czwartek, 30 września 2010

Kici koci

Że dziś Wiary, Wery, Wiktoriusza, że Imisława i Honoriusza, furda,
ale nie możemy, no po prostu nie możemy przegapić imienin Leoparda!

*

dzisiejsze popołudnie, ciocia wusz spędziła na uganianiu się za spóźnionym bocianem.
pani w przytulisku dzikich ptaków, boi się już usłyszeć w słuchawce głos cioci wusz, gdyż zwiastuje to kolejną skrzydlatą ofermę (wusz woli myśleć - ekscentryka) .
ale na szczęście pani i ciocia wusz, zawsze przy okazji, pogadają sobie o tym i owym, a głównie chichrają się i chichrają. bo panie od skrzydlatych oferm (wolimy myśleć - ekscentryków) i biologi, wiedzą, co niebocian.

**

jutro wusz będzie miała zakwasy, bo nie dość, ze z dziećmi tańczyła dwie godziny z ozorem na podłodze, to jeszcze ten pingwin!

***

a teraz wusz wyobraża sobie, jakby to było, gdyby miała na imię Leopard

Leopard Lewandowska (forma mogłaby funkcjonować podobnie jak Mercedes)

wtorek, 28 września 2010

jak to brzmi

z fhącuska
- mówi się o tym w kuluarach

i prosto, po polsku
-mówi się o tym na korytarzu

:]

piątek, 24 września 2010

kamień, nożyce, papier

"Znam ludzi z kamienia, co będą wiecznie trwać
znam ludzi z papieru, co rzucają się na wiatr"
(J.Cygan)

*

Człowiek-Kamień przegrywa w starciu z Człowiekiem-Papierem. w jakichkolwiek próbach koegzystencji, zawsze dostanie po mordzie i zostanie wciśnięty do rozmiarów orzeszka. na Ludzi-Papiery użyć należy Ludzi-Nożyczek, za to tych poskramiamy z kolei Ludźmi-Kamieniami
prosta japońska formuła i działa
a ty? jakim jesteś człowiekiem?
;)



**

B (po przeczytaniu, podnosi głowę i mówi z pełną powagą):
- a ja jestem człowiek guma

z rozmów o muzyce - Penderecki i seks

B: wiesz ja to chyba tera musze miec 0 seksu

B. (ciągnie z zamyśleniem) bo pendrak tak wysoko tenory napisał ze hej

(ja ryję dziko, a B. pyta ze zdziwieniem czemu ryję i ciągnie dalej z powagą)

B.: hmmmmmm albo może tzeba 8 razy dziennie seksować się już sam nie wiem co będzie lepsze na wysokości...

ja : znaczy powiem tak
osobiście wolałabym 8 razy

B.: (ryje)

ja: i w tym upatruję skuteczności

(chwila namysłu)

ja: ale kto wie, co myśli Penderecki
w sumie on nie śpiewa
tylko wypisuje gryzmoły, a jak mu pies wpadł na stół to mu się podjechało w górę
papier się przesunął i prosz

B.: nie wiem co on se myślal pisząc to, chyba był najebany

ja: i śpiewaj to jeśliś mądry
( z zapałem)
wierzaj mi, będę się starała przybyć, ale bynajmniej nie dla Pendereckiego
nie bardzo trawię go

B.: ja tez nie

B. (namyśla się chwilę i ciągnie)
dla mnie pendrak jest jak ocet z węglem leczniczym takie oto połączenie

ja (z ulgą): no i jesteśmy po tej samej stronie barykady

(rozmowa oddala się w rejony wierszy, picia melisy i tego, że B. odkrywa w sobie pokłady śmiałości i jest bardziej do ludzi, )

(ni stąd ni z owąd)

B. przywiozę do ciebie pendraka nuty

ja (ulegając kolejnemu atakowi śmiechu na skutek zjawionego w pamięci ostatniego pobytu B. w Żegotach i tego co uczyniliśmy Feliksowi Nowowiejskiemu)

ja: (krztusząc się, ale zachowując entuzjazm w głosie) dobra!
prześpiewamy!

B. ja w ogóle nie wiem kurde bo to 200 stron

bestialstwo

mój dzisiejszy sen, który zaczynał być rzadkim jak megaterium, snem erotycznym,
wrednie u wstępu łózka przerwał mi przychodzący sms.
czy to nie jest okrutne!?

auuuu!

żeby

Żeby Bartek pamiętał, jak nazywa się i w ogóle dzie jest jego blog :D

klik

*

czwartek, 23 września 2010

donaszam dwie rzeczy

pierwsza jest taka, że nasz nowy kogut ma na imię Sułtan i nie umie trafić sam do kurnika, tylko stoi na dworze i wydaje dziwne dźwięki pośrednie między beczeniem a pianiem.

druga jest taka, że w wyniku myślenia o podziale na dobro i zło, przyszło mi do głowy, że gdyby urządzić świat na nowo bez tego podziału, to czy czasami nie jest to kwestia ciężkości 'pierwiastków' i czy one same nie zaczęłyby się rozwarstwiać? no bo Ziemia to wirówka laboratoryjna przecież

;]


jest wrześniowy przynocek, ksieżyc jest ogromny i zagląda na cmentarz.

śni się niebiesko

obłędnie dużo jest w moich snach niebieskiego. wczoraj pisałam po tablicy niebieską kredą, dziś rozkładałam bukiety niezapominajek (przepiękne zresztą). Tak ostentacyjnie pchający się pod powieki kolor bywa już znaczący, zatem zdaję sobie trud poranny przytachania, nieco skrótowo, symboliki

*
otóż sernik mówi, że "kolor ten symbolizuje: hamowanie, zawężanie pola i kurczenie, uśmierzanie bólu, ochładzanie, uelastycznianie. łączony jest z siłą woli lub samokontrolą. "
różnorakie opracowania symboli o niebieskim opowiadają, iże uznawany najczęściej za symbol uduchowienia (psychoanaliza wiąże go z duchowym spokojem, łagodnym i przemyślanym sposobem życia). G.Heinz-Moor mówi o "najgłębszym, najmniej materialnym kolorze. medium Prawdy, przejrzystości nadchodzącej pustki: w powietrzu, wodzie, krysztale, diamencie (...) Zeus i Jahwe opierają stopy na lazurze" , symbolizuje też nieskończoną wierność i poświęcenie.
jest tez kolorem nieba - Amon-Re miał błękitne ciało podobnie jak przedstawienia Wisznu/ Kryszny. płaszcze Odyna i Marii Panny były błękitne, szaty nauczającego Jezusa.
w tradycji chińskiej znaczenie błękitu było dwojakie - błękitną skórę miał bóg literatury, ale też upiory oraz demony. pierwotna nazwa określająca wszystkie odcienie niebieskiego aż po zieleń, była równoznaczna ze słowem określającym drogę uczonego, przy czym jako kolor oczu, kwiatów itp, uważany był niebieski za szczególnie brzydki.
w kulturze żydowskiej często łączony jest z łaską, w buddyzmie z mądrością . jedna z opowieści tybetańskich mówi, że bogini Tara powstała z błękitnego światła spojrzenia Awalokiteśwary, błękitny kwiat lotosu w dłoniach Tary, to symbol współczucia, lecz sam wizerunek bogini zwany jako "Tara błękitna" mówi o jej złym nastroju. błękitne ciało miewa również Mahakala - dharmapala, groźny strażnik ładu.
w tradycji islamskiej ów kolor chroni przed złym spojrzeniem ("błękitne oko proroka). w prehistorii jest rzadki, co wiąże się z trudnością uzyskania go.

**

ciekawe, bo jeśli idzie o samokontrolę, to jeszcze trochę i zapadnę się pod własną masą, jak pierwszorzędna czarna dziura. no, chyba, że to będzie w drugą stronę i wtedy pierdolnie supernova ;)

środa, 22 września 2010

oglądanie się przed siebie

Andrzej Lenartowski
( z tomu Umarła podróż)

***


pozwól mi wrócić w senny spokój ciała
w łagodność dłoni kołyszących rzekę
po której płyną statki twych straconych złudzeń
i w której krew moja daremnie przelana

pozwól mi wrócić w pokoje twych marzeń
w małego chrystusa śpiącego na ścianie
w leniwe pająki snujące domysły
o mojej śmierci podłej tak jak życie

otwórz drzwi mamo gdy ja stoję z nożem
i nie mam siły by wejść w jego ostrze



Retesce z kością w zębach passo doble

ksiaże hamlet jak dzięciołek
ciosał na joryku kołek

nim urosły w zamku dęby
już joryku wybił zęby

to jest losu wyczyn szpetny
że jest czerep niekompletny

wszedł więc hamlet do szaletu
prask chlust patrzysz - brak hamletu

czas

Cześć, gdzie byłaś tak długo? Pyta mnie w drodze do sklepu, mój mały kolega, co jeszcze niedawno był dzidziusiem. No i gdzie ja byłam tak długo?

wtorek, 21 września 2010

Notka z podróży - Lublin

Fotografie z Lublina tu tu. klik



No i pojechałyśmy, na wariata. Jeszcze przed, dzwoni brat i mówi, że nie ma tego autobusu, co to miał być, więc biletów nie kupił, ja w pracy, ja na dyżurze, dzwoni Zuz mówiąc, że niechcejejsie bo zimno, bo szaro, bo nie ma autobusu, co to miał być, a ja w pracy, ja na dyżurze, oddzwaniam zatem w wolnej chwili, nogą szukając jednocześnie sensownych połączeń, bo przecież umówiłam się już, że przyjedziemy, a jedną z rzeczy, których nie trawię, jest niedotrzymywanie takich właśnie umów, bo przecież ktoś układa sobie plany wliczając nas, musi odwołać inne plany, jeszcze inne zmieścić w stosownym innymczasie.
Są połączenia, więc dzwonię do Kościuszków, zapytując ich, czy przyjmą pielgrzymów w Warszawie na noc jedną, a oni przyjmują i to przyjmują aż do drugiej.
Wstajemy tak rano, że boję się wymieniać na głos imienia tej godziny i lekko zaklejone, szarym jeszcze świtem ruszamy na dworzec. Podróż mija spokojnie, choć pociąg wypełniony.
Lublin, wysiadamy na dworcu, patrzę na Zuzkę i pytam - to już? To tu? Bo spodziewałam się nie wiem czego, drapaczy chmur, może chociaż jakichś wieżowców, ruchu, trąbienia, no jednym słowem, jakiejś Warszawy się spodziewałam, albo innego Toronto, a tu cisza, a tu spokojnie. Kupujemy plan miasta, podejrzanie cienki, kiedy tak leży w dłoni i ruszamy w przestrzeń.
Czuję surreal tej sytuacji; wewnątrz, jakimś szalonym i naprędce skleconym planem wiedzione, znajdujemy się ośm godzin drogi od domu, niewyspane, zmaltretowane, z Lublinem pod stopami i wokół głowy.
Tablica na moście nas rozbawia, dopiero teraz wciągam normalnie powietrze do płuc i teraz wyjmuję aparat.



Ach, urokliwy jest ten Lublin, owszem, odarty z tynków, podrapany pazurem pogody, ale przecież nie tynk stanowi duszę, miasto żyje pod spodem samego siebie, żyje w układzie ulic, w cieniu zaułków, we wstydliwych otworach bram. Wchodzimy na starówkę i od razu się zakochuję.
Oporna w stosunku do ludzi, całym sercem przylegam do miejsc, to właśnie w nich upatrując oparcia i dobroci.
Starówka jest niewielka, ale średniowiecznie piękna. Klepane, brzuchate kamienice, wąskie uliczki, zataczające łuki i kręgi, bramy ciągnące w głąb, nadające pragnieniu poznania wyraźny wymiar, Stare ściany z szyldami dotkniętymi czasem.. Bruk, jak ja kocham bruk, taki nierówny, ideałem byłyby klasyczne kocie łby, ale i ten jest bardzo piękny, aż się chce po nim chodzić na czworakach, dotykać każdego kamienia osobiście i z czułością. Świeci wrześniowe słońce, dookoła knajpki, knajpeczki, dają przyjemną opokę, że w razie niebezpieczeństwa, można nasycić wilka drzemiącego w naszych owczych skórach.

Zamek lubelski mieści w sobie jeden przepiękny obraz i jednego wampira-kormorana, który, albo ma zły dzień, albo jest kormoranem etatowym,w każdym razie, wciąż przychodzi mi do głowy, paskudny pomysł, żeby kormorana podrażnić.
A teraz obraz, to Siemiradzki "W ogrodzie", (a może w parku?). Najchętniej spędziłabym przed tym niewielkim, ukrytym w cieniu "Unii Lubelskiej", kawałkiem płótna, miesiąc. Najchętniej wzięłabym go do domu, żeby nie musieć się z nim rozstawać. Jest coś niezwykłego (i zupełnie niesiemiradzkiego) w rysach pnączy, w duszy tego obrazu. Taki ogród, kiedy letnią porą wychodzę wieczorem, siadam na studni pod jabłonią i czuję się absolutnie cicha wewnątrz, a wokół się wije i pełza, wchodzi na ścieżki i przemyka pod drzewami. Piękny obraz.

Łazimy po starówce i wydajemy ten dzień, grosz po groszu, przysiadamy w przytulnych knajpowych ogródkach, przyglądamy się ludziom, cieszącym się z resztek wakacji, spędzamy z powiek sen.

W katedrze kolejne poruszenie, wnętrze z XVIII-wiecznymi malowidłami, ukryte pod nimi, jest dziwne,a jednocześnie trąca w struny, gdzieś tam zaskakuje i siedzimy tak rozdziawione czas jakiś. W skarbcu zachwytem przejmują hafty szat liturgicznych. Najpierw jednak górę bierze możliwość zabawy z szufladami, które można, a nawet trzeba wysuwać, wiec bawimy się szufladami, a kiedy mózg z jego pociągiem do rzeczy nowych, zostaje ugłąskany, kontemplujemy wzory i wypukłości ornatów, palek, stuł. Mam ochotę dotknąć, przejechać palcem po złotej nici. Poczuć równe tempo oddechu hafciarki, jej bicie serca. Ornamenty wiją się w liście, rozkładają płatki kwiatów, węzełkują w skomplikowany wzór. Tego się nie da opisać, bogactwa igły, jak zwykle, mam ochotę uciekać, kiedy tylko czuję, że piękno mogłoby mi uczynić w środku rysę, że może już nie zobaczę, że już wszystko się zmieni.
Zdaje się, że nasz zachwyt ujmuje panią doglądającą skarbca, bo pokazuje nam różne ciekawostki, narzekając przy tym na ludzi, "co to tylko przychodzą sobie poszeptać". Bo rzeczywiście, zakrystia jest szeptana.
Szepczemy wiec pod instrukcję pani, stojąc w przeciwległych kątach sali. Zuz zastanawia się, po co, u licha, podchodzę do niej za plecami. Wrażenie obłędne.

Zachodzimy jeszcze do bazyliki, jakiś czas spędzamy w Ogrodzie Saskim na koncercie, gdzie (prawdopodobnie) nabywam świetnego przeziębienia, które w dalszej części programu zdejmuje mnie z afisza i skazuje na głosową i wewnętrzną banicję. Kieliszek czerwonego wina, paella, herbata o cudnym aromacie, Lublin nocny.

Rano wyjeżdżamy, czas spać

*

link do strony Szeptanego Lublina

poniedziałek, 20 września 2010

z rozmów z poetką czyli rzecz o życiu

reteska:
chyba z nudów założę konto na facebooku :D

ja:
:)

reteska:
no dobra
z ciekawosci

ja:
jest jesień, wszystkie wolne ptaki przenoszą się na fejsbuka
:]

ja:
więcej żerowisk
...

reteska:
z ciekawości kto z moich znajomych tam jest

ja:
wszyscy :]

reteska:
mówisz wszyscy?
ale ponoć z facebooka nie można się wykasować:|

ja:
ponoć
takie sidła

reteska:
a widzisz

reteska :
i to mię deczko irytuje:|

ja:
a z życia też nie można
i też mnie to deczko irytuje :|

reteska:
heh

ja:
znaczy niby można, ale w fejsbuku niby też ;)

reteska:
no cusz

(przerwa na śmichy chichy)

reteska:
no to uwagaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

(pauza)

reteska:
a!

reteska:
a można zmienić naźwisko i imię?

ja:
w życiu?

ja:
można
musisz wyjść za mąż najlepiej

reteska:
a na fejsbuku?

reteska:
wyjść za mąż najlepiej

reteska:
jak się da

ja:
a imię yyyyy to trzeba chyba jakieś druki powypełniać z potwornymi paniami za biurkiem

niedziela, 19 września 2010

ihaha

wpadł mi w soczewkę i zawiesił się na siatkówce, pewien proceder fotograficko-wspomnieniowy stosowany na różnego rodzaju portalach. otóż umieszcza się fotkę z miejsca, które się odwiedziło, ale fotka musi być nie byle jaka.
1. zasadą fotki jest to,żze na fotce jest "ja"
2 zasadą jest to, że fotka ma w podpisie miejsce jej uczynienia (im egzotyczniejsze, tym lepiej)
i te dwie pierwsze zasady zupełnie mnie nie dziwią, rozumiem i znajduję dla nich sensowne wyjaśnienie;
ale, u licha ciężkiego, nie mogę zrozumieć zasady 3, która głosi, że na fotce nie powinno znaleźć się absolutnie nic, co mogłoby podpis miejsca zasugerować.
jest za to np ściana, albo tło z zrobione muru.
wobec powyższego, z Zuzanną zrobiłyśmy sobie po takiej obowiązkowej fotografii pamiątkowej.



i proszę, oto ja w Lublinie :]


Foto Zuzanna

środa, 15 września 2010

listy

W związku z różnorodnymi różnorodnościami, przypomniałam sobie tę właśnie listę i nawet ją sobie uzupełniłam




sedno

(Autobus, trzy nauczycielki i dwóch kajtków z zerówki, z łepetynami w krasnoludzich czapkach)

Bacha (delikatnym swym głosem, obliczonym na sześciolatka, jednocześnie wskazując na religijną Jolę): A czego uczy was ta pani?

Kajtek (basem): A kiedyś przyszła do nas do klasy i kleilim krzyż!

wtorek, 14 września 2010

aloha i światy w trawie

chcemy wierzyć w Hawaje :]

słuchamy na tę okoliczność, klaszcząc ;D

*


i żukowa piosenka, która nieodmiennie poprawia mi humor oraz wyprawia w dobry nastrój

siemka

śniły mi się dzisiaj słoneczniki i czekolada
oraz magiczny obrzęd oczyszczenia, taniec wykonywałyśmy we trzy, a mi ciągle spadała z głowy chustka. widziałam, bo patrzyłam na siebie z boku.

*

wiem skąd się wzięła magiczna część snu- czytam tuwimowskie szatanalia, wiem, skąd się wzięły słoneczniki, wiem skąd się wzięła czekolada - z jednego, jedynego zdania o czekoladzie, jakie wypowiedziałam wczoraj. mózg to jednak ma nakręcone w tym móżdżku! ;)
taki fajny sen z symbolami, a niesymboliczny, kurcze. same popłuczyny zdarzeń.

poniedziałek, 13 września 2010

wiejskie rozrywki, czyli co robiłam na łykendzie

otóż tak właśnie wygląda sielanka wiejskiego uczyciela. siano, skopki, rodzina Cucurbitaceae

:]








duduk

Dżiwan Gasparian i ormiański duch duduka

"(...)Wyobraź sobie, bierzesz fujarkę, taką samą, w jaką tysiąc lat temu dmuchał bliskowschodni chłop, i opowiadasz swoją historię, a ona porusza Amerykanów.
To właśnie jest rabis"

(W.Górecki. Toast za przodków)

klik klik klik

i tu też klik


i tu

i tu z Garbrielem

i z Vollenweiderem

i specjalnie dla Cezara Maximusa

*

no i w tej ciszy, jaka została, kiedy goście już się rozproszyli po swoich światach, w tej właśnie urosłej ciszy, rozbrzmiewa mi duduk, którego niewątpliwym mistrzem jest Dżiwan Gasparian. i ciszy owej, domowej, jesiennej, nie wadzi, ani też mi jej nie zakłóca, choć może to się wydawać nielogiczne przecież.

czwartek, 9 września 2010

riabina

jesienią światło jest młodsze od ziemi, dlatego głośniej tnie atmosferę, wybijając dziury w moim śnie. brzdęk brzdęk, rozbija się skorupka powiek i niemiłosierny promień nakazuje mi świtanie.
a przecież w pokoju jest tak zimno, że nos wystawiony spod kołdry natychmiast pokrywa się warstewką szronu. w taką jesień, jedynym i niezastąpionym czarem, jest zakląć pogodę w słoju


środa, 8 września 2010

o skrzydłach

Albatros

Czasami dla zabawy uda się załodze
Pochwycić albatrosa, co śladem okrętu
Polatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,
Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu.


Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,
Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,
Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałe
I jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką.


O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!
Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiska
Przedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!


Poeta jest podobny księciu na obłoku,
Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;
Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku -
Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka.

(Ch. Baudelaire. Tłum W. Szymborska)


*
L'Albatros

Souvent, pour s'amuser, les hommes d'équipage
Prennent des albatros, vastes oiseaux des mers,
Qui suivent, indolents compagnons de voyage,
Le navire glissant sur les gouffres amers.

À peine les ont-ils déposés sur les planches,
Que ces rois de l'azur, maladroits et honteux,
Laissent piteusement leurs grandes ailes blanches
Comme des avirons traîner à côté d'eux.

Ce voyageur ailé, comme il est gauche et veule!
Lui, naguère si beau, qu'il est comique et laid!
L'un agace son bec avec un brûle-gueule,
L'autre mime, en boitant, l'infirme qui volait!

Le Poète est semblable au prince des nuées
Qui hante la tempête et se rit de l'archer;
Exilé sur le sol au milieu des huées,
Ses ailes de géant l'empêchent de marcher.

(Charles Baudelaire)


**

I o tak, wyrwanemu z głębi własnej głowy i zacisza karty człowiekowi, łatwo jest zagrać tak, by niezdarnie tańczył i wywracał się o własne łapy.
Niedawno, jakaś przyokazyjna książka, przypomniała mi trop do tego wiersza. Ładny trop.

**

przy okazji zajęło mnie słowo "skrzydło", jako swoiste narzędzie do odbijania blasku. jak szydło - narzędzie do szycia. skrzy-dło

electric blue

W dzisiejszym śniku było senne (w rzeczy samej) miasteczko położone na zboczu skalistej niecki. Tylko ja nie spałam., przyglądałam się absolutnie cudownym żywopłotom i drzewom, które miały drobniutkie liście w kolorze jaśniutkiej mieszanki elektrycznego błękitu i turkusu. Były też nabite i miękkie jak poduchy. Mówiło się w tym śnie po francusku

*

drugi sen dział się nocą, był tam pożar, który odkryłam dzięki niesamowitej czerwonej poświacie na podwórzu. i był też w tym śnie smutny, samotny pies z obwiązanym pyskiem. pies został po zmarłym mieszkańcu naszej wioski i nie chciał przyjść zamieszkać u mojej cioci. był powolny, jadł powoli i ze smutkiem. Taki biały pies w czarne łaty.

Baśnie

No o, przy okazji znalazłam sobie. No o

System Pieniądza Anihilowanego

Odkąd usłyszałam nazwę SPA, wyrosła w mojej głowie wizja luksusu stworzonego dla nowoczesnej, zadbanej pani, która w ramach wypoczynku, stąpa po wyściełanych korytarzach, pławi swoje wysportowane ciało w różnej wody basenach i uśmiecha się do uwijających łaziebnych, między jednym, a drugim kieliszkiem eleganckiego wina.
Kiedy Aniet wygra w totka, a ja spłacę swoje długi (również te wdzięczności), pojedziemy wyrzucić pieniądze w błoto. Otrzymamy białe szlafroki i będziemy obnosić nasz pieniądz na twarzach Później ktoś nas prawdopodobnie złuszczy i wklepie pieniądz w nasz tani, staroświecki cellulit
Póki co, ponieważ komisja kontroli gier i zakładów nie pozwala Aniecie wygrać, pozostają nam sposoby tradycyjne. Więc ciągle jeszcze, kiedy idę na torfowisko, oblekam swoje najgorsze ciuchy, szlafrok pożyczam od taty , zaś w kwestii wina i pary wodnej, to fajna jest bania.
;)

wtorek, 7 września 2010

w granicach rozsądku

Miłość do granic

A w Piotrkowie Trybunalskim...

"SITODRUK
- ozdobi twój interes!"




(z reklamy na budynku zwieszoney)

miejsce

miejsce, na którym siedzę, które zajmuję sobą, odejdzie razem ze mną. nie zniknie skrawek lądu ani spłachetek trawy, a przecież z mapy świata zniknie miejsce, na którym siedzę.
nie ja, ale właśnie ono; to, w jaki sposób patrzę, jak nazywam rzeczy, jak wymawiam głoskę "i" i jak chichoczę. znikną moje kapcie, choć kapcie zostaną pod łóżkiem, zaniknie króliczość pasiastych skarpetek.
w jakiś sposób czuję, czym jest planeta Latarnika, planeta Pijaka, planeta Bankiera.

nasze miejsca już się gubią. kiedy się oddalamy od siebie, gubimy głoskę "i", szczególny kolor weroneza i specyficzne znaczenie "gruntu", to się już nie pojawi.

daj mi losie nigdy nie zatracić tego, jak płynie bałkańska ścieżka, jak przyjaciel wymawia słowo "hipopotan", jak kicha. pozwól losie tym miejscom być całą moją ziemią.

*

(...) Westchnął z żalu i mówił sobie jeszcze:
"Tylko ten człowiek mógłby być moim przyjacielem.
Lecz jego planeta jest rzeczywiście za mała. Nie ma miejsca dla dwóch..."
Mały Książę nie chciał się przyznać, że tym, co najbardziej pociągało go w tej błogosławionej planecie, było przede wszystkim tysiąc czterysta czterdzieści zachodów słońca w ciągu dwudziestu czterech godzin.

(A. de Saint-Exupery "Mały Książę")

studnia

Kaczka pstra dziatkii ma
siedzi sobie na kamieniu
trzyma dudki na ramieniu
pięknie graaaa...

(autor nieznany)

*

no, i czy można, choroba, nie lubić tej kaczki? w jakiś sposób widzę w onej piosneczce siebie, w tym swoim tradycyjnym , sowizdrzalskim płaszczyku, jak siedzę na kamieniu i mam dokładnie taką samą minę, jak ta kaczka. to jest idealnie kacza mina. i koniecznie płetwy.

**

w dzisiejszym śniku było kopanie studni przez znajomego. i jeszcze byłam w tym śnie niewidzialna, niewidzialność wynikała z tego, że nie chciałam być widzialna. no to nie byłam.
tylko jedna osoba w tym śnie mnie widziała, co mnie strasznie denerwowało. zawsze się denerwuję, kiedy ktoś mi się przygląda.
i było mnóstwo tęcz. tęcze za tęczami.

czym jest studnia? podobno w biały dzień widać z niej gwiazdy, w islamie, kwadratowo ocembrowana, jest symbolem raju, majańska kultura czciła studnie "cenotes", starzy chiińczycy natomiast, upatrywali w niej symbolu miłości cielesnej. jezus u studni rozmawiał z samarytanką, a świętojan postawił pod znakiem studni piekło.
studnia była też wejściem do świata podziemnego i tak w baśniach staje się portalem do nieznanych i niedostępnych na co dzień światów )że tak przypomnę dzieweczki wpadające do studni w baśniach polskich, czy bałkańskich). podobną symbolikę przyjmuje senność, zaś psychoanaliza wiąże symbol studni z pragnieniem oczyszczenia i wejścia na wyższy poziom świadomości.
no więc jeśli połączę to sobie z symbolicznym skandynawskim tęczowym Bifrostem, łączącym Asgard z Midgardem, to mogę, jak Joasia z baśni o płanetnikach ("Bursztynowe baśnie"), przebiec tam, gdzie jeszcze nie byłam.
dobry, porządny sen

;)



***

za to wieczorem, na podłogowym party, pokazałam Radzie, jak się wyje kieliszkiem. I też zawyła

****

Przy okazji uprzejmnie donaszam, że borowiki w tym roku są absolutnym cudem świata


*****
"pizgnij się".
trzeba być ofermą, żeby nadepnąć na grabie :|



*******

i marzy mi się namalować śliwkową jesień.
a tu w kolejce czekają jeszcze przecież "rytualne mordy". a tu przecież trzeba pracować, wykonywać dziesiątki papierowych słoneczników na dożynki, odmalowywać dwa białe mieczyki na tle znaku pamięci i kiedyż, ach kiedyż ja wezmę się za śliwkowy pędzel? :(

niedziela, 5 września 2010

imieninowo

Dorota, Herakles, Herkules, Herkulan, Justyna, Laurencjusz, Wawrzyniec, Stronisława

piątek, 3 września 2010

Ambiwalentny powrót z podróży

Tatko (radośnie): Córuś wrócił!

(chwila na uściski)

Tatko (posępnie): Znowu zacznie się zielsko na obiad

połączenia

z podróżnych doświadczeń, wychodzi, że połowa ludzi pracuje dzieś tam dzieś tam, zaś druga połowa w telekomunikacji. więc jest coś w tym dążeniu do zrozumiałych połączeń

czwartek, 2 września 2010

sen wodnicy/ sens zwodniczy

dziś śniła mi się ulewna noc i deszczowe usta. taka niezapowiedziana wizyta, na którą się czekało.

imię niny mają

Absalon, Bohdan, Czesław, Czech, Czechasz, Czechoń, Dersław, Dionizy, Eliza, Henryk, Julian, Stefan, Tobiasz, Wilhelm, Witomysł

środa, 1 września 2010

nie święci garnki lepią

Znajdź jeden Element, którym nie różnią się te obrazki




matki Terezy


św Sebastian


Mahatma


Joanna d'Arc


....

z pamiętnika egocentryka turysty

ja obchodzę świat
a nawet objeżdżam!

kamyki

kto nie układał obrazków z kolorowych kamyków, palec do cukierka, bo za minutkę zamykam budkę.

od wieków jest jakaś ludzka skłonność do budowania całości z monad. może to próba poukładania w sobie myśli, że nie jesteśmy odrębnymi drobinami, tylko mamy swoje miejsce w uporządkowanej całości/obrazie? a może pcha ludzką rękę chęć zmierzenia się z kreacją przy wykorzystaniu materii opornej i kształtów nieprzystajacych?

a jeśli już o tych kształtach, które wymuszają przerwy pomiędzy jednostkowymi kamykami zanurzonymi w mastyksie (matrix? ;), to daje ciekawy obraz przerw między nami-kamykami, nawet tymi pracującymi na jeden odcień nogawki.

mnie zawsze fascynowały kamyki, ich barwy, odcienie tych barw, faktura, kształt. moje życie jest zapchane kamykami, poczynając od kieszeni oraz toreb, a kończąc na biurku, szafach i kartonach.
mozaika wzięła swój początek prawdopodobnie na wschodzie, ulepszona przez Greków i doprowadzona do swej największej świetności przez Rzym, była stosowana pierwotnie na posadzkach, a za chwilę również na ścianach i sklepieniach. jako materiał wykorzystywano kamień, czasem pastę szklaną, kawałki szkła, a także płytki ceramiczne (również dodatkowo malowane w ornament). te na zdjęciach pochodzą z VI w pałacu Justyniana, zwanego Wielkim Pałacem lub Pałacem Mozaiki w Konstantynopolu.
zwracam uwagę na cieniowania.


*Ps:

Ja: macie pojęcie, jak to jest układać taką mozaikę?

Zuz: Mnie cholera strzelała jak trzeba było z tych kulek bibułowych wyklejać!




















( Büyük Saray Mozaikleri Müzesi. Stambuł)


**

i tak, wiem, wiem, że niektórzy tu wspomną, jak na ostatnim spotkaniu, kazałam im oblizywać kamyki, żeby zobaczyć ich barwę i wzór. nie było innego wyjścia, tyle mam na usprawiedliwienie ;)

o uczuciach

mówią, że są