niedziela, 29 sierpnia 2010

Dream Teamu Dziennik Podróży - Bułgaria, Stambuł, Macedonia (cz. 3) / The Dream Team’s Journey Diary – Bulgaria, Istanbul, Macedonia (part 3)

Tutaj rozszerzenie fotografickie / more photos here

i tu / more photos here


13 sierpnia (piątek) / 13. August (Friday)

Słońce wysoko, za biurkiem Iwan Groźny i Chrobry miksują coś, co podejrzanie przypomina muzykę (ale stwierdzić tego nie podobna, bo jest cholernie głośne), dookoła walają się zwłoki. Wiedziona którymśtamsiś zmysłem i obowiązkiem gospodarza urodzinowego, wstaję wcześniej i usuwam butelczane ślady wczorajszego happyberzdeja. Wielu z nas jest pozamiatanych, Gaspard np robi na nasz widok znak krzyża i mamrocze do siebie "apage, apage...".
Wylogowujemy się z hip-chapy, zostawiamy plecaki pod opieką Sidneya czyli Chrobrego (jakże odważni) i kicamy na autobus do Nesebyru.
Przyczajamy się na plaży, morze ma temperaturę zupy gotowej do spożycia, więc z dziką rozkoszą nurkujemy w fale. Plażowanie to je dobry czyn i obdarza łaskami nasze udręczone zwłoki.

-----------------------------------------------------------

The sun is high and behind the desk Ivan the Terrible and Chrobry* mix something that suspiciously resembles music (but it’s hard to claim that is similar, because it is damn loud), around the corpse wallow. Driven a some in turn sense and responsibility of the host birthday, get up earlier, and removes the traces of yesterday “bottle-happy-birthday”. Many of us is swept, for example Gaspard, at the sight of us he makes the sign of the cross and mutters to himself, “apage, apage ...”
We log out from hip-cottage, leave backpacks under the care of Sidney that is Chrobry8 (how brave) and we’re going for the bus to Nesebar.
We’re lying in wait on the beach, the sea temperature is like a soup ready to eat, so with the wild delight we dive into the waves. Sunbathing is a good deed and gives graces our tormented bodies.

*8Chrobry – in Polish means the Brave







W wodzie przeprowadzamy z Zinkiem bardzo interesującą dysputę na tematy lingwistyczne. Buduje się nowa terminologia dotycząca znajomości języka angielskiego: Zuz, która mówi bardzo dobrze po angielsku, zostaje naznaczona "akcentem He-mana". Marta, która w zasadzie rzadko odzywa się nawet po polsku ;) to "akcent Skeletona". Zina mówi z acentem R2D2, a Aniet - C3PO
a ja, to szkoła mistrza Yody (no co ja poradzę, że bliżej mi do rosyjskiego i francuskiego, niż angielskiego. Zresztą francuski jak się okaże, jest bardzo przydatny język to! ;D)

------------------------------------------------------------

In the water me and Zinka conduct a very interesting discourse on the subjects of languages. Builds a new terminology for English proficiency: Zuz, who speaks English very well, is marked by the “He-man accent”; Marta, who rarely speaks in principle, even in Polish is the “Skeleton accent”; Zina says with the accent R2D2 and Aniet - C-3PO and I am from a school of master Yoda (well what I can manage that for me closer is to the Russian and French than English. Moreover, as it turns out the French, the language is very useful!).





Na scenie pojawia się też po raz pierwszy kormoran. Najpierw Aniet długo i intensywnie wpatruje się w jeden punkt i nagle otwiera szeroko oczy i ryczy. Spomiędzy jęków, wicia się i spazmów udaje jej się w końcu wskazać, co takiego zobaczyła. Otóż w toni wodnej siedzi pani z fryzurą, która wygląda niepozornie dopóki pani stoi do nas bokiem. Kiedy pani odwraca się do nas tyłem, fryzura zamienia się w pływającego kormorana. Wygląda, jakby kormoran siedział na paninej głowie. Wiem, że to niegrzeczne, bo przecież każdy ma prawo nosić na głowie takiego ptaka, jakiego mu się podoba, ale płaczemy ze śmiechu. Są takie chwile, kiedy grzeczność nie daje rady przeciwko ornitologii.

-------------------------------------------------------------

On the stage, for the first time cormorants are coming up. First, Aniet long and hard looks at one point and suddenly opens her eyes wide and roars. Among the groans, wriggle, and spasms she manages to finally point out what had she seen. Well, in the water column is sitting the lady with the haircut that looks inconspicuous until she is standing sideways to us. When she turns back to us, haircut turns into a flying cormorant. It looks like a cormorant sitting on a lady’s head. I know it's rude, because everyone has the right to wear such a bird on a head, what one likes, but we cry with laughter. There are times when politeness can’t manage with the ornithology.




Nesebyr to drobne miasteczko położone nad brzegiem Morza Czarnego, ze starówką wpisaną na listę światowego dziedzictwa. Piękno kamienno-drewnianych, wtulających się w siebie domków, przysłania jednak jarmarczna fasada turyzmu. Ponadto jest tak wściekle gorąco, że przyklejamy się do ścian i rozsmarowujemy po bruku. Obiad jemy w knajpce polskiej, z daniami bułgarskimi, a później znowu wiór na plażę.
Aha Zina jest otruty, czym, tego się nie da jednoznacznie powiedzieć.

-------------------------------------------------------------

Nesebar is a small town situated on the shore of the Black Sea, the old town is inscribed on World Heritage List. The beauty of stone and wood, cuddled in each other houses, however, obscures the facade of fair-tourism. Furthermore, it is so furiously hot that we stick to the walls and spread as a smear on the pavement. We had a lunch in a Polish pot-house with Bulgarian dishes and then again to the beach.
Oh, Zina is poisoned with something that is not possible to say unequivocally what it is.







Wieczorem wracamy do Burgas. Przed samym odjazdem spotykamy dudziarza, który zdaje się uczuł do nas sympatię, bo gra nam i gra i jeszcze w dodatku ze dwa razy mnie wycałowuje.

-------------------------------------------------------------

In the evening we return to Burgas. Before the departure we meet a piper, who seems to feel sympathy for us, and play for us and yet in addition he kissed me in chicks to times.




Mamy już bilety do Stambułu. Zakupu dokonaliśmy ja i Zina, wczoraj, w szoku , z towarzyszeniem grafów, połączonych mocy językowych i pieniędzy.
Odbieramy plecaki z hip-chapy i ciemną nocą pakujemy się do autobusu, który uwozi nas w stronę Stambułu
W autobusie mam miejsce obok Roberta, Polaka, który wykłada na uniwerku w Melbourne, tfy, tfy! - filozofię polityki, a ponadto bardzo interesuje się biologią, ze szczególnym uwzględnieniem entomologii, wiec jest o czym pogadać. Roberto ma szczęście, że nas spotyka i że zgodnie z podszeptem naszego ósmego "ja", wymieniliśmy walutę w Burgas. Na granicy trzeba przecież kupić wizy, a nie można płacić kartą. Robert zostaje więc ocalony i wjeżdża do Turcji.
Jedziemy

------------------------------------------------------------

We already have tickets to Istanbul. I and Zina made the purchase yesterday, in shock, accompanied by graphs, linked by language powers and money. We get back our backpacks from hip-cottage and in the dark night we pack to a bus that takes us to Istanbul. In the bus I have a seat next to Robert, a Pole, who teaches at the university in Melbourne, oh! Oh! – Philosophy of politics, and he is also very interested in biology, with particular emphasis on entomology, so we have a common subject. Roberto is fortunate that we met and that according to our instigation of the eighth “ourselves”, we exchanged the currency in Burgas. At the border you have to buy a visa, and you can not pay by credit card. Robert is so saved and can enter to Turkey. We are going.



*


14 sierpnia (sobota) / 14. August (Saturday)

Zina nadal otruty. Rano zajeżdżamy na dworzec w Stambule i przygina nas do ziemi. To gniazdo autobusów! To tu się rodzą, jesteśmy tego pewni. Hałas, huk, smród spalin dezorientują nas w pierwszej chwili. Kilka małych prób porozumienia i jedziemy, uświnieni & upieczeni do dzielnicy Sułtan Ahmed, żeby zakwaterować się w hostelu "Stambuł". Kiedy przed naszymi oczami pojawia się Hagia Sophia, serca zaczynają trzepotać i jest w tym jakieś szczególne wzruszenie, że istnieje naprawdę. Docieramy do hostelu, który jest o krok od Hagia Sofia i Błękitnego Meczetu . Kwaterunek.

------------------------------------------------------------

Zina is still poisoned. We arrive in the morning at the bus station in Istanbul and it bends us to the ground. This is a nest of buses! Here they are born, we are sure. Noise, noise, exhaust smell confuse us at first. Several small trials of the agreement and go, dirty and baked to Sultan Ahmed area to accommodate in the hostel, “Istanbul”. Once before our eyes there is Hagia Sophia, the heart begins to flutter and that special emotion that it really exists. We get to the hostel, which is a step away from Hagia Sophia and Blue Mosque. Lodging.



Przy okazji wita się z nami serdecznie informacja, że w całej dzielnicy nie ma wody, bo pękła jakaś rura. Opadamy na chodnik i przez chwilę leżymy plackiem słuchając rozpalonej płyty.
Do wyboru jest: życie lub śmierdź, ponieważ i tak już śmierdzimy, wybieramy życie - nabywam 2 pięciolitrowe baniaczki wody mineralnej i dokonujemy kąpieli przy pomocy kubeczka. Zuzi udaje się nawet umyć włosy. Napotkani w hostelu Polacy, w dodatku z Olsztyna, obdarowują nas resztkami swoich zapasów żywnościowych, jako, że już wylatują do Polski.

-----------------------------------------------------------

By the way greeted us warmly a note that in the whole district, there is no water, because some pipe burst. We drops to the pavement and for a moment we are lying flat listening to the heated plate. You can choose: life or smell*, because we’ve already smelled we choose life – I bought 2 bottles of mineral water (5 liters each) and we make bathing by means of the cup. Zuza even manages to wash her hair.
Poles encountered in the hostel, in addition from Olsztyn, donated us remnants of their food stocks, as they already fly to the Polish.

*smell – in Polish words “smell” and “death” sound similar, that’s why combination with life like in gangster’s films.




Ruszamy na pierwsze rendez-vous z miastem. Do Hagia Sophia duża kolejka, więc postanawiamy zaklepać sobie miejsce jutro rano, a tymczasem wchodzimy do cysterny bazylikowej Yerebatan Sarai, bardzo zresztą pięknej i w miłym chłodnym mroku, przyglądamy się opasłym karpiom leniwie pływającym wśród kolumn.

-----------------------------------------------------------

We are starting the first rendez-vous with the city. To Hagia Sophia is a big queue, so we decide to hammer down a place tomorrow morning, and in the meanwhile we enter the basilica cistern Yerebatan Sarai, moreover, a very beautiful and in a nice cool darkness, we are looking at obese carps lazily floating among the columns.







Później snujemy się po Sułtan Ahmed, gawędzimy z miłym Turkiem, który wyjaśnia Zinie, że to cudowne, że jest polskim sułtanem i ma aż cztery żony. Od tej pory nie ma rady, Zina nie może już narzekać na nas, baby ;P Turek dopytuje się jeszcze, czy mój kolor oczu to na pewno prawdziwy i tradycyjnie stwierdzi, że Zuzka to Polką nie jest na mur beton, czy inne tureckie zaklinacze.

------------------------------------------------------------

Later, we wander around the Sultan Ahmed, natter with a nice Turk, who explains Zina that it is wonderful that he is a Polish sultan and has as many as four wives. Since then, there is no help, Zina can no longer complain about us, women. Turek still wants to know if my eye color is certainly true and has traditionally finds that Zuzka is not a Pole for sure or other Turkish charmers.




Zinek schodzi do bazy, a my, dziołszki idziemy zobaczyć jeszcze małą Hagię Sophię i docieramy na wybrzeże. Jest tak gorąco, że paruje nie tylko woda z naszej skóry, ale i mózg opuszcza czaszkę. Marta i Zuza wracają do hostelu, coby pokimać, a my z Anietą idziemy jeszcze połazić po dzielnicy Kumkapi, która, mogę to chyba tak nazwać, jest usłana stołami nakrytymi do posiłku, co przypomina mi podwieczorek u Szalonego Kapelusznika.
Kiedy wracamy, Zin już nie śpi, więc leziemy znowu pod Hagia Sophia, żeby zobaczyć ją po zmroku. Trwa Ramadan, wiec plac szczelnie wypchany jest ludźmi jedzącymi, bawiącymi się, handlującymi mydłem i powidłem. Muezzini prześcigają się w śpiewie z minaretów wszystkich meczetów
Wśród tego zgiełkliwego tłumu, na murze, leży kot. Umiera. Przebija mi to serce. Robimy się nieswoi i wracamy do hostelu. Marta i Zuz nadal śpią
Z tarasu hostelu widać Najwyższą Mądrość, pięknie oświetloną więc zostajemy na piwie. Później skład tarasowy się zmienia, my z Anietą idziemy spać, a Zina zabiera dziewuchy na piwo.
Ustalamy strategię zwiedzania na dzień następny.

---------------------------------------------------------------

Zinek descends to the base, and we, girls, we’re going to see even a small St Sophia, and arrive at the coast. It is so hot that not only the water evaporates from our skin, but leaves the brain and skull. Marta and Zuza are going back to the hostel in order to have a nap, and me and Anieta are walking around the district Kumkapi that, I can probably just call it, is covered with tables capped with the meal, which reminds me of a tea at the Mad Hatter.
When we come back, Zina no longer sleeps, so we’re going back into the Hagia Sophia to see her after dark. Ramadan lasts, so the square is stuffed tightly with eating people, playing with, trafficking in soap and jam. Muezzins outdo each other in singing from the minarets of all mosques.
Among the tumultuous crowd, on the wall, is a cat. It’s dying. It pierces my heart. It is getting uncomfortable and we return to the hostel. Marta and Zuz still sleep.
From the terrace of the hostel you can see the Highest Wisdom, so we stay for a beer. After changing composition of the terrace, me and Anieta are going to sleep and Zina takes girls for the beer. We set a strategy for exploring the following day.





*

15 sierpnia (niedziela) / 15. August (Sunday)

Rano pędzimy do Hagia Sophia, żeby zdążyć przed kolejkowym tłumem. Zdążamy. Szczęki w dół, wrażenie jest niesamowite, w pierwszej chwili odbiera nam mowę, Aniet ryczy nad mozaiką.
Nie da się zapomnieć Hagia Sophia. Spędzamy tu trochę czasu, choć o wiele za mało, można przesiedzieć i tydzień w murach i niesamowitej aurze wiekowej Mądrości, ale czasu mamy tak niewiele, niewiele...

----------------------------------------------------------

In the morning we rush to the Hagia Sophia, to make it before a crowd queuing. We managed. Jaws down, the impression is amazing, at first takes us a speech, Aniet is roaring over the mosaic. We can not forget the Hagia Sophia. We spent some time here, though much too little, you can sit even a one week in the walls and the incredible aura of the age of Wisdom, but we have so little time, so little ...





Idziemy do Błękitnego Meczetu, którego piękno psuje tłum ludzi przelewający się jak fala. Zostajemy na krótko, ot tyle, by chwilę przysiąść na podłodze i odsapnąć.
Ziny idą do hostelu odpocząć, a Marta, Zuzia i ja idziemy do muzeum mozaiki (Pałac Justyniana)., ponieważ mozaiki to to, co małe joasie lubią najbardziej. Są świetne, mocno nadszarpnięte zębem czasu, z wieloma ubytkami, ale to, co się zachowało jest niezwykłe.

-------------------------------------------------------------

We're going to the Blue Mosque, which beauty spoils the crowd overflowing like a wave. We are staying for a short time, that's enough to temporarily sit on the floor and rest. Ziny are going to the hostel to take a rest, whereas Marta, Susan and me are going to the Mosaic Museum (Palace of Justinian). Because the mosaic is what little Joannas like the most. They're great, very strained by the tooth of time, with many defects, but what is preserved is remarkable.






Z muzeum idziemy po Zinków
Zin czuje się marnie, ale mimo tego postanawiamy pójść do dzielnicy Beyoglu, do wieży Galata.
Po drodze wizyta w przesympatycznej cukierni z tureckimi specyjałami i wyrokiem na żołądek Ziny.

------------------------------------------------------------

From the museum we're going to pick up Ziny. Wojtek feels badly, but despite this, we deide to go to Beyoglu district, the Galata Tower. On the way, a visit in the pastry with Turkish specialties and a sentence for Wojtek's stomach.






Przechodzimy przez most Galata i Zin zaczyna czuć się coraz gorzej. Musimy zrobić ze dwa postoje i przycupnąć w knajpce żeby doszedł do siebie. Jako sułtan, postanawia być dzielny i mimo silnego zatrucia nie decyduje się na powrót do hostelu.
ja i Aniet pakujemy się na wieżę. Stąd rozciąga się widok na cały Istambuł i teraz widać, jakie to olbrzymie miasto. Porażające.

-----------------------------------------------------------
We pass by the Galata bridge and Zin starts to feel worse and worse. We have to do two stops and cower in a bar that he could come to him. As the Sultan, decides to be brave and strong in spite of intoxication, he doesn't decide to return to the hostel. Aniet and I packed on the tower. Hence the views of the entire Istanbul and now you can see what a huge city it is. Awesome.












Czeka nas jeszcze przejażdżka zabytkowym tramwajem na plac Taxim, skąd wracamy już pieszo przez dzielnicę Beyoglu, oglądając sklepy, ludzi, podpisując się na liście protestujących przeciwko dręczeniu zwierząt (to ja), napotykając koty-tulanki, które robią z ogonów serduszka (pod szkołą Sufich). Trafiamy też na kościół katolicki, w którym odbywają się msze również po polsku. Po drodze spotykamy Gasparda z kolegą, oni też wylądowali w Stambule. A na koniec siadamy u stóp wieży Galata na piwko i w zapadającym zmierzchu, maszerujemy do hostelu.
To smutne, uświadamiam sobie, że nie ma już chóru. Spekulujemy, co też mogło się z nim stać i decydujemy się na wersję, iż chór został z Aleksem (możliwe, że nie miał wizy, a może nagrywają nowy repertuar). W każdym razie w mojej głowie panuje cisza.

--------------------------------------------------------------

We're taking a vintage tram ride to Taxim Square, from where we go back on foot to the Beyoglu district, watching the shops, the people, signing the letter protesting against the harassment of animals (that's me),encountering cats-cuddly that make the hearts of the tails (the Sufi school .) We come to a Catholic church, which held Mass in Polish. Along the way we met Gaspard with a friend, who also landed in Istanbul. And finally we sit down at the foot of Galata Tower for the beer and at the dusk, we're marching to the hostel.
It's sad, I realize that there is no choir. Speculate what it could have happened to it and decide on a version of that choir was with Alex (possible that he had no visa, and can record a new repertoire.) In any event, in my mind there's a silence.






Noc piękna, że postanawiamy wypuścić się na miacho i włazimy (wchodzimy na czworakach chyba należałoby rzec) do knajpki, żeby wypić piwko i zapalić sziszę. Przychodzi do nas młody właściciel knajpki, Koray, który ma świetne poczucie humoru i należy do ludzi znających Józefa, dlatego od pierwszego rzuconego w naszą stronę żartu i odfruwającej ciętej riposty, już wiadomo, że usiądzie z nami. Siedzimy, palimy sziszkę, pijemy piwo i sprzedajemy Zuzkę Korayowi za 3 miliony wielbłądów. Umowa jest taka, ze kiedy ostatni z nich przekroczy granicę, wysyłamy Zuzię do Stambułu. Zresztą i tak jest najmłodszą zoną sułtana, więc dziedziczy jako ostatnia. Spędzamy przyjemny wieczór, zarykując się ze śmiechu,a niektórzy krztusząc się dymem.

-------------------------------------------------------------

The night is beautiful, that we decide on dropping to the city and we crawl (enter on all fours, would probably say) to the pubs to drink beer and smoke hookahs. Here, comes to us a young owner of a pub, Koray, who has a great sense of humor, and belongs to the people familiar with Joseph. So from the first joke thrown at our side and the acute retort from us, it's already known that sit with us. We're sitting, smoking the hookah, drinking beer and selling Zuzka to Koray for 3 million of camels. The agreement is such that when the last one crosses the border, we send Zuzia to Istanbul. Anyway, she's the youngest wife of the Sultan, so she inherits the last. We spend a pleasant evening, roaring with laughter, and some choking with smoke.





6 komentarzy:

  1. Świetny reportaż :) w czwartek lecimy z mężem po raz 5 do Stambułu, jesteśmy zakochani w tym mieście..... spieszymy się na kończący się właśnie Ramadan!!! pozdrawiam serdecznie Anka

    OdpowiedzUsuń
  2. niezwykle nam miło wobec tego i życzymy pięknej podróży :)))

    podpisano: sekretarz Dream Teamu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pragną dodać, że pierwszego dnia Zina sam wrócił do hostelu, a my wszystkie jeszcze zwiedziłyśmy Małą Hagię Sophię i poszłyśmy nad wybrzeże. Natomiast przy przechadce po Beyoglu należy wspomnieć o kościele katolickim (w którym bodajże raz dziennie jest msza po polsku). Przydałoby się też zdjęcie choćby jednej mozaiki (bo nie wiedze nawet w rozszerzeniu fotograficznym).
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. Wasze życzenie jest dla mię rozkazem. Podaję mozajkę z Najwyższej Mądrości.
    Dodaję też fakt małosofiowania.

    (post z mozajkami z muzeum, będzie natomiast osobny, bo chciałabym wrzucić trochę fotek)

    OdpowiedzUsuń
  5. mozaika mozaika mozaika!
    Masakra!

    OdpowiedzUsuń
  6. dodatek:
    "Najbardziej znaną kolumną kościoła jest ta zwana “płaczącą” lub “pocącą się”, na której umieszczona jest stela świętego Grzegorza Cudotwórcy. Przypisuje się jej magiczne właściwości. Jako że Hagia Sofia wybudowana została jako kościół chrześcijański, jej oś jest odchylona o 10° od tradycyjnego w islamie kierunku. Wiąże się z tym legenda. W “płaczącej” kolumnie znajduje się otwór w który można włożyć kciuk. Jeśli pozostałymi palcami jesteśmy w stanie wykonać pełen obrót o 360° a kciuk będzie lekko wilgotny, spełni się nasze życzenie. Co więcej, każdy taki udany obrót przesuwa nieco całą świątynię w pożądanym przez muzułmanów kierunku."

    (źródło: http://www.podroze-marzen.net/2010/01/15/muzea-ktorymi-kusi-istambul/)

    OdpowiedzUsuń