niedziela, 26 czerwca 2011

chomąto

słowo na dziś to chomąto. nie to, że nie lubię tego słowa, ale na chomąto reaguję dymem, trzaskami w okolicach uszu i ognistą smołą

a w ogóle dzisiaj imieniny ma Zdziwoj

użyteczność publiczna

ponieważ wczoraj, podczas rozmowy z Retesem o poczuciu wykorzystania, przywołałam ten wiersz i przełamując wrodzone mi-lenistwo, przyniosłam tomik z biblioteczki, odnajdując go uprzednio w pierdolniku na półce, to go tu zostawię. jako głos zabrany


Rozliczenia
(Bogdan Zadura)

wykorzystano mnie
pomyślała
jakby wolała
zostać bezużyteczna






śnik walutowo-drogowy

śniło mi się, że jestem monetą i leżę na szafce nocnej.

*

w drugim śniku, w autobusie siedząc tuż za kierowcą, usiłowałam umyć włosy. kiedy już je zawijałam w ręcznik, kierowca się na mnie wydarł, następnie rozdał ludziom papierosy i poszedł na tył zapalić. w tym czasie autobus (nadal przecież jadący), prowadziła jedną ręką blondyna o obfitych kształtach zrobiona ma Monroe.

**

co na to sernik?
autobus to wiem skąd, z egzorcyzmu dla Zinków ---> o tu
ale skąd ta moneta, to ni cholery nie wiem

***

ekhm, już wiem
sernik internetowy zinterpretował to następująco:
kontekst seksualny, przede wszystkim u sprzedajnych kobiet; pozą tym interpretacja jak w haśle Pieniądze
acz dalej jest o wydawaniu, gubieniu, złotych polskich i zagranicznych, a nigdzie nie ma o BYCIU MONETĄ

jest jeszcze tak:
Moneta - ze zwykłego metalu: Szanuj wszystko, co dostałeś od swego ojca i matki.
Monetę, widzieć: Wystrzegaj się łakomstwa.

no to kaplica :]

****

HA! HAAAA!!
właśnie przypomniało mi się, że od swego ojca dostawszy ja w czwartek 50 złotych polskich które to upchnęłam dzieś szybko między książki, gdyż trza było witać gości. matuszko Rassijo, toż ja by do Zielgiej Nocy już tego nie najszła!

o ludku

Jacy byli polscy Warmiacy, gdy ich ziemie stały się częścią Prus?Tak swych rodaków scharakteryzował Warmiak Kazimierz Sieniawski: Charakter Warmianina - Polaka wykazuje wiele stron pięknych: pracowitość i oszczędność, dalej humor w dobrych czasach jak i w niedoli, wesołość i dobroduszność złączoną z pewnym rodzajem bystrości przyrodzonej; wobec obcych, a szczególnie innoplemieńców, okazuje nieśmiałość pewną, choć z natury ma odwagę nieustraszoną i hart duszy i ciała, który często przechodzi w upór niczym niezłamany. Niełatwo przywyka do nowości, choć o jej korzyściach jest przekonany. Podobną ocenę polskojęzycznym Warmiakom wystawił ksiądz Walenty Barczewski w swych słynnych Kiermasach na Warmiji: Ludność warmijska jest głęboko religijna, pracowita, spokojna i nadzwyczaj konserwatywna. Temu konserwatyzmowi mają niemieccy współobywatele nasi do zawdzięczenia przewagę we wszystkich zawodach, lecz temu samemu konserwatyzmowi zawdzięczamy, że lud pozostał polskim, że się oparł wszystkim germanizatorskim zapędom i że na długo jeszcze takim pozostanie.
Warmiacy, z natury uprzejmi i gościnni, przyjaźnie nastawieni do świata, byli także bardzo tolerancyjni, o czym również nie omieszkał wspomnieć Barczewski, pisząc: Wypada nam wspomnieć o jeszcze jednej właściwości ludu naszego (...) Lud warmijski sprzyja Żydom. Istotnie, Żydów nie było na Warmii wielu, ale ci co byli, cieszyli się szacunkiem i poważaniem, a lud uważał ich za "swoich". O Żydach warmińskich Warmiacy mawiali: To nasze polskie i katolickie Żydy.

(Szymon Drej, Święta Warmia)

*

mówiąc o Warmiakach, zapomnieli wspomnieć o beczce siarki, więc z ogniem obchodzić należy się przy niej ostrożnie, to w gambe grzmotnie, jek skrę tam puszczisz ;D

sobota, 25 czerwca 2011

lipa

Mirek przychorował, na podwórzu pada co chwila i ni cholery nie mogę zebrać kwiatów lipy, które zebrać miałam. siedzę, bawię się pisakiem do kaligrafii i zastanawiam nad obrazkiem na urodziny Dzidziusia. a ponieważ nie chce mi się wywlekać farb, to głównie bawię się pisakiem. jest fajny, pisze równiutko i ciągnie rękę do rozmachu. mam ochotę zapisać nim ogromną białą płachtę papieru. siadłabym i pisała to, co mi ktoś podyktuje. i mogłabym tak cały dzień. a później położyłabym się na tym wielkim papierze i spała





*

Ps: zamiast obrazka dla Dzidziusia, dziś z flamastra wypływają takie
http://wierszalotka.blogspot.com/2011/06/kotek-joanny-ktoremu-jest-nitonisio.html
http://wierszalotka.blogspot.com/2011/06/zajac-ktoremu-nic-sie-nie-sni.html
http://wierszalotka.blogspot.com/2011/06/gruby-kot.html
http://wierszalotka.blogspot.com/2011/06/ryba-psuje-sie-od-gowy.html

:|

piątek, 24 czerwca 2011

pieskie odbicie

"W poniedziałek wieczorem pewien uczeń rzeźnicki pchał wózek ręczny zaprzężony w psa. W ulicy Prostej spojrzał pies w wielkie okno wystawowe kupca p. Hirschheima i ujrzał tam widocznie odbicie swojej psiej postaci. Sądząc jednakże, że to drugi pies, skoczył w okno i uszkodził je. Trzeba go było dopiero gwałtem z okna wyciągać"

(Gazeta Olsztyńska 25.04.1901. Z książki Jerzego Sikorskiego, Galopem przez stulecia, Olsztyn 1353-2003)

*

No i czy to nie jest cały wiersz?

*


i jeszcze garstka z tejże książeczki:

"Pan minister oświaty zawezwał kierownictwa szkół, aby w ostatni dzień szkolny przed świętami zwrócili dzieciom uwagę na to, że kończy się obecne stulecie. Mają więc Bogu podziękować za odebrane dobra i o utrzymanie tychże i nadal z całych sił się starać. W gimnazyum i w ogóle we wszystkich szkołach tutejszych odbyły się zeszłej soboty /23 grudnia/ uroczyste akty na zamknięcie bieżącego stulecia" (G.O. 28.10. 1899)

"Olsztyn w swojej wielkości postąpił znowu o krok naprzód. Od czwartku bowiem kursują po ulicach naszego miasta nowe dorożki, tak zwane "taksametrowe". Nazwa ich taka dlatego, że przy jeździe urządzony w wozie zegar pokazuje, ile się metrów ujechało i stosownie do tego opłaca się jazdę. Dorożki te są jednokonne, ale mają tęgie, rosłe konie" (G.O. 04.02.1900)

"Wczoraj po raz pierwszy śpiewano w tutejszym kościele katolickim po południu zamiast "Gorzkich żali" kilka niemieckich pieśni. Jak z ambony zapowiedziano, według sprawiedliwości należało się śpiewać wczoraj po niemiecku. "Sprawiedliwość" wymagałaby, aby w takiej parafii jak olsztyńska, organista umiał i po polsku, boć kiedy księża muszą umieć po polsku, to i organista język polski przynajmniej znać powinien. "Sprawiedliwość" wymagałaby, aby do tej jednej pieśni "Witaj Królowo", jaką lud polski śpiewa po nieszporach, starczyło jeszcze wiatru w organach" (G.O. 13.03.1900)

"W ostatni targ wpadły nagle trzy świnie do restauracji na rogu ulicy Lipsztackiej i Olsztynkowej i kreczeniem rozweseliły gości do rozpuku" (G.O. 18.07.1896)

*ul. Lipsztacka - dziś Grunwaldzka
Olsztynkowa - dziś Warszawska


**

ech, teraz już tak się nie pisze....


linia tramwajowa od Bramy Dolnej do Bramy Górnej
(lata 20te)

no i wakacje

czyli zakończył się rok szkolny 2010/2011. część dawnych uczniów przyszła pokazać świadectwa, część pokazać się, z szóstakami trochę popłakaliśmy i kolejny paciorek przesunął się za plecy.
to chyba już ostatnie zdjęcie uczniów przed tą szkołą, pokroiło mi to serce w paski, ale nie wszystko udaje się powstrzymać, zatrzymać.

można się tylko uśmiechać w obiektyw, żeby za kilka lat, nikt nie wyczytał z twarzy, że się właśnie urwał skrawek kochanego świata

niedziela, 19 czerwca 2011

Odświętne komplementa

- Dzień dobry! woła zza płotu sąsiad. Pani Asia to jak zawsze elegancka.
- Niedziela! odkrzykuję, jednocześnie analizując, jak sensowniej uzasadnić to, że właśnie wieszam pranie w kusej koszuli nocnej, o zgrozo, na lewą stronę i gumowcach.

sobota, 18 czerwca 2011

spięty naleśnik

naleśnik, jak naleśnik

+

cebulę w grube pióra krojoną na maśle grzać aż zmięknie
pod koniec siekany czosnek jej dorzucić

następnie, tu trudność, bo potrzebuje się mojego taty jabłkowego wina, które to trzeba wlać
ale jeśli nie, to może pomoże cydr?
(około pół szklanki na 2 cebule)
na to śmietany dzieś tak też z niecałe pół szklanki (jak ja uwielbiam te słowa ilościowo precyzyjne)
i redukcja

następnie spinacz pokrojony dość grubo, nawet z łodyżkami, aż się zmerda do usmażoności.
grubość cebuli i obecność łodyżek spinaczowych jest dla mnie ważna, bo sam spinacz się redukuje do konsystencji paciai, a obecność większych kawałków znacznie poprawia występ wizualny nadziei

na to pieprz kolorowy świeżo mielony, macierzanka posiekana i papryka słodka + chili
sól, rzecz jasna

na to tarty ser
bełtamy, bełtamy, bełtamy...

grubostrukturalnośc zawijamy w naleśnik, katulającą się po patelni sosowością polewamy naleśnik z wierchu

wcinamy

**

zdjęcia nie unaaczniam, bo żech nie zdążyła, ale mogę sfotografować patelnię :|

**

aha, można to też zmieszać z makaronem

wusz czyta

Mała piosenka o cenzurze
(Adam Zagajewski)

Tyś jest, cenzuro, wcale nie taka straszna
Nie kazamaty, ani krople słonej wody
Co płyną po ciemnych i kamiennych ścianach,
Nie świst pejcza i krwawe zaklęcia
Tylko słońce w firankach, jesionowe biurko,
Wesoło gwiżdże czajnik, kawy domowej zapach
W kątach się rozpiera i słychać wysoki
Perlisty śmiech zażywnej urzędniczki
Która trzyma w ręku zwyczajne nożyczki

*

dziś śliczny wiersz o małym i groźnym, nadętym i niegroźnym, o zmieszaniu rzeczy, w których splatają się ze sobą nasze i obce potwory.

wielkie halo

Nie wiem, kiedy się rozwarstwiłam, ale musiało to nastąpić, bo od pewnego czasu pojawił się Powidok.
Przykład- jakiś czas temu w rozmowie ze znajomym dowiaduję się od niego, że coraz częściej się go czepiam, że go za coś obstawiam. Cholera, myślę sobie, przecież ja od roku, w ramach rygorystycznej samodyscypliny, mam wykasowany tego znajomego numer telefonu. A tu okazuje się, że nie tylko się czepiam, ale "coraz częściej piszę w smsach". Ani chybi, Powidok!
Były ma już dość, staję przy łóżku, łażę za nim, sypiam z nim i jego dziewczyną. Przestań, prosi, mnie niepokoić. Kto, jeśli nie ten cholerny Powidok, wyczynia takie hece?
Wyniosłam się z przestrzeni osób, które tego wyniesienia sobie życzyły, wzięłam walizki, wzięłam się za pysk, przejechałam rzekę i zasypałam tunel, zablokowałam ścieżki, którymi niechcący nawet, w przypływie obłędu sentymentalnego tudzież sutej, a melancholijnej imprezy, mogłabym odkopać przejście.
A Powidok? Diabelski Powidok robi swoje, o najdziwniejszych porach, rzeczy których sama bym nie zrobiła, i nie, że są poniżej mojej godności (czniać godność!), nie zrobiłabym i już, bo nie. Najgorsze jest to, że zupełnie, ale to zupełnie nie mam na niego wpływu, robi co chce przyprawiając mi rogi jak stąd do Maputo, co gorsza szybki jest, skurczybyk.
No co ja mogę powiedzieć - przepraszam za mojego Powidoka

piątek, 17 czerwca 2011

niezłe ziółko

wu: Mamuś, mamy angielski ogród
Mam: Co to angielski ogród?
wu (objaśnia)
Mam: gówno prawda, tam angielski, pleć ci się nie chce

pomyślałam, ze pokażę kilka ziółek (zanim je trafi szlag lub kolejna katastrofa) , a jeśli ktoś znajdzie w tych chaszczach ogród, to proszę dać znać



przeorana trzy razy przez kreta bazylia



i bazylia napodorędźna



nieśmiały biedrzeniec anyż w strefie mrówczej



lubczyk czyli miłosna magia



udany cząber



nadęty estragon



kminek



zmarznięta lawenda



z mojej ulubionej łąki na brzegu Jeziora Blanki przytargana przez wu i Retesa, macierzanka



pobity majeranek



i majeran podręczny



melisa cytrynowa


oregano


uparcie dręczona przez kreta szałwia lekarska


trybula


tymianek, udomowiona macierzanka


rukola, przyczyna grozy


rozmaryn domator, ten w ogrodzie jest wielkości 2mm





zielny za kącik



piri piri



królestwo winnego grona i warzyw


i takie tam zaglądanie w kąty













moje i siostry niecne małe sprawki, na które wymykamy się do ogrodu

Myętowa Namyętność




dużo liści mięty pieprzowej - ało takiej



do słoja
zalać półlitrą spirytusową na dni 10
w ciemności trzymać od początku do końca
nastepnie puścić przez filtr - im drobniejszy, tym lepsiejszy, bo osad się strąca spory
połaczyć z syropem uczynionym ze:
źródlanej wody w ilości 0,75 litra + 0,3 kilograma cukru

ze światłem powinna się spotkać dopiero w kieliszku

ja dodaję zawsze kieliszek do napojów chłodzących
np woda+ lód + cytryna + miętówka
albo
sok jabłkowity + miętówka + listek mięty dla dekoru + listki melisy + krążki cytryny + plasterki truskawek + lód

albo sobie po prostu wciskam cytrynowy sok do kieliszka i wlewam nalewkę
je to piszne!


na zdjęciach obserwujemy karygodny proceder wystawiania nalewki na słońce, ale cóż poradzić, trzeba było ją poświęcić na chwilę. od światła nalewki chlorofilowe brunatnieją



sobota, 11 czerwca 2011

piątek, 10 czerwca 2011

bagua

urządzić się zgodnie z zasadami feng shui

*

siniak pod okiem w sferze związków, rozcięta warga w sferze pomocnych ludzi, otarcie, koniecznie otarcie

stworzenie

kiedy przyjmuję, że ulepiono nas z gliny, odnoszę wrażenie, że moja była z farfoclami

:|

czwartek, 9 czerwca 2011

kondukt

W tej chwili za moim oknem dzieje się tak:
W kondukcie żałobnym trwają zapasy pomiędzy naszą, nieco kiksującą, młodą organistką i panem Staśkiem, dumnym ze swego mocnego tenorowego zaśpiewu. Gdzieś o ćwierć minuty i jakieś 60 decybeli za nimi nieśmiało puhukuje reszta orszaku Ponad konduktem pomruki pędem zbliżającej się burzy, w tle trąbka, popierduje próbując chyba (nie jestem pewna) przygrywać do wtóru pieśni żałobnej, zawodzonej przez trzeszczący megafon Do ogólnego głosu lamentacyjnego dołączają nasze kury.
Nie wiem, jak nieboszczyk, ale gdybym to ja była wewnątrz trumny, prawdopodobnie musiałabym, no naprawdę musiałabym usiąść i zobaczyć to na własne oczy.

*

i absolutnie się nie natrząsam. to jest ciepłe i wzruszające.
i zabawne, tego się nie da ukryć, ale również przez to mi bliskie. takie zwykłe, proste, nieporadne kąty mojego małego świata

losowanie poranne

a tak sobie dziś wylosowałam. i fajnie

o tu link

truskawki o każdym świtaniu


słodka nalewka ulubiona naszej Basi matematyczki, cytuję "pierwsza, jaką u ciebie piłam" (przy czym, rzecz jasna nie ostatnia ;) )
wedle przepisów książkowych z nutą przypadkową

2 litry soku z truskawek -z sokowirówki raczej, nie z sokownika
trochę trzeba go odstać i zebrać pianę
0,5l wody źródlanej gotować powoli z 1kg cukru - ja sypię mniej niż kilogram, bo wolę mniej słodką, ale to każdy już wedle preferencji i doświadczeń
wyszumować i przestudzić nieco
wymieszać z sokiem chlupnąć 1l spirytusu, 0,5 szklanki brandy i 0,5 szklanki rumu.
dorzucić gałązkę mięty pieprzowej
odstawić na 3 tygodnie, - ja zwykle pakuję w dużą papierową kopertę listową i odstawiam do loszku
częstować przybyłych gości, od razu nadmieniam, ze najprzepiękniejsze wrażenie wywołuje zimą, bo zapach truskawek jest oszałamiający, a kolor grzeje serce

*

Jaka mi wyszła wczoraj, tego jeszcze nie wiem, bo owszem próbuję podczas mieszania, ale to ma się nijak do efektu finalnego, służy tylko do kontroli proporcji składników
Z poprzednich doświadczeń wygląda o tak:




**

A to, moi kochani, przykłady któreśmy zużywali w minionych sezonach
od lewej występują:
- Gorzkie żale (cytrusowa)
- Myętowa Namyętność (jak sama nazwa wskazywa)
- Korzenniak (wanilia, cynamon, imbir, goździki, gałka, skórka pomarańczy/nie mylić z kalateksem i celulojzą/ i cytryn)
- Łzy chrabąszcza (kwiecie czarnego bzu z cytryną)
- Mandarynkówka (czyli kiler w kruchym ciele)




zrobiłam podsumę, w bibliotece jest około 20 tytułów ;D

środa, 8 czerwca 2011

od upału głowa puchnie

dziś upał tak gęsty, że musieliśmy wycinać w nim przejścia maczetą

*

o winie Martin Codax (szczep Albarino) mogę powiedzieć to, że smak w moim odczuciu, niestety nie dorasta do ceny. Spora kwaśność, jakaś dziwna cierpkość w tle. Zapach dość przyjazny, ale pierwsze wrażenie na języku wstrząsnęło mi ramionami. W ogóle nie jestem szczególną fanką białego wina, ale liczyłam na większą przyjemność.

Myślałam, że będzie tak




a wyszło jakoś tak:



weszłam sobie drogą kupna w stan posiadania kolejnego rocznika Fistaszków. "to lubię, rzekłam, to lubię..."

Jeśli idzie o wino, to nadal nie znalazłam dla siebie nic nad Rioję, choć nie powiem, przyjemne odczucia wiążą mnie sentymentalnie tez z innymi

**

aha, i sądziłam, ze jestem klasycznym Charliem Browne, ale jestem tez po trosze Snoopym. Po prawdzie, to mamy chyba w ogóle po kawałku każdego fistaszka w fistaszku swem.

***

aha, w dzisiejszym śniku miałam w domu długa na kilkadziesiąt metrów żmiję zygzakowatą. ciągnęła się przez pomieszczenia pod ścianami, jak rura i tak jak rura od C.O. przebijała sufit, żeby jak nitka za igłą przeszyć sufit i wrócić znów na ten sam poziom. była w tym snie mieszanka normalności i delikatnego gadziego strachu. generalnie nie boję się gadów, bo je lubię bardzo, acz zawsze, kiedy dotykam węża czuję delikatne ukłucia obawy za zębami, coś, co się cofa przed owinięciem tego cienkiego, smukłego i ruchliwego ciała. pod skórą węża płynie coś, co jest bardzo powolnym życiem samym w sobie, jakaś niewiarygodność tego, co się widzi i czuje.

****

z niemojego śniku ( z dzisiejszej lekcji plastyki w klasie VI)

Karolina śniła cztery razy pod rząd, że Basia, nasza matematyczka przejeżdża ją samochodem
Patrycja że szkoła się pali- ona chce ja gasić, ale zamiast wody leje benzynę
Paulina - proszę pani, a czemu śniło mi się, ze mnie ktoś pobił, a rano mnie wszystko bolało?

poniedziałek, 6 czerwca 2011

imagines

o żesz, krzykneła Paniusia, kiedy na złomowisku, ze starych gąsienic czołgowych wykluły się żelazne motyle.

motywy na wpół senne

w dzisiejszym śniku siadłam w ptasie gówno, zbierałam śliwki rosnące jak pomidory z tym, że nie na łodygach, a na sznurkach, a to wszystko w dziwnej piwnicy, gdzie bałam się spojrzeć w okienko, bo wiedziałam, że pojawią się w nim nocne twarze
no i tradycyjnie już historia cmentarna, tym razem nie pamiętam czego tam szukałam, ale weszła na cmentarz procesja zmarłych, ubranych na biało, niosących świece i podwiędłe kwiaty, ja zaś nie mogłam utrzymać równowagi i zataczając się od grobu do grobu, usiłowałam zejść procesji z drogi. wtedy podeszła do mnie dziewczyna, jedna z umarłych. obudziłam się w uczuciu bezgłośnego krzyku i przerażeniem cienkim, punktowym, jak szpilka.

*
a już w zużywanej publicznie rzeczywistości

o 3 rano obudził mnie płacz mojego kota zza okna. z zamkniętymi oczami zlazłam na dół, żeby go wpuścić, z zamkniętymi oczami nasypałam mu kocich chrupek i uciekłam do łóżka. ledwie zdążyłam przysnąć, obudziła mnie włochata bestia usiłująca wpakować swój włochaty pysk do mojej buzi oraz podrzucać moją głową, jak piłką.
"A dzie kocia puszka?" zapytała bestia.
chcąc nie chcąc, sturlałam zewłok senny na podłogę i popełzłam uczynić bestii zadość.
Ledwie zdążyłam wrócić i przysnąć, bestia rozpłakała się -"tęsknię!" no żesz kurew mać!

w pracy upał jak samo piekło, niesie się na burzę

po południu czary-mary fiku-miku, wyjęłam gołębia spod biurka. odmawiał jakichkolwiek kroków defenestracyjnych.


wnioski/sugestie:
kupić nowy dzwonek wietrzny, bo ten poprzedni się zużył był.
posiać nową szałwię
tańczyć codziennie w ogrodzie głośno tupiąc, bo krety nie lubią wstrząsów.

**

margines obłędu:
zastanawiam się, czy my używamy tej samej rzeczywistości, wszyscy ludzie.

niedziela, 5 czerwca 2011

czereśniowy mętlik pętlik

zbieram dotąd, dokąd mogę jeść, a czy można się opierać błyszczącej nagrzanej kulce, kiedy mierzy czas, tik-tak tik-tak, kołysząc go na gałęzi?
te pęknięte od naporu słodyczy, szczerzące się, rozdarte raną, wpadają wprost do rąk. te są najlepsze, idealne. słońce chce sprasować drzewko na placek, ale liście są przyjemnie chłodne, a owoce bujają - południowa złuda, że jest bezpiecznie, że świat ma porządek. toczę się jak czereśniowa piłka.


Foto: Marta
fajna jest ta fotka, taka pełna ciepłego, energetycznego rozgardiaszu. zazdroszczę jej Marcie

*

do jedzenia dziwny zestaw
PESTO Z RUKOLĄ I COŚ NA KSZTAŁT RISOTTO

(a la pesto)]

rukolę + bazylię + ząbek czosnku + ser (najlepiej parmezan) zmiksować
wymieszać z dwoma łyżkami oleju
posolić, dodać łyżeczkę miodu (ja dwie) i sok z cytryny

i później

cebulę na oliwie usmażyć
dorzucić do niej ryż i wlać szklankę białego wytrawnego wińska
(pobulgać)
zalać bulionem tak, aby ryż zakryć po czubek nosa i gotować aż się nieco zredukuje (zawsze się zastanawiam, jak powinno się rzec o bulganiu, czy wypada mówić o gotowaniu, jeśli rzecz dzieje się na patelni?)
dorzucić potarkowany ser (ja żółtą goudę, choć powinien być parmezan)
zabełtać, zabełtać, popieprzyć posolić


wymieszać z zimnym pesto i jeść


**

a tak ni z gruchy ni z pietruchy wiersz dorzucę

Mały koncert skrzypcowy
(K.I.Gałczyński)

1
Te okna oświetlone... Kto tam teraz mieszka?
Te okna, pelargonie, mostek, mała rzeczka,
stara studnia z Neptunem, jabłoń, zieleń, ścieżka -
a gdzie to jest?

2
Firanki wiatr kołysał, konwalią pachnący.
W lichtarzu stała świeca. Słowik grał na skrzypcach.
Dzwoniło ciężko srebro gwiazd w warkoczach nocy -
a gdzie to jest?

3
Niebieskim cyferblatem świecił z wieży zegar,
po niebie zapóźniony wolno obłok płynął -
a potem księżyc wschodził i okna otwierał -
a gdzie to jest?

4
W talerze cyrulika dął wiatr południowy,
uliczką pies przechodził, niósł w zębach latarnię,
bukiety, iskry, szepty spadały do wody -
a gdzie to jest?

5
Zaręczyny w altanie. Perła. Szmaragd. Rubin.
"Ballady i romanse". Imiona. Wiatr w polu.
A księżyc, on do ucha mówił, mówił, mówił -
a gdzie to jest?

sobota, 4 czerwca 2011

solarianka

jak upiekłam się w paski, czyli karkołomny piątek








zastanawiam się, dlaczego mężczyźni patrzą podejrzliwie i nie dowierzają, że baba naprawdę potrafi rozpalić ognisko bez wspierania się na męskim ramieniu. zdaje się większość rzeczy mozna zrobić bez wspierania się, choć nie przeczę, wspieranie się bywa miłe, pod warunkiem, rzecz jasna :]





aha, nadal emituję strumień ciepła. mogłabym być jednoosobowym mini bojlerkiem (nie mylić z brojlerem, takim kurczakiem tucznym, choć po namyśle...)
mogę np komuś podgrzać obiad na karku. albo zagotować wodę, czemu nie
tylko bez jaj! ;]