wtorek, 12 października 2010

sny podróżne

Dziś zaśniłam się z Anietą do Wenecji. Była mieszanka słonecznego października i pochmurnego listopada. Szłyśmy długim drewnianym mostem, przewieszonym przez szeroką i głęboko błękitną cieśninę. Most nie miał barierek i podejrzanie skrzypiał.
Szukałyśmy naszego hostelu. Żeby się do niego dostać, trzeba było wspiąć się na strome zbocze, pokryte zgrudziałą, zmarzniętą glebą, pamiętam jej fakturę, twardość i lodowatość. Ciiągle się zsuwałyśmy.
Obok wspinali, zsuwali i zaśmiewali się do rozpuku inni ludzie.
Zostawiłam Anietę zjeżdżającą raz po raz w dół i idąc doliną, znalazłam niedaleko schody, ułożone z białych, płaskich kamieni, wygodne. Wtedy znaleźli je tez wszyscy

*

Drugi sen był o tym, że z trójką ludzi byliśmy w Iraku i musieliśmy dojechać do jakiegoś miejsca (jakiego, nie pamiętam). Wszyscy dostali wypasione bryki, ja malucha. Jechałam nim i ciągle myliły mi się pedały hamulca i gazu.
Aby dotrzeć do celu należało jechać w prawo, a ja bałam się skręcać w prawo, więc wybierałam skręty w lewo aż wylądowałam na ulicy Kafira.
Pojawił się nowy, wyraźny kolor senny- wszystkie samochody były żółte.

**

imieniny dziś mają
Cyriak, Eustachy, Eustachiusz, Grzymisław, Maksymilian, Ostap, Salwin, Serafin, Witold, Witolda, Witołd

ładny zestaw

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz