czwartek, 9 czerwca 2011

kondukt

W tej chwili za moim oknem dzieje się tak:
W kondukcie żałobnym trwają zapasy pomiędzy naszą, nieco kiksującą, młodą organistką i panem Staśkiem, dumnym ze swego mocnego tenorowego zaśpiewu. Gdzieś o ćwierć minuty i jakieś 60 decybeli za nimi nieśmiało puhukuje reszta orszaku Ponad konduktem pomruki pędem zbliżającej się burzy, w tle trąbka, popierduje próbując chyba (nie jestem pewna) przygrywać do wtóru pieśni żałobnej, zawodzonej przez trzeszczący megafon Do ogólnego głosu lamentacyjnego dołączają nasze kury.
Nie wiem, jak nieboszczyk, ale gdybym to ja była wewnątrz trumny, prawdopodobnie musiałabym, no naprawdę musiałabym usiąść i zobaczyć to na własne oczy.

*

i absolutnie się nie natrząsam. to jest ciepłe i wzruszające.
i zabawne, tego się nie da ukryć, ale również przez to mi bliskie. takie zwykłe, proste, nieporadne kąty mojego małego świata

5 komentarzy:

  1. Rozumiem, nie natrząsasz się, ale tak to napisałaś, że nie potrafiłam zachować powagi chwili i uśmiałam się do łez, jak kiedyś przy czytaniu biograficznej książki Chmielewskiej.
    Nie ma co, jesteś łobuzerską pisarką :D

    OdpowiedzUsuń
  2. cholera, nie potrafię tego opisać należycie, jakie we mnie rosło poczucie tego. to było dopiero coś!
    :]

    OdpowiedzUsuń
  3. lamentujące kury powinny być stałym elementem każdego orszaku pogrzb.

    OdpowiedzUsuń
  4. o tak! w ogóle strasznie żałuję, ze nie mam dyktafonu. one śpiewają takie arie, ze można by złożyć nielichą muzę
    nawet nasz kogut Rembrandt, który nie umiał piać, w końcu jednak osiągnął pożądany efekt
    (długie i żmudne ćwiczenia + zapał)

    OdpowiedzUsuń
  5. wyobraziłam sobie taki obraz (chyba zrobię kiedyś z niego użytek w rysunku) - kondukt i idące za nim lamentujące kury. bardzo fajną wizję pani mi otworzyła

    :D

    OdpowiedzUsuń