czwartek, 20 września 2012

Kocie łby

Panna Łaskotka przybyła do nas w okolicznościach tajemniczych i prawdopodobnie zaciążona. I tak już została. Z szarawej garstki kostek rychło przeistoczyła się w  kocią mamę. To co jej zostało nadal to absolutna głuchota. No więc tak - mamy trzy kociaki wychowywane przez głucha kotkę,w  dodatku lafiryndę, bo już stroi miny do Mirka. Ten z kolei robi mrrr, za każdym razem kiedy Panna Łaskotka jestw  pobliżu.

Wczoraj

Panna Łaskotka ma utrudnioną więź  z kociętami z powodu głuchoty, więcco jakiś czas, a zwłaszcza na widok Mirosława, olewa kocięta i meczy tym swoim owczym głosem niesłyszącej. Idę karmić kocięta. Na stryszek obórki, na słomę, bo tam właśnie je ulokowała. Jest  wieczór, pada deszcz, mam latarkę i kubek z mlekiem. Wchodzę po metalowej drabinie, odszukuję kociaki i nalewam mleka do miski. Kociaki budzą się, więc próbuję je skłonić do zasmakowania w mleku. Pojawia się Panna Łaskotka, która do tej pory gdzieś hulała. Wskakuje z obórki przez dziurę w suficie i zabiera się do wypjiania mleka kociętom, choć niżej w obórce ma swoje mleko, które wcześniej jej zaniosłam. Za Łaskotką pojawia się przez tą samą dziurę, śledzący mnie Mirek. Kociaki rozłażą się, popiskują, Łaskotka ich nie słyszy, w dodatku zajęta jest siorbaniem. Zagarniam więc kociaki na kupę usiłując namówić Łaskotkę do zaopiekowania się nimi. Próbuję złapać Mirka, drugą ręką łapiąc kociaki, wpychając je pod Pannę Łaskotkę, dyndając latarka w zębach (kubek olać!)
Znoszę wyrywającego się Mirosława po sliskiej drabinie, wypuszczam, pędze po tej samej drabinie na górę, łapię rozłażące się i zybkie jak perszingi kociaki, wpycham pod Pannę Łaskotkę, która ciągle siorbie,  i w tym czasie Mirek obiega przybytek wraca dziurą. Biorę kubek, latarkę, awanturującego się Mirka odwracam się i kieruję się ku wyjściu wyprzedzana przez trzy kociaki, więc stawiam kubek, biorę latarkę pod pachę, łapię drugą ręką kociaki, upuszczając tym samym Mirka, kociaki i wpycham pod Łaskotkę, szukając wzrokiem Mirka, który chytrze kryje się po kątach. Mam łzy w oczach, jest ciemno, zimno, mam kupę kotów wokół siebie i wszystkie mają mnie w dupie. Chwytamw  końcu Mirka idę do drabiny, w tym czasie kociaki już są koło mnie (Panna Łaskotka siorbie). Schodzę po drabinie wyrzucam Mirka, który mnie gryzie z wściekłością i wydaje wredny miauk, pędzę na górę w samą porę, aby złapać kociaki, które pędem ładuję pod Pannę Łaskotkę i dzida na drabinę, zamykam drzwi i myślę sobie, a wcholere to! Idę do domu. Przy drzwiach dostaję jeszcze ze trzy gryzy od Mirka, który z położonymi płasko uszami usiłuje się zemścić. W drzwiach przypomina mi się, ze nie wzięłam kubka od mleka.. Zamykam wściekłego Mirka w domu.  Wracam, cyrk z kociakami powtarza się. Wreszcie biorę kubek, zamykam stryszek, o mało nie spadam z drabiny, pędzę do domu, gdzie rozpalony ze wściekłości  Mirosław w ramach finału oznacza mi drzwi, ścianę i aloes. Amen







4 komentarze:

  1. Takie życie... z kotami:-))) wspieram Cię wirtualnie:-))) Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. kociokwik :D

    Pozdrawiam

    Asia też :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale biała! Aż nierealna! Może zarabiać na siebie, grając w reklamach mleka albo proszku do prania:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. dokładnie, też mamy wrażenie jej nierealności. mówimy o niej, że to jest kot z bajki

    OdpowiedzUsuń