wtorek, 31 sierpnia 2010

Dream Teamu Dziennika Podróży część ostatnia, bolesna / The Dream Team’s Journey Diary - last part, painful

22 sierpnia (niedziela) / 22. August (Sunday)

Znowu wstajemy, czyż to nie zaczyna być nudne? Nie wstaje tylko Zina, bo śni mu się rakija i śni mu się boleśnie. My, harem sułtański, postanawiamy być dzielne i wytaczamy się na patelnię, żeby dostać się do świętego Nauma.
To proste, zagaduje nas kolega kierowcy busa, wsadza do tegoż busa i już jedziemy. Jedziemy, jedziemy, wszyscy pasażerowie powysiadali już po drodze, a my jedziemy. Nagle stop, kierowca kończy trasę i przepakowuje nas do innego busika, którym już bez postojów dojeżdżamy na miejsce.
Miejsce jest gwarne, deptakowate, z piaszczystą plażą i dziesiątkami kramików, które wabią do siebie jak magnes. Mnóstwo Polaków i cerkiew św Nauma.
Padam na twarz, padam i płakać się chce, kiedy patrzę na ikonostas. No mili moi, nie można się wyzwolić spod spojrzenia świętych, z ornamentu ich szat, z mistycznego blasku obrazu. Jest bardzo duszno, ale nie wiadomo, czy to z powodu upału i ciasnoty, czy wstrzymujemy oddech. Jedynie odruchy bezwarunkowe ratują nam życie i wychodzimy na powietrze (inaczej pewnie zostałybyśmy na zawsze w tym przybytku świętego malarstwa)
Jezioro jest błękitno-turkusowe, rozmigotane, wdzięczy się do nas i kusi.

-------------------------------------------------------------

Again we get up, is not this beginning to be boring? Only Zina doesn't get up because he dreams about rakija and it dreams to him painfully. We, Sultan's harem, decide to be brave and roll to the frying-pan to get to Monastery of Saint Naum.
It's simple, talks to us a fellow of a bus driver, he puts us to that bus and we go. Ride, ride, all passengers have already got off on the way, and we go. All of a sudden: stop, the driver path ends and repacked us to another bus, with which, without stops, we reached the place.
The place is noisy, like a promenade, with a sandy beach and a lot of stalls which attract to themselves like a magnet. Lots of Poles and the Orthodox church of Saint Naum.
I fall on my face, I fall and I want to cry when I look at the iconostasis. Well, my nice, you can not break free from the gaze of the saints, the ornamentation of their vestments, from the mystical light of the image. It is very stuffy, but it is not known, either because of the heat and narrowness, or stop breathing. Only the unconditional reflex save our lives and we go on the air (or perhaps we would stay forever in the sanctuary of painting). The lake is blue and turquoise, glittering, grateful to us and tempting.









Mamy jeszcze chwilę czasu do autobusu powrotnego, wiec łazimy zaglądając do kramików, gdzie nabywamy różne babskie fintifluszki i przyjemnostki-słabostki.
Na przystanku zagaduje nas kierowca taksy i w zasadzie różnica w cenie na ep jest tak niewielka, że decydujemy się wrócić jego autem. To dobry wybór, bo okazuje się bardzo sympatyczny i przegadujemy całą drogę, o jeziorze, o Macedonii, o Polsce. Mówi, ze Polacy są bardzo fajni, sympatyczni, my tłumaczymy, że jak wszędzie, są różni, ale znaleźliśmy sposób, bo tych niesympatycznych nie wypuszczamy z kraju, żeby nie psuli nam opinii. To przyprowadza go do ataku śmiechu.
Dojeżdżamy do Ochrydu, zabieramy Zinę, który zaczyna wykazywać oznaki, co prawda słabego, ale życia i idziemy na obiad. Z obiadu (o losie, jak ten dzień szybko mknie) leziemy do starego amfiteatru, gdzie Zuz recytuje coś, czego nie słychać, a co ma być wierszem (prawdopodobnie). Nie słychać, bo Zuz stoi na scenie w dole, a wokół w górze trwają mini-imprezki. Złazimy więc wszyscy i przyjemną jest ta chwila, kiedy siedzimy sobie na dechach sceny tak beztrosko, bez pośpiechu, bez żadnego planu i celu. Ot tak po prostu sobie siedzimy. Jeśli zdążyło się komuś przyjąć kiedykolwiek pozycję idealną, zrównoważoną do tego stopnia, że nie było potrzeby wykonać ruchu ani w przód, ani w tył, to właśnie tak siedzimy. Czas zatrzymany.

-------------------------------------------------------------

We still have some time to return to the bus, so we wander looking into stalls from where we buy different womanish souvenirs and other delights-foibles.
At the station, taxi driver talks to us and basically the difference in price is not so big that we decide to return with his car. This is a good choice, because he turns out to be very friendly and we chatter all the way about the lake, Macedonia, Poland. He says that Poles are very nice, friendly, and we explain that, as elsewhere, are different, but we, the Polish found a way, because these who are unpleasant can't be released from the country, so as not spoiled our reputation. This brings him to the attack of laughter.
We arrive to Ohrid, we take Zine, who begins to show signs, albeit weak, but life and go for a dinner. From the dinner (the fate, as the day quickly rushes) we're going to the old amphitheater where Zuz is reciting something what we can't hear, and what is the lyric (probably). Nobody can hear, because Zuz stands on the stage at the bottom and up above there are tiny-parties.
So everyone goes down and pleasant is the moment when you sit at the stage so carelessly, without haste, without any plan or purpose. Oh yes, just sitting. If you have ever taken the position of an ideal, balanced to the extent that there was no need to carry movement, neither in front, nor back, it was just sitting. Time stopped.




Przy okazji rozgrywamy małą konkurencję na wydanie najniższego i najwyższego możliwego dźwięku. To trudne, kiedy się ciągle parska.

--------------------------------------------------------------

On the occasion we must play a little competition to release the lowest and highest possible sound. It's difficult when you still snort.




Wreszcie podnosimy szacowne powierzchnie styczne i leziemy nad jezioro, żeby już rytualnie (jakże szybko tworzą się ryty ;) ) wypić winko&piwko& (uwaga Zin!) rakiję.
Sadzamy się na wysokim tarasie (czyt. wygwizdowiu), Zin natchniony duchem antycznego dramatu, raczy nas spektaklem lalkarskim, którego niepodobna opisać. Zastanawiam się, czy w myśl równowagi, będziemy musieli kiedyś odpłakać to, cośmy odśmiali w tej podróży, miejmy nadzieję jednak, że ten śmiech jest wyrównaniem płaczu już przeszłego. Na pewno jest!

------------------------------------------------------------

Finally, we raise the respectable surface of contact, and we're going to the lake to have ritually (How quickly formed rituals) drink a bottle of wine & beer & (note Zin!) Rakija.
We settle down on a high terrace (read backwoods), Zin inspirited by a spirit of the ancient drama, treat us to puppetry play, which is impossible to describe. I wonder if the idea of equilibrium, we will have once wept what we laughed on this journey, let us hope, however, that this laughter is the offsetting of the past crying. Sure it is!






Dobija do nas Cristian, a z resztą teamu umawiamy siew knajpie filmowej.
Kiedy tam dopływamy, oczom naszym ukazuje się duży kubełek chłodzący w swym wnętrzu coś, co napawa Zinę przerażeniem, a nas zbija z nóg.
Wieczór trwa, jest żonglerka brzoskwiniami, UFOL i wszystkie wypasy, jakie mogą przynieść wakacje., łacznie z wymianą wnętrzności kubełka chłodzącego.

---------------------------------------------------------------

Cristian come to us, and with the rest of the team we arrange a seeding in a film bar. When we reach there, our eyes appears a big bucket which cools in its interior something that fills Zina with horror and knocks us down. The evening lasts, is juggling of peaches, UFOL and full option that could generate holiday., including the exchange of gut of cooling bucket.







Zmieniamy knajpę, Cristian odpada, bo jest wycieńczony po poprzednim, hmmm, nazwijmy to "wieczorem", odpada też Sułtan Jejpiekny mąż, bo jest wycieńczony tym samy wieczorem, co Cristian.
Przenosimy się na disco banjo. Jest jak we wnętrzu silnika jumbo jeta, ale twardo stawiamy stopy na ziemi i dajemy z siebie pełną, taneczną parę. Aniet pląsa na bosaka, bo przykleja się japonką do podłogi. Jest taki hałas, ze jedyną formą komunikacji jest wrzeszczenie sobie do ucha, ale i tak bawimy się przednio i w związku z tym, zamykamy knajpę :]
Jeszcze wspólne fotki na trawniku i ostatni, wzruszający etap - chłopcy ujawniają, ze codziennie ćwiczyli i odśpiewują nam całkiem poprawnie, dwie pierwsze linijki Mazurka Dąbrowskiego.
Brawo

----------------------------------------------------------

We change a pub, Cristian fall off because he is exhausted after the previous, hmmm let's call it "evening", Sultan, her-beautiful-husband also fall because he is exhausted by the same evening what Cristian.
We're moving to the disco banjo. It is like inside the engine of jumbo jet, but we firmly put feet on the ground and we do our best, a full dance steam ahead. Aniet gambols barefoot, because the flip-flops are stuck to the floor. There is such a noise that the only form of communication is shouting to each other's ears, but we have excellent fun and thus we close the pub.
Another common photos on the lawn, and the last moving stage - the boys reveal that every day they were practicing and chanted quite correctly, the first two lines of Dąbrowski's Mazurka. Bravo.



Wracamy do hostelu. Jest 5 rano

-----------------------------------------------------------

We go back to the hostel. It is 5 a.m.




*

23. sierpnia (poniedziałek) / 23. August (Monday)

Powrót do Sofii. Jedzie z nami chłopiec z Polski, chwilę rozmawiamy, ale, jak to stwierdza Marta, nie klei się do kuli. Czyli nie jest ze"znających Józefa". Zmęczeni jak nieboskie zwierza i tęskniący już za pełnym Dream Teamem. W Sofii, taksówkarz wiozący nas z dworca do hostelu, chce nas orżnąć na kasę. Kwaterujemy się i wszystko jest jak we śnie, już niemal mechanicznie - leziemy na jeściu i lulabajka.

-------------------------------------------------------------

Return to Sofia. With us travels a Polish boy, we're talking for a while, but, as Marta says, he's not sticky to the ball. So he doesn't belong to the people "who knew Joseph" Tired as ‘undivine beasts” and have longed for the full Dream Team. In Sofia, the taxi driver carrying us from the station to the hostel, wants to swindle us money. Quartered and everything is like in a dream, almost mechanically - we're going to eat and then lullaby.


*


24 sierpnia (wtorek) / 24. August (Tuesday)

Łażenie po mieście, Mart i Zuz idą szopować, a my zwiedzamy jeszcze meczet - bardzo gustowne zielone trencze (proszę o fotkę z telefonu), cerkiew, zbieramy klamoty i wyjeżdżamy z Sofii. Bu, bu bu

-------------------------------------------------------------

Wandering among the city, Marta and Zuza do the shopping, and we even visited a mosque - very tasteful green trench coats (please give me a picture that you made by a phone), the orthodox church, we gather belongings and leave Sofia. Boo, boo, boo…





Pani Łotyszka, tradycyjnie usadza nas w dziwaczny deseń, który prujemy, ku jej niezadowoleniu i krótkiej awanturce z pyskującą Zuzką. Wróżka Zębuszka spełniła moje życzenie i mam miejsce na początku autka przed wieeeelką szybą. Tu powstaje casino, gdzie gramy w karty, pijemy piwo i mamy bar. Jedziemy,. Los na pociechę po Dream Teamie, zsyła nam towarzysza podróży, który klei się do kuli śnieżnej, jak trza. Podczas rozmowy odzywa się do nas po polsku, ze jest Francuzem,. Ma na imię Morgan i jedzie z nami do Wawki. No to lu

-----------------------------------------------------------

Ms. Latvian traditionally places us in a strange pattern that we unstitch, much to her displeasure, and the short row with cheeky Zuzka. The Tooth Fair fulfilled my wish and I have a seat just before the great wind-screen. Here's arise a casino, where we play cards, drink beer and we have a bar. We're going. Lot for consolation after the Dream team, sends us a traveling companion, who glues to a snowball as it should be. During a conversation he speaks to us in Polish that he's French. His name is Morgan and he goes with us to Warsaw. So, let's go.






*

25 sierpnia (środa) / 25. August (Wednesday)

Wawka. Żegnamy się z Morganem i w nocy jedziemy do Kościuszków, którzy (nasi wybawiciele)
dają nam mydło, ręczniki, łazienkę, kolację, posłanie i nas kochają, jako i my ich zresztą. Przy okazji córeczka Kościuszków, Lenka, wiedziona szóstym zmysłem, odmawia spania, kiedy sa goście. Jest późno, a my zryci, więc po dwóch piwkach na sen i obejrzeniu fotek z wesela koleżanki, lądujemy u Morfeusza.

------------------------------------------------------------

Warsaw. We say goodbye to Morgan and in the night we are going to Kościuszki, who (our deliverers) give us soap, towels, bath, dinner, bed and they love us as we them, too. By the way Kościuszki' daughter, Lenka, guided by the sixth sense, refuses to sleep when guests are. It'is late, and we're deadbeat, so after two beers for a good sleep and after seeing the friend's wedding photos, we landed at Morpheus.




*

26 sierpnia (czwartek) / 26. August (Thursday)

Olsztyn. Rozwiązanie Dream Teamu wyjazdowego.
(jeszcze spotkamy się u mnie podczas week-endu znaszym polskim teamem i Kościuszkami. Zmęczeni i z durnymi pomysłami)

-------------------------------------------------------------

Olsztyn. Dissolution of the Travelling Dream Team. (Yet, during the weekend our Polish team and Kościuszki would meet at my place. Tired and with stupid ideas.)





*

AMEN




Podróżne zasoby czytelnicze

- "Szukam raju" Romuald Karaś (przeczytane/Aś)
- "Toast za przodków" Wojciech Górecki (przeczytane/Aś)
- "Z wąskim psem do Carcassone" Terry Darlington (przeczytane/Zin i napoczęte/Aś)
- "Stambuł" Orhan Pamuk (przeczytane/Aniet i napoczęte/Zuz)
- "Droga goblina" Jim C. Hines (przepołowione/Marta)
- "Bułgaria - pejzaż słońcem pisany" Przewodnik Bezdroża (zaczytany)
- "Stambuł" przewodnik (podczytywany)
- zestaw map i planów miast (zajeżdżone na maksa)

----------------------------------------------------------------

Reading Travel Resources
- Looking for paradise, Romuald Karas (read / Aś)
- Toast for ancestors, Wojciech Gorecki (read / Aś)
- The Narrow Dog to Carcassonne, Terry Darlington (read / Zin and unfinished / Aś)
- Istanbul, Orhan Pamuk (read / Aniet and unfinished / Zuz )
- Goblin Quest, Jim C. Hines Goblin (halved / Marta)
- Bulgaria - landscape of sun-written, guide of Bezdroża (engrossed)
- Istanbul guide (in use)
- a set of maps and plans of cities (sick and tired)



Pozdrawiam i dziękuję wszystkim członkom Dream Teamu 8/2010
jestem zaszczycona i szczęśliwa, że znów przeżyliśmy cudowną przygodę
Czekam na wypełnienie się kolejnej
Jesteście wielcy !
oraz cudni, piękni i młodzi ;P
Wasz Obowiązkowy Sekretarz

----------------------------------------------------

I greet and thank all the members of the Dream Team 8 / 2010.
I'm honored and happy that once again we experienced a wonderful adventure.
I look forward to the fulfillment of the following.
You are great!
And wonderful, beautiful and young.
Your Conscientious Secretary.


:D

Ps: Podziękowania dla zmordowanego, a niezmordowanego Tłumacza :]

12 komentarzy:

  1. lewa ręka (lr): skaży A!
    prawa ręka (pr): niet!
    lr (prosząco): skażyyy A!
    pr (stanowczo): niet!
    lr (jeszcze bardziej prosząco) nu skaży A!
    pr: A
    lr: tfu!
    pr: -
    lr: HAHAHA
    pr: tfu tfu tfu

    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszystkim jesteśmy piękni. Ja też dziękuję. Prawdopodobnie coś jeszcze być może dodałabym, ale padam na twarz i mnie nie stać już na nic błyskotliwego. A błyskotki mają to do siebie, że sporo kosztują. EJMEN.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra robota! Spocznij majorze!

    ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniet pisze...

    Ach ja zła niedobra, zaniedbałam niecnie komplementowanie dwóch tytanów pracy co czem prędzej postaram się naprawić.
    O zacna Joanno, Tobie pierwszej dzięki wielkie składam i padam do nóżek uniżenie (i nie mogę się oprzeć, żeby nie pociągnąć za ten wystający u nogi hłe hłe) i pokłony bije, a to ciągle za mało, żeby wyrazić mój podziw...
    O wytrwała Joanno, mój leń się obudził i zawstydził na widok tak dobrze wykonanej roboty, więc dzieki Ci po stokroć wielkie.
    O błyskotliwa Joanno tekst się skrzy humorem, że niejednego ponuraka (tu się kłaniam) przyprawi o uśmiech
    Pozostań już na zawsze naszym kronikarzem miłym, bo dzięki Tobie łatwiej odświeżyć wspomnienia podobna.
    O...
    Zuzanno, nasz nadworny He-Manie i najlepszy na świecie Translatorze, czy ktoś jest w stanie zliczyć te nocne godziny, które poswięciłaś na żmudne tłumaczenie częstej i gęstej Joanninej nowomowy, o dzięki Ci składam
    O Zuzanno bez Twojego poświęcenia dziennik podróżny już do końca pozostałby niewyjaśnioną zagadką dla naszych miłych przyjaciół, którym nie była dana umiejętność władania naszym pięknym językiem polskim (aczkolwiek niejednego jeża jedli więc nic straconego ;)), tudzież Asinym jednakowoż pięknym
    Pozostań już na zawsze naszym translatorem miłym, bo dzięki Tobie Francuzom trudniej będzie zapomnieć.
    Tu już leżę krzyżem. Jak ktos chce mnie bronić to zapraszam :).
    Amen.

    OdpowiedzUsuń
  5. a dzie jest "o piękna Joanno"? hę?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciesz się tym co masz. Zuzanna ma tylko "O" ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. C'est la vie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ot tak jakoś samo wyszło nie wiedząc czemu ;P

    OdpowiedzUsuń