wtorek, 27 lipca 2010

Po muzieju

łaziłam po rozgrzanych salach muzeum, przyglądałam się obrazom, a w głowie pulsowała myśl. ach, spotkać go, zobaczyć jak to jest, stanąć nad jego śladem.
gigantyczne twarze portretów spoglądały na mnie małą, zmieszczoną u stóp ram świata. spokojnie, jest dużo czasu, uśmiechały się z tła. jest dużo czasu myślałam, a jednak gorączkowo przetrząsałam kąty, za zasłonami wietrzyłam podstęp,. ukryty, martwiłam się, ukryty albo nieobecny.
ale był, w niemal ostatniej sali. popłakałam się jak dziecko, jasnymi łzami. i tymi samymi łzami, przed ludzkim światem po mojej stronie, zawstydzona.

*

Ilia Repin



**

ogromną przyjemność, sprawił mi też obecny tam Siemiradzki, który genialnie, moim zdaniem, łączy swoistą duchowość z kiczowatością świata, ale w taki sposób, że niepodobna wyrwać się z poczucia czegoś ważnego, ukrytego za warstwą farby, zawisłego nad gruntem niczym przeczucie chmury. i światło jego obrazów jest żywą istotą, jestem co do tego przekonana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz