sobota, 31 lipca 2010

blogość

Pamiętam, przecz nie tak odległy, czas, kiedy przyglądałam się, jak 'wprawni' poeci na forach poetyckich, wysyłali człowieka w pole blogowe. równało się to zamknięciu w jakimsiś pejoratywnie nacechowanym 'pensjonarskim sztambuszku' .
no i poszłam sobie do bloga, nie z urazą, ani po to, by chlipać w kącie, ale z pomysłem, że jest to jakaś nowa możliwość techniczna dla słowa i myśli.
ostatecznej sprawy dokonał fakt, że dokonując porachunków wewnętrznych, wysłałam w kosmos i do diaska wszystkie swoje notatki i zapiski, które istniały w dużej części tylko w formie elektronicznej, bo jako papier, owszem, są, ale porozrzucane po kątach mojego światka na serwetkach, fintiluszkach karcianych, albo na tzw 'czympopadniu'.
wtedy to dostałam mój pierwszy skład rzeczy niezaniechanych, czyli wierszalotkę. z adnotacją - żebyś już więcej nie gubiła wierszy.
poszło. możliwość przechowywania, porządkowania i odsuwania na odległość ramienia. papier traktuje się jednak czulej, bliżej niż odległy kod binarny migający z ekranu. ten dystans w oglądzie rzeczy własnych, jest mi potrzebny. w dodatku, jakiś czas temu absolutnie i nieodwołalnie (i wtedy jeszcze nieodzyskiwalnie) padł mi dysk ze wszystkim, absolutnie wszystkim. część uchroniła się dzięki lotce, część udało się odzyskać, część buja w innych przestrzeniach. zatem blogowi składam dziś mały hołd i przy okazji, ponieważ nie umieszczam stałych zakładek do miejsc, w które zaglądam, chciała bym pokazać gdzie i dlaczego lubię poszperać w długie i deszczowe noce.

*

1. Z Królestwa Biniesławy
blog mojej koleżanki,z którą łączy mnie i dzieli tysiac różnych rzeczy, którą podziwiam za jej talent do wywijania narzędziami kobiecymi nie tylko w powietrzu.

2. Blog o zmiennych parametrach
uwielbiam wiele wierszy z tego bloga, nad niejednym z nich zarwałam noc,a czasem i dzień.

3. Świat PoeRetessy
Która absolutnie nie namawia mnie do dyskusji o swoich wierszach, ani do ich czytania, ani do żadnego innego niemoralnego czynu

4. Przestrzeń fanaberyjna

Raz, ze biolog biologa rozumi, dwa, ze Fan ma świetne fotografickie czucie i trzy, że lubię jej prozę

5. 3/4
Tu przyglądam się eksperymentom z wyrazem i ja

6. Fotografia

Fotografia ślubna, która mnie nie drażni. Bo drażni mnie fotografia ślubna. Swoją nudą

7. Karolcia
Bo lubię Karolcię i lubię wiedzieć co u niej

8.
Cenię za sztukę ssłowa i obrazu i poczucie humoru zupełnie jakby z mojej diecezji ;)

9. Hai
Bo każdemu potrzebny jest kardiolog ;)

10. Krail
Przyglądam się. Na razie się po prostu przyglądam

11. Hai2
Bo Jasna ma ciekawe konstrukcje myślowe w swoich hai. Błyskotliwie często

12. Mufkowo
Z ciekawości

13. Z krainy nektaru i ambrozji
czyli blog tenorowy chłopca o najpiękniejszych oczach na świecie

14. Tomkanowaka dzianie
I znów biolog biologu oka nie mgnieniem. Lubię za ciętość słowa i giętkość myśli

15. Poetycko
Blog, na którym przyglądam się myślom.

16. Podglądactwo

Tu pozwalam na ujawnienie się moich niższych potrzeb podglądacza - co wydarzy się dalej

17. Oglądactwo malarskie
Lubię obrazy tego Pana

18. Poznań
19. Poznań
Tu zaglądam, co się porobiło w poznaniu poetyckim

20 Morderstwa przez zyg zyg

Tu przyglądam się mechanizmom psychologicznym i poetom, a także oglądam wcielenia. Dodam, z dziką rozkoszą

21. Tu witrynka autorska
Bo lubię pisanie Jacka Mączki i lubię Jacka

22. Fotografia
Zaglądam w świat po drugiej stronie lustra

23. Koronka
Historia opowiadana z prostotą i z podszyciem

24. Łódź Fabryczna
A to, żeby zobaczyć co porabiają w łodziach

25. Tu cuganią
czyli zawierucha rozpierducha, ale fajna

26. Poznań
swój kraj

27. Spod kory świata
pociągające malarstwo

28. Fistaszki
czy trzeba przedstawiać?

29. Podsłuchuję
a co!

30. Prawdziwy Baron
bo trzeba wiedzieć, co się dzieje w wyższych sferach

31. Blo Smoków
bo przyjaźnimy się, bo ich uwielbiam, bo nie cierpię ich za to, ze pojechali do Azji beze mnie

32. Listy
czyli Magda Umer do Andrzeja Poniedzielskiego, Andrzej Poniedzielski do Magdy Umer

33. Lulka

blo koleżanki

34. Fotograficka strona bez meldunku
czyli wariat absolutny

35. Pisanie na maszynie
bo bawią mnie opowiastki codzienne

36. Trzy stroje na każdą okazję
bo świetny projekt, ciekawskie sprawki ludzkie wychodzą. przyglądam się, tak psychologicznie

37. Kłębowisko
tutaj się czasem weryfikuję, a czasem nie

38. Rysunek, dowcip
czyli iskra boża w ludzkiej osobie

39. Piernik mój ulubiony
czyli mały blog wielkiego szaleńca

40. Gore!
też go nie cierpię, bo podróżuje w takich terminach, że mi kiszki skręca w coś na kształt piramidy

41. Hombre
czyli buntowniczy blog z tysiącem powodów

42. Sącząc truciznę
czyli Albert Fajn i jego świat

42. Tivi
czyli trafiłam przypadkiem i zostałam

43. Nauczycielsko i zabawnie
z racji profesji


**

Ponieważ gorąco jest i mogłam coś przeoczyć, będę uzupełniać uwentualnie. nie wpisuję forów poetyckich które śledzę, ani pchlich targów, które uwielbiam ;)

nocne pytanie

dziś w nocy udało mi się wyartykułować przed się pytanie, które mnie już długi czas męczy podkorowo.- czy 'pokrewieństwo dusz' może zniknąć?
w przypadku, gdy przez długi czas pojawia się jako pewność czucia, czy może się rozsypać?
i czy, jeśli się rozsypuje, przekreśla samo siebie w pojęciu?
czy dusza zmienia się aż tak bardzo, że przestaje być pokrewna i bliska?
czy może natura zjawiska leży w działaniach na zupełnie innych obszarach frontu porozumienia?

*

dziś śniła mi się ryba. taka mała, srebrna rybka, która z góry spadła mi za biurko. i szukałam jej tam i szukałam, w kurzu i szparach podłogi. męczący sen, bo wiedziałam, ze tam spadła, a nie mogę jej odszukać ze świadomością, że bez wody umrze.

czwartek, 29 lipca 2010

z rozmów podróżnych

Zin: No, ale powiedz mi tak szczerze, Asia, tajga to taka ho ho ho, tajga, czy tak, jakbyś poszła do lasu w Żegotach, tylko z innymi gatunkami?

Ja: (chwila milczenia)

Zin: (chwila milczenia)

Ja: (nieśmiało) Jakbym poszła w Żegotach

Zin: (z ulgą) No właśnie, dżungla też!



*

i coś w tym jest. uczeń szkoły podstawowej, zakładając, że ma dobrze opowiadającego nauczyciela, słucha cudownej ziemskiej baśni i wyrasta mu w piersi świat przedziwny. świat zapełnia się tworami utkanymi ze strzępów opowieści, obrazów i wyobrażeń.
człowiek ożywia je w sobie i kwitną mu w rytm powtarzanej śpiewki - krajobraz strefy tropikalnej, krajobraz strefy subpolarnej, krajobraz strefy zwrotnikowej. wrażenie dodatkowo wzmacnia się tajemniczymi i pociągającymi brzmieniami słów: tajga, tundra, dżungla, sawanna...
kiedy przychodzi czas konfrontacji, rzeczywistość nie od razu potrafi sprostać wyobrażeniu.
nawet jeśli rozpoznajemy inność krajobrazu, nawet jeśli z ramienia biologii wiem, że gatunki są endemiczne, nawet jeśli, nawet jeśli...
i przychodzi czas szukania w sobie, przyzwolenia na zwykłość miejsc, na ich podobieństwa, na ich codzienność i znajdowanie tym samym ich niepowtarzalności.
zdaje się, Shaw powiedział, ze nie ma tak naprawdę potrzeby nigdzie jechać. że księżyc nad Weroną to księżyc dubliński i trochę rozumiem teraz, co mógł mieć na myśli. nie to, żeby nie podróżować, raczej nie to, ale kto tam go wie...

:)

od sasa do lasa

podczas podróżnej, nasyberyjskiej rozmowy z Artiomem, Rosjaninem z Kraju Krasnojarskiego, zajęła mnie mnogość znaczeń różnych form wulgaryzmu w języku polskim. jakież to bogactwo! o proszę, słowo "pierdolić"

pierdolić - gadać od rzeczy, natrętnie; dokonywać aktu seksualnego; ignorować, olewać
pierdolić się z czymś - ceregielić z czymś lub zwrotna forma seksualnych wwygibasów
spierdolić coś- zepsuć
spierdolić się - spaść
wypierdolić coś - wyrzucić
wypierdolić się - przewrócić się
wpierdolić komuś - dołożyć komuś, zbić go
wpierdolić coś - wrzucić na ruszt, zjeść
wpierdolić się w coś - wpakować się
zapierdolić - ukraść
podpierdolić kogoś - donieść
podpierdolić coś - ukraść
zapierdolić się na śmierć - zamęczyć się, ewentualnie popełnić śmierć przez zyg zyg
odpierdolić coś- zrobić coś na odczepnego, byle jak albo wyciąć jakiś nielichy numer
odpierdolić się - wystroić albo przestać się czepiać
napierdolić się - napić się alkoholu i stracić trzeźwość
napierdalać się - bić się
upierdolić się - ubrudzić
upierdolić coś - ułamać
przepierdolić coś - stracić niefrasobliwie, przegrać
opierdolić kogoś - okrzyczeć
zapierdalać - jechać szybko albo ciężko pracować
przypierdolić komuś- przyłożyć komuś
dopierdolić (komuś)- dołożyć, dogadać komuś
rozpierdolić - rozwalić ,zepsuć ; rozwiązać,rozgryźć
rozpierdolić się - rozbić się (samochodem)
rozpierdolony - rozbity wewnętrznie, nieuporządkowany, chaotyczny
popierdolić - pomylić, pomieszać, poplątać


podobne bogactwo znaczeń mamy ze słowem "jebać". pozostawiam formy do samodzielnego uzupełnienia
;D

jebać-
dojebać-

najebać-
odjebać-
podjebać-
pojebać-
pojebany-
przejebać-
przyjebać-
rozjebać-
ujebać-
wjebać-

wyjebać-
zajebać-
zjebać-


**

dziś pijemy zdrowie Cierpisława
przy stole biesiadnym razem z nim trwają:
Beatrycze, Beatrice, Beatryks, Faustyn, Konstantyn, Lucylla, Maria, Marta, Olaf, Serafina, Urban

*

dodatek
http://nortus.pinger.pl/m/1034114/etymologia-znanych-wulgaryzmow

pociągające

przed podróżą była panika. bo książki na podróż kupiłam trzy dni wcześniej i do wyjazdu zdążyłam przeczytać je prócz jednej, której sobie już surowo zakazałam.
co robić!? gorączkowo przetrząsałam strychy i piwnice w poszukiwaniu czegokolwiek, czegokolwiek, czegokolwiek nadającego się do noszenia i jedzenia.
Czechow, Czechow będzie odpowiedni w podróż! wrzasnęłam w duchu, wyciągając z czeluści wyszargany zeszyt Biblioteki Trybuny Robotniczej z roku 1950 w prenumeracie P.P.K. "Ruch" zł 80. "Opowiadania" A.Czechow w tłum J.Pomianowskiego
Opowiadania są świetne, jak to u Czechowa, położone na pozór szeroką, niewykwintną łapą, z lekko prześwitującą ironią. ironię Czechowa postrzegam jednak w ciepły sposób, które to postrzeganie nie pozbawia jednakże odczucia wnikliwości, giętkości i precyzji mistrza. a z tego zbioru opowiadań, moim numerem pierwszym jest "Pasażer pierwszej klasy", ale
nie streszczę, żeby nie odbierać mu przyjemności wsobnego, niestreszczonego istnienia.

*


pios

pociąg, cycki i aktorstwo

w dzisiejszym śnie miałam przyjemność obejrzeć ze swoich schodów na podwórze, spektakl z udziałem pani Joanny Kurowskiej obnażającej cycki w wagoniku mini-pociągu, którym jeździła z grupą innych aktorów. obok jechał (napędzany pedałami dziecinnego rowerka) drugi, taki sam, pociążek również napchany aktorami.
żeby tylko to, spektakl oglądałam z grupą moich szkolnych dziatek, odzianych w landrynkowych kolorów fartuszki. dzieci strasznie się wstydziły, a ja zastanawiałam się, co u licha mają znaczyć te golizny.
w końcowym odcinku snu, koleżanka poinformowała mnie, że grupa teatralna Joanny Kurowskiej to "sekta".

*

czy można powiedzieć "odcinek snu"? sen zdaje się ma konstrukcję nieliniową, bo jakim cudem, u licha, tak często budzimy się dokładnie przed samym rozwiązaniem intrygi? zupełnie, jakby sen przesuwał się w tył i ścieśniał, albo rozciągał, żeby dopasować do momentu naładowania tej drażniącej iskry, albo jakby mózg generował całą opowieść tylko na potrzeby tej jednej chwili, rozciągniętej w zupełnie inny wymiar sieci neuronów.
czy można przeżyć życie w jednej chwili? mówią, że można, kiedy w stanie wysokiego zagrożenia, wszystko przelatuje ci przez głowę. sama doświadczyłam pewnego rozciągnięcia czasu w chwili, kiedy tuż po wypadku, leciał na mnie drugi samochód. miałam czas, żeby rozważyć różne opcje ruchu, dokonać analizy prawdopodobieństwa powodzenia akcji i wybrać stosowne posunięcie. a to było tylko kilka sekund czasu ziemskiego, co zarejestrował przydrożny gap.
wybrałam poprawnie, tadaaam! mózg przerwał sen przed niekoniecznie pożądanym rozwiązaniem historii

**

a dlaczego sny często się nie rozwiązują? może w wielu przypadkach umysł, w trakcie swoich analiz świata przeżytego, zdarzeń percepcyjnych, pod- i świadomości zatrzymuje się na granicy, która przypomina mi rycinę opublikowaną przez Flammariona, na której wędrowiec sięga za sklepienie niebieskie. i może w większości wypadków, mózg (specjalnie nie używam tu słowa umysł) nie ma takiej wydolności, żeby sięgnąć w możliwości zdarzeń lub choćby zmyślić fantasmagorię? co nie znaczy przecież, że tego nigdy nie robi, może im bardziej otwarty umysł (specjalnie używam tu tego słowa), im 'sprawniejszy' mózg, tym częściej iskra rozładowuje się w odpowiedź, jakąkolwiek, zmyśloną, czy ni. i wtedy dowiadujemy się, dlaczego wujek Roman, nie może nosić kapeluszy w piątek

;)

link do ryciny tu

środa, 28 lipca 2010

Ethnic music i dzidziusie

Dzidziuś urósł przez te trzy tygodnie niewiarygodnie. powoli przestaje być Dzidziusiem, a staje się Małym Arturem. no i ciocia wusz ma teraz nie lada problem z tak lubianą przez Dzidziusia zabawą w tańce połamańce, bo masa Dzidziusia w funkcji czasu, wyciska z wusz siódme poty.
dziś Dzidziuś przyszedł, hipnotycznie skręcił do wuszowego pokoju i zatrzymał się dopiero przed biurkiem. wpatrzył w przestrzeń i skamieniał. co go tak wryło? ano buriacka drumla, której słuchała ciocia wusz. dzidziuś stał, stał, stał i słuchał i nie wiadomo o czym myślał.

*

a kiedy ciocia wusz dodała Dzidziusiowi dzwonek owczy, była już pełnia szczęśliwości




**

(za to wczoraj ciocia wusz i Dzidziuś przyrządzali suchy makaron w misce wody i zatopili pół kuchni. )


***

a tu linka
i tu linka
a tu linka z Olsztyna
i tu linka z Olsztyna
i esce edna

rzodkiewka i listonosz

znalazłam urokliwy wiersz
jakoś złapał te ciągnące się chwile oczekiwania na list. całe dnie wypatrywania listonosza z kopertą, zajmowania się sprawami na pozór idiotycznymi, jak fizykalia odbicia rzodkiewczanego, odwracając uwagę od furtki. i chwila rozładowania - znów nie. i abarot na nowo, może to następnym razem
Podoba mi się :) w formule, myśli.
samą szatę tego wiersza, można jeszcze usprawnić, ale to, co ważne już jest. tak sądzę. howgh

wu i wróble

Jednym z rewelacyjnych dla biologa przeżyć podróżnych, były wróble nad Angarą. te małe drańskie pyskacze.


Autor: Biń Myszkiewicz. Brzeg Angary. Irkuck


*

no i patrzcie państwo, imieniny dziś świętują:
Alfons, Alfonsyna, Aureli, Julia, Laurenty, Lilla, Marta, Natalia, Natalis, Pantaleon, Rudolf, Rudolfa, Rudolfina, Wszebor

**

przywiodło mi myśl, że rodzeństwo mojego taty ma następujące imiona
moja ciocia jest Regina, druga -Jadwiga Alfonsa, , tatko - Jerzy Klemens, a najmłodsza to Apolonia
i wyznam, że z czasem, coraz bardziej mi się te imiona podobają

schody

śniło mi się, że schodzę w dół po spiralnych schodach. i schodzę i schodzę i schodzę...

*

formuła świadomościowa snu?

wtorek, 27 lipca 2010

Palech i piórko Finista



patrzę na szkatułkę, którą przytachałam z podróży. to palech, czyli miniatura na czarnej lakierowanej powierzchni wykonana w specjalnej technice wg tradycyjnych wzorów. piękne są owe miniatury., a ta, na jaką patrzę, wiedzie mnie w książkę, którą pamiętam z dzieciństwa, a którą szczęśliwym trafem udało mi się dostać w swoje łapki i do księgozbioru.
jest to przepięknie wydany zbiór kilku baśni rosyjskich:
"Piórko Finista Jasnego, cud-sokoła"
z ponad stuletnimi i absobezwzględnielutnie przecudownymi ilustracjami Iwana Bilibina.
Jeszcze raz przeczytałam te baśnie z przyjemnością, po raz n-ty zanurzyłam się w magiczny świat obrazów





"Miał pewien wdowiec trzy córki. Najstarsza i średnia nic tylko stroiły się i mizdrzyły, a całym gospodarstwem zajmowała się najmłodsza. I umie wszystko dziewczyna, i idzie jej jak z płatka. A taka z niej ślicznotka, że żadne słowo nie wypowie, żadne pióro nie opisze: brwi sobole, oczy sokole, bujne, złote włosy w długą splata kosę. Wybiera się ojciec do miasta na jarmark i pyta córek, co im kupić
Najstarsza prosi:
- Kup mi, tatulu, na sukienkę jedwabiu szkarłatnego!
Średnia też chce jedwabiu na suknię, tylko modrego.
- A tobie co kupić, córko moja ukochana? - pyta ojciec młodszej córki.
- Kup mi, tatulu, piórko Finista Jasnego..."

(z baśni "Piórko Finista Jasnego, cud-sokoła")

*

ten motyw wykorzystałam kiedyś w wierszu




"Dzięki ci, Iwanie-carewiczu - powiedział Kościej Nieśmiertelny. - Teraz nigdy już nie ujrzysz Marii Mariewny, jak nie widzisz swoich uszu"

(z baśni "Maria Mariewna")

*
przytoczyłam ten fragment, bo wykorzystuje ładną sztuczkę.
mówi o tym, że coś może być bardzo blisko, wręcz tuż obok, ale niedostępne, niewidoczne,
jak byśmy się nie obracali, choć wiemy, że są, to nie widzimy własnych uszu i nie dane nam będzie ich zobaczyć.





"- Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? - powiedziała Baba Jaga. - Stoisz, jakbyś była niema!
- Nie śmiem - odpowiedziała Wasylisa - ale jeżeli pozwolisz, to zapytałabym cię o to i owo.
- Pytaj, ale pamiętaj, że nie zawsze wychodzi ciekawość na dobre. Kto wie zbyt wiele, szybko się starzeje!"

(z baśni "Wasylisa Pięknolica")

*
a w tym fragmencie, baśń splata myśl o brzemieniu poznania, ciężarze wiedzy i jego skutkach. z drugiej strony w jakiś sposób przekornie stawia na przeciw siebie mądrość starości i nieświadomą urodę młodości. co wybiera Wasylisa?



*


i o mój ty przypadku, właśniem sobie znalazła, że Bilibin studiował pod czujnym okiem mistrza Riepina!
jednak upodobania plecione są z poczuciem, ha!

tu ciągotka do ilustracji
i tu

**

a skoro już przy rosyjskich malarzach, to ogromnie lubię obraz Michaiła Nesterowa "Stary człowiek". postać włożona w świat farby i jak duch z niego wyobcowana. świat nie dotyka starca, kiedy ten, zdaje się unosić nad trawą, jakby nie był w stanie już jej poczuć. Istnieje we własnej głowie, chociaż jednocześnie wciąż przygląda się zewnętrzu. przestrzeń przyrody i starca nakładają się na siebie i zawiązują jakąś pokrętną komitywę, co do trwania. las, woda, łąka zdają się istnieć zarówno dla, jak i przez starca. piękny obraz.
obrazy Nesterowa, w jakiś specyficzny sposób, kojarzą mi się z Malczewskim. czasem przez sposób kładzenia farby, czasem przez symbolikę, a czasem przez nieuchwytne dotknięcie żywej fantasmagorii.

podrzucam ciągotkę do obrazów


***

a na koniec dorzucę jeszcze Wieter wody



amen
i
Да любите друг друга
;)

Po muzieju

łaziłam po rozgrzanych salach muzeum, przyglądałam się obrazom, a w głowie pulsowała myśl. ach, spotkać go, zobaczyć jak to jest, stanąć nad jego śladem.
gigantyczne twarze portretów spoglądały na mnie małą, zmieszczoną u stóp ram świata. spokojnie, jest dużo czasu, uśmiechały się z tła. jest dużo czasu myślałam, a jednak gorączkowo przetrząsałam kąty, za zasłonami wietrzyłam podstęp,. ukryty, martwiłam się, ukryty albo nieobecny.
ale był, w niemal ostatniej sali. popłakałam się jak dziecko, jasnymi łzami. i tymi samymi łzami, przed ludzkim światem po mojej stronie, zawstydzona.

*

Ilia Repin



**

ogromną przyjemność, sprawił mi też obecny tam Siemiradzki, który genialnie, moim zdaniem, łączy swoistą duchowość z kiczowatością świata, ale w taki sposób, że niepodobna wyrwać się z poczucia czegoś ważnego, ukrytego za warstwą farby, zawisłego nad gruntem niczym przeczucie chmury. i światło jego obrazów jest żywą istotą, jestem co do tego przekonana.

modlitwa spod dłoni

kiedy w murach rozlega się ten szczególny rodzaj modlitwy białego chóru, jestem pewna, że mogłabym kochać do ostatniej godziny świata.



krzywo, bo z kolan i spod łokcia, w tajemnicy z Soboru Objawienia Bożegow Irkucku.

poniedziałek, 26 lipca 2010

słowiańsko

z Krzywej łapy

Żywiołak

zbliżenia

To, co jest daleko, wydaje się bliższe. Im bardziej zbliżamy się do tego, tym dziwniejsze i bardziej obce się wydaje. Daleka rzecz jest bliżej naszej własnej głowy i przez tę głowę jest w większości zmyślona (eleganciej nazwę to 'wyobrażona'), kiedy podchodzimy do istniejącej niezależnie od nas, głowa staje w obliczu konfrontacji i zgrzyta owo zmyślenie o fakturę rzeczywistości. I trzeba wiele czasu, żeby oswoić, poznać, przepuścić przez własne ja. Pozwolić rzeczy zamieszkać w sobie w mariażu z własnym czuciem. Tak było z Syberią, ale i wieloma innymi rzeczami, teraz, kiedy o tym myślę. A jednak lubię podchodzić blisko i nie obawiam się tego dotknięcia, smutno tylko, że los w wielu przypadkach nie daje czasu na poznanie.

*

wróciłam
Voila!
:]

wtorek, 6 lipca 2010

przerwa w dostawie nielotów

do 25 lipca żegnam się z nielataniem
albowiem pociągnęło mnie koleją losu na Sybir,
zaś wszystkim, którzy będą tęsknić i nie,
zostawiam kamyk wenecki,


darzbór!



i imieniny na dziś:

Agrypina, Chociebor, Goar, Gotard, Lucja, Łucja, Niegosław

z opowieści podróżnych Kapitana Sparrowa

Kapitan Sparrow: Tu, gdzie teraz stoję jest taka stara kapliczka Matki Boskiej Brzydkiej, która depcze węża.
Figura jest straszna, za to wąż sympatyczny, bajkowy, z jabłkiem w mordzie. I ona naciska mu sandałem takie miejsce na karku, żeby wypluł jabłko."

Ja: yyyyyy


:]

poniedziałek, 5 lipca 2010

kogucik

na chłodnym dachu blaszany kurek
chłodno przy wietrze obraca dupę

Dookoła świata

okazuje się, że różne kraje, mają różne upodobania co do gatunków piwa . popatrzmy



Meksyk







Indie




Zaś w drużynowych zawodach w scrabble, zdaje się wygrały dziewczynki, ale nikt tego nie wie na pewno :D

baja pustynna

opowiedziałabym państwu jakąś bajkę, w zasadzie można by w tym miejscu opowiedzieć wszystko, bo ze słowami jest taki problem, że choć bardzo starają się znaczyć to, co znaczą, zwykle oznaczają coś zupełnie innego. dlatego, cokolwiek tu opowiem, na pewno nie to mam na myśli i prawdopodobnie znaczy coś zupełnie innego. opowiem więc o czymkolwiek, może być o widziadłach.
interesująca jest skłonność do miraży. może to przez tę pustynię, na której żyjemy, co jakiś czas opuszczając oazy, w których pokornie i ze swojską pieśnią na ustach uprawiamy daktyle i pasiemy swoje wielbłądy.
pustynia za oazą, zamieszkana jest przez miraże i jakiś gatunek drobnych gryzoni odpornych na zmienne temperatury.
kiedy opuszczamy swój spokojny ogród z dostępem do bagnistego źródełka, dzięki któremu zachowujemy błogie zdrowie i urodę, zaczynamy podążać ku widziadłom pojawiającym się na horyzoncie. i za każdym razem z uczuciem zawodu łykamy ślinę, kiedy dym nazbyt łatwo ustępuje pod naporem spragnionego ciała. następnie podnosimy głowy i ruszamy ku kolejnej ułudzie utkanej z fotonów i drobin powietrza.
mój miraż był wyjątkowo rozległy, nosił w sobie egzotyczne pałace, nieskończone amfilady obwieszone obrazami, orientalne smaki, szklane powietrze północy. to był bardzo dobrze skonstruowany miraż, eleganckim opakowanie dla pustki, która pod nim tkwiła

sobota, 3 lipca 2010

dzień świata

poranek

zapach kawy i chleba wewnątrz. za oknem jaskółki stawiają swoje pierwsze kroki w powietrzu. kręcisz się i mamroczesz przez sen, jeszcze nie wiedząc, że świat trwa już przynajmniej od godziny

*

popołudnie

słońce pławi nas w miriadach żarliwych fotonów. zanurzeni w koronie lipy, w tej pachnącej miodem ułudzie, zrywamy jej lecznicze kwiaty. podczas całej operacji trzeba uważać na pszczoły, które z kolei uważają to miejsce za swoje terytorium. kwiatu jednak wystarcza dla ludzi i dla owadów.

*

wieczór

huśtawka. odpychamy się, żeby za chwilę powrócić w to samo miejsce. pokazuję ci polujące nietoperze, jak zwinnie nurkują, zwiedzione hałasem podrzuconego w powietrze kamyka. kamyk tnie przestrzeń, a my zaczynamy śpiewać na całe gardło o tym, jak bielą się świty.

piątek, 2 lipca 2010

skandynawsko

"...Uważano mnie za bystrego i pomysłowego młodego człowieka, inaczej być nie mogło. Ci, z którymi rozmawiałem, byli ode mnie trochę starsi, a wśród nich znajdowało się wielu marzycieli i niebieskich ptaków. Większość miała artystyczne ambicje, a przynajmniej postrzegali siebie jako artystów. Ja uważałem ich za ludzi o ograniczonych horyzontach. Niektórzy wydali jakiś zbiorek wierszy albo powieść, inni twierdzili, że "piszą" albo "chcą pisać". Gdyby tego nie mówili, czuliby, że brak im usprawiedliwienia. Właśnie w tym środowisku rozpocząłem swoją działalność. Gdy któryś z kompanów od wina wspominał, że "pisze" lub "chce pisać", od czasu do czasu pytałem o czym. Najczęściej nie umieli odpowiedzieć. Wydawało mi się to dziwne. Już w owym czasie - a od tamntej pory w narastającym stopniu - dostrzegałem komizm w fakcie, że kultura rodzi ludzi, którzy umieją i chcą pisać, lecz nie mają niczego do powiedzenia. Dlaczego niektórzy "chcą pisać", skoro szczerze i otwarcie przyznają, ze nie mają nic doi przekazania innym? Nie mogą wymyślić sobie innego zajęcia?"

Jostein Gaarder "Córka dyrektora cyrku" tłum.Iwona Zimnicka

*

No i przeczytałam przedostatnią książkę, z tych, co miały być na podróż. nie mogłam się opanować, acz nie żałuję oczywiście.
nie jest mocno wredna, satyra jest na tyle wyważona, że pozwala na znalezienie furtek do zaparcia się (niby św Piotr) uczestnictwa w tym spektaklu, niemniej jednak pozostawia w głowie wyżłobione koryto, do którego pasować będzie myśl zwątpienia, nieufności wobec własnego myślenia i działania, swoistej podejrzliwości względem siebie. to dobrze.
ponadto jest na tyle dowcipna i wręcz kryminalnie wciągająca, że czyta się z ogromną przyjemnością i bez zwłoki na jeści, pici, spaci, tivi, no, ale o tym, jeśli idzie o Gaardera, już przecz wiemy.
w jakiś sposób jest pokrewna z 'Dojrzewaniem błazna' (J.Gardell), ale nie przez temat jaki porusza, tylko przez warstwę emocjonalną.
i coś, kurna jest w tych skandynawskich pisarzach, bo zaraz, jako trzecie nazwisko, przychodzi mi Enquist i usadawia się w tej przestrzeni przyjemności książki ze specyficznym poczuciem materii ducha.

**

tak na marginesie, kto wie, gdzie jest moja 'opowieść o Blanche i Marie"? Bo właśnie zajrzałam do biblioteki, żeby nie zrobić błędu w nazwiszku i dojrzałam brak jednego tytułu! psiamać!

***

a tak już tropami samych poczuć idąc, to nie mogłam się opędzić od myśli o delikatnej mgiełce Gaardera w Parnassusie Gillama. bardziej w obrazach i jakimś niejasnym odczuciu, niż w szlaku skojarzeniowym nawet. możliwe też że połączył ich po prostu circus.

aloha :)

Braciszkowie

Popatrzmy na ' Fra Angelico



i 'adorację' Fra Filippo Lippi



i na razie o tym poniemówmy

*

i esceo spoza braci klasztornej
Filippino Lippi

perska podróż przez czas

pulchna , takim słowem określiłabym książkę "Cud w Esfahanie" Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego.
to dobre słowo.

czwartek, 1 lipca 2010

poranki blaszanki

"W zimie budzi nas w tym mieście, zwłaszcza w niedzielę, dźwięk jego niezliczonych dzwonów, jak gdyby za tiulem firan w perłowoszarym niebie wibrował na srebrnej tacy gigantyczny porcelanowy serwis do herbaty. Otwieramy okno i pokój w jednej chwili zalewa ta kłębiąca się na zewnątrz, przesycona dzwonieniem mgiełka, która składa się po części z wilgotnego tlenu, po części z kawy i modlitw.
Niezależnie od tego, jakie pigułki i w jakiej liczbie musimy tego ranka połknąć, mamy poczucie, że nie jest to jeszcze nasz koniec. I podobnie niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy panami samych siebie, ilu doświadczyliśmy zdrad, jak bardzo dogłębna i zniechęcająca jest nasza samowiedza, zakładamy, że wciąż istnieje dla nas jakaś nadzieja, a w każdym razie przyszłość. (Nadzieja, jak wyraził się Francis Bacon, to dobre śniadanie, ale zła kolacja). Optymizm ten bierze się z mgiełki, z jej składnika modlitewnego, szczególnie jeśli jest właśnie pora na śniadanie. W takie dni miasto istotnie ma w sobie coś porcelanowego - jego kryte cynkiem kopuły przypominają czajniki lub odwrócone filiżanki, a pochyłe profile dzwonnic pobrzękują jak porzucone łyżeczki i roztapiają się w niebie. Nie wspomnę już nawet mew, czy gołębi, to wkraczających ostro w sam środek pola widzenia, to znów rozpływających się w powietrzu.

(Josif Brodski "Znak wodny" tłum. S. Barańczak)

*

Znam to cudowne uczucie poranka, to taki poranek utrzymuje mnie w całości nawet wtedy, kiedy wieczór żąda ode mnie już tylko rozsypki. co prawda tu, gdzie jestem, nie ma zwielokrotnionego dźwięku różnorakich dzwonów, ale jest to samo światło i mgła ta sama. one są w każdym miejscu, gdzie nadzieja miesza się z rozpaczą pod nieludzkim niebem, w nieludzkim powietrzu, które trwa samo w sobie, niewrażliwe na nasze stany, co przynosi jedyną, możliwą ulgę. jedyną szczerą.
a książkę przeczytałam jednym tchem. może sprawił to ten głód, który każe po dniach wypełnionych lenistwem, gadulstwem i alkoholem (jakkolwiek przyjemne to dni), zanurzyć łeb w chłodny i cichy świat myśli, a może towarzyszyła temu głodowi jakaś wyższa okoliczność, która tę książkę włożyła w moje ręce dziś w księgarni, na pewno zaś magia samej książki.

azaliż

sceneria: popołudniowy, tonący w upale ogród, olbrzymia lipa, w jej cieniu gniazdo bocianie, na gnieździe bocian i trzy bocianiątka. opodal stara studnia, jabłoń, dwoje ludzi pogrążonych w rozmowie.

Ja: (coś tam pieprzę bez ładu składu i umiaru)

Jakub: (słucha)

Bocian: (klekocze donośnie)

Jakub: (z uniesieniem) Dzięcioł!