sobota, 17 grudnia 2011

Miranda

Rzadko, oj cholernie rzadko daję się jeszcze namówić na angiełskie sprawki, li tylko w wyjątkowych, a przekonujących mnie okolicznościach, zagniatam solną masę.
Tym razem wybył z pieca anioł, który w przekazie miał być związany z naturą i sztuką, z poczuciem macierzyństwa.

Ało taki był wyszedł


Robiąc go myślałam o szekspirowskiej Mirandzie, z "Burzy"


przy okazji malowania, bo pośpiech, bo nie mam czasu, bo wszystko stoi na głowie lub naczympopadnie, psiokrenc, wypłukałam pędzel w wiśniowej nalewce. :|

4 komentarze: