdy ruch gałek jest intensywnie obserwowany. no kociamorda! nie da się przy tym spać!


1. Pozycja poranna łikendowa - No cho, już nie czytaj!





2. Pozycja poranna codzienna - Śpij, śpij, spoko, ja tu sobie poczekam.




3. Pozycja wieczorna - Książki to nudy.



a pompatyczny tomputer wrócił z oiomu i działczy, ha :]

piątek, 7 października 2011

puchate kawałki czasu

A kiedy wusz przychodzi z roboty,
w domu czekają na nią kochające i grzeczne kapki



o



*

a pomputer jedzie dziś do reanimacji
i też, o

:)

czwartek, 6 października 2011

Święta Warmia

tfu, tfu na psa urok. szwendanie się po wiejskich urokach, po zakamarkach, gdzie pies ogryza warmińską kość, pozwala odkopać, odkryć, wyszperać z krajobrazu cuda panie, cuda na tem łez padole.
5 października, pogoda niewystawna, wiatr, słoneczne dąsy i chmurny foch. światło do fotografii w skali dziesięciostopniowej - 3

Krosno. jedna z dwóch perełek warmińskiego baroku. pierwsza wszystkim znana doskonale - Święta Lipka, ta druga, krośnieńska, w postaci kompleksu sanktuaryjno-klasztornego , skryta pod płaszczem pobliskiej Ornety, zaszyta w polach, chroniona przez przydrożne wiekowe dęby i otoczona ramieniem Drwęcy Warmińskiej. niestety miłośnik architektury sakralnej, w większości przypadków ucałuje (o ile dosięgnie) klamkę kutej furty, wiec w takim przypadku pozostaje tylko zapuścić żurawia pomiędzy żywotniki, by upewnić się co do istnienia krużganków. kościół pw Nawiedzenia NMP, ufundowany przez biskupa Potockiego, konsekrowany w 1720r., o dwuwieżowej fasadzie z położoną pośrodku kruchtą, jest na ziemi warmińskiej swoistym zjawiskiem, jako że ta nasza ziemia, to w ogromnej większości gotyk, gotyk, gotyk. zniszczenia nie ujmują uroku owemu kompleksowi, zaś pochmurna pogoda zaciera granicę między dawnym i naszym teraz. w taki dzień, zabytek przestaje być opuszczony, bo pod granitowymi chmurami opuszczone bywa wszystko.

Sanktuarium w Krośnie

*

z Krosna spacerkiem już można dotknąć Ornety, która przed Lidzbarkiem Warmińskim była rezydencją biskupstwa warmińskiego. Uchroniona przed zniszczeniami wojennymi, zachowała gotycki układ urbanistyczny i swoje zabytki architektoniczne, jak XIV wieczny przepiękny ratusz, który jako żywo przypomina ratusz Barczewa, gotycki kościół Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty o układzie znowu dla Warmii nietypowym, bo bazylikowym i pięknym fryzem ceramicznym, który na naszych terenach jest również rzadkością. Wnętrze warte grzechu, z piękną polichromią. Ratusz otoczony urokliwymi kamieniczkami. Wrażenie tych naszych warmińskich miasteczek jest bliskie uczuciu mieszkania w ziarenku maku, sięgające do miejsca w sercu, które ciągle jeszcze słyszy turkot kół po bruku i nawoływania przekupniów, które każe zerkać w górę, czy czasami nie wyleją nam na głowę czegoś, czego byśmy na głowie mieć nie chcieli. to miasteczka dla wędrowców, samotnych podróżników szukających wiatru w polu i dla grupy przyjaciół, którzy siądą przy drewnianym stole w cieniu gotyckiej cegły i będzie im ze sobą tak dobrze, jak dobrze może być bliskim ludziom w dobrym na tej ziemi, schowanym przed światem, miejscu.

Orneta








*

droga powrotna, przystanek w Mingajnach. Kościół z XIV wieku, przysadzisty, posadowiony po gospodarsku w centrum wsi. szczególnie wzruszająca jest maciupka bramka zawieszona między murowanymi słupkami i pięknym, potężnym, uschniętym drzewem, a wiodąca w łąkę, wokół której tłoczą się i popychają wiejskie chatki.
wystrój kościoła neogotycki, drewniany, z wrażeniem jakiejś szczególnej czystości formy i linii. pomimo koronkowych zdobień, buduje się to dziwne wrażenie krystaliczności. może to zasługa sklepienia, a może dar ręki artysty, która wiodła linie w harmonijny sposób, po czym pozwoliła im zastygnąć nieruchomo, a przecież w ciągłym życiu.
trudno mi się oderwać od tego miejsca, jest tu coś, co mnie woła, co mówi, ze mogłabym tu trwać, wpleciona w łuk zwieńczenia ołtarza, zamknięta w płaskorzeźbie ambony.

Kościół w Mingajnach




*



Następny na trasie - Babiak z kościołem św Augustyna i Anny z XIVwieku, konsekrowany przez biskupa Marcina Kromera. pierwotnie bez wieży, która dobudowana została później. Niestety kościół zamknięty, ale wynagradza mi to jedna, niesamowita chwila, kiedy idę przez przykościelne podwórze, szurając w liściach, a wiatr ciągnie polami chmury, pozwalając światłu słonecznemu dostać się do tego skrawka ziemi. i jest tak, jakby dotykały mnie pasma przędzy w kolorze, który nazywam ciepłem.

Kościół w Babiaku


*


Runowo, z pokornym, lekko przygarbionym kościołem Św Szymona i Judy Tadeusza. słońce nadaje blasku kutym krzyżom przytulonym do kościelnego boku. wewnątrz chciałam zobaczyć ołtarz z królewieckiej fary, ale niestety, niedogodnością rzadziej uczęszczanych turystycznie szlaków, jest głuchota drzwi i bram kościołów. ponadto zmęczenie mamy, która wybrała się z nami na tę wycieczkę nie pozwala szukać osoby władającej kluczami. ale nic straconego, przecież to wszystko tak blisko, że jeszcze będzie okazja.

Kościół w Runowie

*


podobnie zamknięty jest kościół w Ignalinie, wyświęcony przez biskupa Krasickiego, o ładnej inii barokowej, której nabył w wyniku odbudowy wcześniejszego XIVwiecznego. kościół salowy (jednowawowy) z hełmowym zwieńczeniem wieży, krytym gontem, a przywodzącym na myśl architekturę cerkiewną. to wrażenie potęguje jeszcze jasna, barokowa barwa tynku.

Kościół w Ignalinie





*



czy mogłabym nie kochać tej swojej, warmińskiej ziemi? nie mogłabym


Ps: Pozdro dla Ziny. Zinku, no jasne, że nie mogłabym nie przejechać przez Laudę! :D

środa, 5 października 2011

ślepy, traf!

trzeba przyznać, że zwierzę zwane losem bywa wyjątkowo uparte.

duch poezji

Rys sytuacyjny: wracam z wizyty imieninowej u byłej Dyrekcji
Dekoracje: późny wieczór, ciemnica jak w dupiu u kogokolwiek, kto ma ciemno tam. wzdłuż drogi cmentarz, dujet zimnyj wietier
, modrzewie, grusze, jesiony i brzoza kołyszą nade mną tym, co za dnia wygląda na gałęzie, w nocy zaś na zupełnie coś innego

*

Ja: recytuję w bratnim języku rosyjskim głośno, by mi do głowy nie przyszło nasłuchiwać i naprzyglądać, co ewentualnie mogłoby się dziać w tę samotną, ciemną i październikową przynockę na cmentarzu

(znienacka, u kresu drogi, z ciemnych drzwi domu wyhyca Tatko)

Tatko (niedowidzącym głosem) : Asia to ty?

Ja (z wyraźną ulgą): Ja!

Tatko: A z kim ty idziesz?

Ja: Z Jesieninem

niedziela, 2 października 2011

cebula z salami

Przyznaję, zamyśliłam się trochę i podryfowałam w nieco inne rejony, ale kto ustawia dwa słowa obok siebie, winien jest tej myśli, która zrodziła się w mojej głowie na temat sztuki quattrocenta włoskiego - salami? jakie kurwa salami!?


"Starodawna katedra romańska ozdobiona płaskorzeźbami przedstawiającymi chimeryczne emblematy ewangelistów wrzyna się w skałę, a na wprost niej, niby romantyczna ruina, leży porzucony na pastwę niszczących sił przyrody pałac książąt Urbino z dziedzińcami zarośniętymi trawą, ze wspaniałymi terasami, gdzie sadzą dziś prozaiczną cebulę, z salami i gabinetami, gdzie nic już nie świadczy o przeszłości prócz herbu nad ocalałym kominkiem lub nad drzwiami i majestatycznych liter F. E. Duces."

(P.Muratow, Obrazy Włoch - Drogami Pierra Della Francesca)

sobota, 1 października 2011

kto tu sprząta?

Czyli o tym, skąd się bierze bałagan w pokoju wusz

miłość na ziemi

Ranek zdybał mnie dziś w łóżku z Horacym, ale pomimo przyjemności, jaką niewątpliwie czerpię z tego związku, moją nadal niezachwianą miłością, jest Siergiej Jesienin, zatem, gdy tylko opuściłam ciepłe antyczne leże, pognałam w pola. Przyniosłam:


Осень

(Сергей Есенин)

Тихо в чаще можжевеля по обрыву.
Осень — рыжая кобыла — чешет гриву.

Над речным покровом берегов
Слышен синий лязг её подков.

Схимник-ветер шагом осторожным
Мнёт листву по выступам дорожным

И целует на рябиновом кусту
Язвы красные незримому Христу.



Jesień

R.Iwanowowi

Cicho po urwisku jałowcem schodziła
Czesząc grzywę jesień - rudawa kobyła.

Ponad brzegu rzeki skłębione poszycie
Rozbrzmiewa jej podków granatowe bicie.

Wiatr-zakonnik, idąc zalęknionym krokiem,
miętosi listowie za drogi wyskokiem.

I całuje krzak jarzębiny rozchwiany -
Niewidzialnego Chrystusa purpurowe rany

(tłum. Leopold Lewin)



*



***

Закружилась листва золотая
В розоватой воде на пруду,
Словно бабочек легкая стая
С замиранъем летит на звевду.

Ясегодня влюблен в этот вечер,
Близок сердцу желтеющий дол.
Отрок-ветер по самые плечи
Заголил на березке подол.

И в душе и в долине прохлада,
Синий сумрак как стадо овец.
За калиткою смолкшего сада
Прозвенит и замрет бубенец.

Я еще никогда бережливо
Так не слушал разумную плоть.
Хорошо бы, как ветками ива,
Опрокинуться в розовость вод.

Хорошо бы, на стог улыбаясь,
Мордой месяца сено жевать...
Где ты, где, моя тихая радость —
Все любя, ничего не желать?





***
Krążą liście miedziane i złote
Po różowej powierzchni strumyka,
Jakby lekkim, chwiejącym się lotem
Rój motyli ku gwieździe pomykał.

Zakochałem się dziś w tym wieczorze
Błądząc myślą nad zżółkłym parowem...
Urwis wiatr w zawadiackiej przekorze
Zadarł brzózce spódnicę na głowę.

Ziębnie serce, od pól wieje chłodem,
Stadem owiec zmierzch siny nadciąga.
Za umilkłym, półsennym ogrodem
Zabrzmi czasem dzwoneczek na łąkach.

Nigdy głębiej i nigdy żarliwiej
Nie wsłuchałem się w szept wszechstworzenia.
Chciałbym oto podobny tej iwie
Nurzać ręce w różowość strumienia.

Chciałbym pyskiem księżyca łakomym
Skubać słomę ze stogu nad rzeką.
Okruch szczęścia - i ten nie sądzony:
Kochać wszystko, nie pragnąć niczego.

(Tłum. Tadeusz Mongird)

Węgajty

Teatr Węgajty, to jeden z ważnych teatrów alternatywnych w Polsce. Podpisz petycję wspierajacą

http://free.art.pl/teajty/pliki/petycja/petycja.php

a o teatrze tu:
http://www.wegajty.pl/news.php
http://free.art.pl/teajty/pliki/tresc.php?go=1