piątek, 2 lipca 2010

skandynawsko

"...Uważano mnie za bystrego i pomysłowego młodego człowieka, inaczej być nie mogło. Ci, z którymi rozmawiałem, byli ode mnie trochę starsi, a wśród nich znajdowało się wielu marzycieli i niebieskich ptaków. Większość miała artystyczne ambicje, a przynajmniej postrzegali siebie jako artystów. Ja uważałem ich za ludzi o ograniczonych horyzontach. Niektórzy wydali jakiś zbiorek wierszy albo powieść, inni twierdzili, że "piszą" albo "chcą pisać". Gdyby tego nie mówili, czuliby, że brak im usprawiedliwienia. Właśnie w tym środowisku rozpocząłem swoją działalność. Gdy któryś z kompanów od wina wspominał, że "pisze" lub "chce pisać", od czasu do czasu pytałem o czym. Najczęściej nie umieli odpowiedzieć. Wydawało mi się to dziwne. Już w owym czasie - a od tamntej pory w narastającym stopniu - dostrzegałem komizm w fakcie, że kultura rodzi ludzi, którzy umieją i chcą pisać, lecz nie mają niczego do powiedzenia. Dlaczego niektórzy "chcą pisać", skoro szczerze i otwarcie przyznają, ze nie mają nic doi przekazania innym? Nie mogą wymyślić sobie innego zajęcia?"

Jostein Gaarder "Córka dyrektora cyrku" tłum.Iwona Zimnicka

*

No i przeczytałam przedostatnią książkę, z tych, co miały być na podróż. nie mogłam się opanować, acz nie żałuję oczywiście.
nie jest mocno wredna, satyra jest na tyle wyważona, że pozwala na znalezienie furtek do zaparcia się (niby św Piotr) uczestnictwa w tym spektaklu, niemniej jednak pozostawia w głowie wyżłobione koryto, do którego pasować będzie myśl zwątpienia, nieufności wobec własnego myślenia i działania, swoistej podejrzliwości względem siebie. to dobrze.
ponadto jest na tyle dowcipna i wręcz kryminalnie wciągająca, że czyta się z ogromną przyjemnością i bez zwłoki na jeści, pici, spaci, tivi, no, ale o tym, jeśli idzie o Gaardera, już przecz wiemy.
w jakiś sposób jest pokrewna z 'Dojrzewaniem błazna' (J.Gardell), ale nie przez temat jaki porusza, tylko przez warstwę emocjonalną.
i coś, kurna jest w tych skandynawskich pisarzach, bo zaraz, jako trzecie nazwisko, przychodzi mi Enquist i usadawia się w tej przestrzeni przyjemności książki ze specyficznym poczuciem materii ducha.

**

tak na marginesie, kto wie, gdzie jest moja 'opowieść o Blanche i Marie"? Bo właśnie zajrzałam do biblioteki, żeby nie zrobić błędu w nazwiszku i dojrzałam brak jednego tytułu! psiamać!

***

a tak już tropami samych poczuć idąc, to nie mogłam się opędzić od myśli o delikatnej mgiełce Gaardera w Parnassusie Gillama. bardziej w obrazach i jakimś niejasnym odczuciu, niż w szlaku skojarzeniowym nawet. możliwe też że połączył ich po prostu circus.

aloha :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz